Rozdział XLV

66 9 0
                                    

Elizabeth


Parkując przed szpitalem, zauważam rudy kok przebijający się spomiędzy samochodów, od razu rozpoznaję Victorię. Jack stoi obok niej i rozmawia z kimś przez telefon. Idziemy do nich i witamy się, ale nie można powiedzieć, że robimy to z radością, ponieważ wszystko przyćmiewa stres. Mam wrażenie, że Vicki nawet nie chce spoglądać w kierunku Davida, jakby coś między nimi zaszło. Co prawda widziałam wczoraj, że poszła za nim, kiedy wyszedł z restauracji, ale nie sądziłam, że mogli się o coś pokłócić...

Kiedy podążamy korytarzem, rzuca mi się w oczy, że Jack nawet nie chwyta ją za rękę i od momentu, gdy jesteśmy tutaj, nie odezwał się do niej ani słowem. Spoglądam pytająco na Davida, ale on chyba udaje, że nie rozumie, o co mi chodzi.

Siadają na krzesłach obok rodziny Zayna, a my witamy się i stajemy obok lubianego przez nas parapetu.

- Nie sądzisz, że są jacyś dziwni? – Pytam, patrząc w widok za oknem.

- Kto? Victoria i Jack? Zawsze są dziwni, nie mów, że dopiero teraz to zauważyłaś.

- Och daj spokój. Nie chciałam wczoraj poruszać tego tematu, ale widziałam, że Victoria wyszła z sali, kiedy postanowiłeś się przewietrzyć.

- No i? Może poszła...

- Nie okłamuj mnie. – Mówię stanowczo, piorunując go wzrokiem.

- Tak, rozmawiałem z nią. – Wydusił. - Powiedziała kilka słów za dużo i Jack to słyszał, myślę, że o to im poszło.

- Co powiedziała? – Dociekam.

- Że jestem złym człowiekiem, ale użyła o wiele więcej słów – jego twarz posmutniała, a wzrok wbił w lampę stojącą na zewnątrz – i pewnie poniekąd miała rację, ale Jack twierdzi, że nie jestem taki zły i zawiódł się na tym, co mówiła twoja przyjaciółka.

- Ona już nie jest moją przyjaciółką- czuję posmak goryczy, na który nie byłam gotowa, a David patrzy na mnie litościwie – nawet jeśli się zakochała i nie polubiła cię, to nie powinna była mnie odtrącać. Przyjaciele tak nie postępują. Tłumaczyłam sobie, że bez względu na wszystko zawsze będziemy przyjaciółkami, ale takie zobowiązanie nie może być jednostronne, a w tej sytuacji tylko ja tego chciałam.

- Bardzo mi przykro.

Obejmuje mnie, a ja czerpię siłę z jego uścisku.

- Mi też, może kiedyś z nią o tym porozmawiam, kto wie? Może kiedyś ją zrozumiem. – Wzruszam ramionami.

- Może.

Nienawidzę tego uczucia, gdy sekundy zamieniają się w minuty, a minuty w godziny... Od kiedy przyjechałam z Davidem do szpitala, wszystko się odciąga, lekarze nie przychodzą, a Zayn wciąż śpi... Victoria, Jack, rodzice i brat naszego przyjaciela również czekają w stresie, ale nadal trwa cisza.

W końcu po upływie kolejnej godziny przychodzi wysoki mężczyzna w towarzystwie dwójki pielęgniarzy. Uśmiecha się do nas i podaje dłoń ojcu Zayna, mówi coś, po czym wchodzi do sali.

Serce podchodzi mi do gardła. Cieszę się, a jednocześnie przeraźliwie boję, choć wiem, że nie mam czego. David ściska mnie mocno za dłoń, widzę, jak zbladł, czuję drżenie jego ciała, dlatego opieram się o niego, by czuł, że tu jestem.

- Wszystko będzie dobrze. – Powtarzam kolejny raz.

- Wiem – szepcze i chowa twarz – wiem o tym, tylko dlaczego tak długo? To powinno trwać piętnaście minut.

- Doktor powiedział, że będzie musiał dojść do siebie i muszą sprawdzić, jak będzie reagował. – Wtrącił się Matt. – Prosił, byśmy nie wchodzili.

Paper Memories | In the arms of danger | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz