Rozdział XIV

126 14 0
                                    

Elizabeth


Strach jest niezwykle silnym uczuciem, rozprzestrzenia się po wnętrzu, a kiedy za długo się tam tłamsi, zaczyna emanować na zewnątrz, tak jest właśnie teraz. David siedzi naprzeciwko mnie i czuję, jak jego strach udziela mi się z każdą kolejną sekundą. Chciałabym wziąć go na siebie, ale to nie jest takie proste, bo nie można go przenieść, on co najwyżej rozrośnie się i pochłonie nas oboje, jeżeli D nie zacznie mówić.

- David? – Ponaglam go.

- Przepraszam El. Panicznie boję się, że cię stracę, to wszystko. – Odpowiada, nie patrząc na mnie.

- Nie mówisz mi wszystkiego.

- Wszystko mogłoby nas zniszczyć. – Odchodzi kilka kroków do przodu, a ja podążam za nim.

- O czym ty mówisz?

- Nie zawsze byłem taki jak teraz, rozumiesz? To dla ciebie chcę się zmieniać! – Uniósł głos. – Dla ciebie pragnę być lepszy, bo gdybym był taki jak dawniej, nie śmiałbym spojrzeć w twoim kierunku.

- Nie ma znaczenia to jaki byłeś, liczy się to co jest teraz, każdy ma prawo się zmienić. – Chwytam go za ramię. – Wszystko da się naprawić- sama do końca sobie nie wierzę, ale kontynuuję- gdyby było inaczej, nie byłoby nas tutaj. – Odwrócił się i spojrzał w moje oczy, ujął w dłonie moją twarz i zbliżył się. – Mamy za sobą trudną przeszłość, ale wyszliśmy z niej cało, zmierzymy się ze wszystkim razem. Już nie będziesz sam.

Jego oddech uspokoił się, a kciuk ostrożnie zaczął muskać moją szczękę, aż w końcu zmienił kierunek i wodził po moich ustach. Pocałowałam lekko opuszek jego palca, a on oderwał go i przycisnął do mnie swoje wargi. Czy to obietnica?

Siadamy na ławce, która jest w tym miejscu specjalnie po to, by móc odpocząć, a przy tym obserwować widoki. David rozsiada się wygodnie i patrzy na mnie wyczekująco, a ja nie do końca rozumiem skąd to spojrzenie.

- Powiedziałaś, że gdy usiądziemy...

- No tak. – Przerywam mu i biorę głęboki wdech. – Początek historii już znasz – uśmiecham się lekko- po uderzeniu przez samochód, traciłam i odzyskiwałam przytomność co jakiś czas. – Na myśl o tym robi mi się niedobrze i boli mnie każdy mięsień. – Później w szpitalu było podobnie. Trafiłam na stół operacyjny i o moim życiu decydowała doba, w ciągu której mój stan się pogorszył. – Wprowadzili mnie w stan śpiączki farmakologicznej.

- Czyli z wypadku coś pamiętasz? I ze szpitala?

- Nie do końca. – Wzdycham. – Ale nikt mi nie powie, że ból, który pamiętam, jest wymyślony. – Nabieram głęboko powietrza i kontynuuję. - Zdążyłam ci wspomnieć, że nie mam dobrych relacji z moją matką i mam wrażenie, że to w dużej mierze zasługa tego wypadku.

- Dlaczego?

- Rozstała się z moim ojcem, więc zapewne była zdruzgotana, a do tego córka, która jeździ na wózku, musi mieć rehabilitację, wizyty u psychologa, a żeby tego było mało, nic nie pamięta.

- Przecież nie byłaś temu winna.

- Sama nie wiem, mogłam nie wybiegać na ulice. – Parskam sztucznym śmiechem. – Początkowo dopytywałam o ojca, którego nie ma, zapewne ją to bolało. Zaczęła częściej wyjeżdżać, a ja się za to obwiniałam.

-El... -

- Gdybym tak dużo nie mówiła, chciałby ze mną spędzać czas, a tak, żeby mnie nie słuchać zaczęła wyjeżdżać i chyba weszło jej to w krew, bo do dzisiaj tak jest.

Paper Memories | In the arms of danger | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz