Rozdział XLVI

60 11 1
                                    

Elizabeth

Ten moment, w którym czujesz, że cały świat wali ci się na głowę, ale zamiast uciekać, zamierasz i patrzysz, jak wszystko płonie. Wszystko rani cię z każdą sekundą coraz bardziej. Każde koleje słowo, wspomnienie, powoduje, że cierpisz mocniej niż kiedykolwiek, a kiedy zdaje się, że gorzej być nie może, okazuje się, że to dopiero początek...

Sięgam do koperty, przez zamglony wzrok początkowo widzę tylko plamę, ale kiedy po raz setny ocieram oczy skrawkiem swojej bluzki, zauważam, co jest na zdjęciu. Przełykam ślinę, jakby cięła mój przełyk.

Czuję niepokój, zupełnie jakby ktoś odciął dopływ tlenu, a ja, zamiast uciec, czekam do ostatniego wdechu. Zaciskam list w pięści i opadam twarzą na materac. Chciałabym zacząć krzyczeć, płakać, ale nie mogę, jakby ktoś wypłukał mnie z emocji... Podnoszę się po dłuższej chwili z zamiarem otworzenia kartki, którą podkleił z tyłu, ale kiedy chcę ją odczepić, drzwi otwierają się, a pomieszczenie wypełnia znajomy zapach... Nie odwracam się, siedzę, wbijając wzrok w zdjęcie, które trzymam. Nie wiem, co miałabym powiedzieć, jak zacząć rozmowę z kimś, komu ufałam całym sercem.

- Przepraszam, że tak długo, ale Jack poprosił mnie, bym odwiózł Vicki. – Obejmuje mnie, a ja podnoszę się gwałtownie i idę w kierunku okna. - Coś się stało? – Staje obok mnie i spogląda na moje dłonie. – Co to za zdjęcie? - Wziął je i podniósł wzrok, a wtedy ja również na niego spojrzałam. – Skąd je masz? – Zapytał zdziwiony, jakby to, co na nim widzi, było dla niego tajemnicą.

- Powiedz mi prawdę. – Prostuję się, a kiedy on sięga, by dotknąć mojego policzka, odtrącam jego dłoń. – Nie dotykaj mnie! Masz w tej chwili powiedzieć mi wszystko, rozumiesz? O mojej matce i twoim ojcu. O Victorii. O twojej rodzinie.

- Ale... - Kiedy widzę, jak się broni przed rozmową tracę cierpliwość, zabieram kurtkę i wychodzę. - Dokąd idziesz?!

Zasłania wyjście swoim ciałem, a ja parskam mu w twarz.

- Odsuń się – odwracam od niego wzrok – myślisz, że masz prawo mi rozkazywać? To, że okłamywałeś mnie przez cały czas, chyba powinno ci wystarczyć.

– To nie tak, posłuchaj mnie. – Próbuję go minąć, ale on chwyta mnie za przedramię. -Spójrz na mnie do cholery! Elizabeth!

Odpycham go i wybiegam z sali, biegnę do windy, która zamyka mi się przed samym nosem. Pędzę schodami, by jak najszybciej od niego uciec. Dogania mnie na parkingu, ale ja w ostatniej chwili łapię taksówkę.

- Proszę zamknąć drzwi! – Krzyczę do kierowcy, gdy David uderza dłońmi o karoserię.

Podaję adres i choć David słyszał, gdzie jadę, nie przejmuję się tym.

Wbiegam do domu i z hukiem zamykam drzwi, a rodzice podnoszą się z kanapy, na której siedzieli objęci niczym para nowożeńców. Staję przed nimi i wiem, że domyślają się, co mogło się stać. Myślałam, że wejdę tu i od razu zacznę krzyczeć, ale kiedy przyszło mi na nich spojrzeć, głos ugrzązł mi w gardle. Miałam przed sobą kobietę, która zniszczyła mi życie i wystawiła na próbę mój zdrowy rozsądek i mężczyznę, który wolał się odsunąć, zamiast mnie uratować.

- Córeczko, co się stało? – Podchodzi do mnie James i wyciąga dłoń.

- Nie dotykaj mnie! Nie ważcie się mnie tknąć!

Popycham wazon stojący obok mnie, a on rozpada się na miliony kawałków.

- Co ty wyprawiasz do cholery?! – Warczy moja matka, a ja zaczynam drwić jej prosto w twarz i podchodzę do mebli obok telewizora.

Paper Memories | In the arms of danger | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz