Rozdział XXXI (Lost control)

72 13 6
                                    

David


Dawno nie byłem tak zadowolony ze swojej podróży. Dowiedziałem się dużo więcej, niż oczekiwałem, ale mimo to nie potrafię skleić tego w sensowną całość.

Spoglądam na śpiącego obok mnie Zayna i naprawdę żal mi go budzić. Wiem, że jest zmęczony, przez moje zachowanie nie spał po nocach, ponieważ snuł ze mną plany na to, co zrobić następnego dnia i zaraz po powrocie. Teraz kiedy w końcu zasnął, lot zbliża się ku końcowi.

Szturcham go lekko, a kiedy na mnie patrzy, wskazuję na okno.

- Nawet nie poczułem, że lądujemy. – Mówi przeciągając się.

- Zauważyłem. – Uderzam go w ramię. – Dzięki, bez ciebie nie dałbym rady.

- Daj spokój – uśmiecha się – ale nigdy więcej nie proś mnie o udawanie twojego chłopaka.

- Serio myślisz, że tego chciałem? – Wybucham śmiechem. – Sytuacja tego wymagała, co miałem powiedzieć tej babce?

- Że się przyjaźnimy? – Marszczy komicznie brwi.

- Zamówiłem pokój dla pary, kiedy zapytała, czy to mój partner to po prostu się zgodziłem.

- Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz. Ja też zakochałem się w twoich dołeczkach.

- Stary, ciężko się nie zakochać w kimś takim jak ja, wiem to.

- Jasne. – Odchyla głowę do tyłu. – Może laski dają się nabrać na twój urok, ale nie ja. Mnie trzeba zdobywać. – Komicznie mruga oczami.

Kocham go. Zayn Wilson to mój brat, którego nigdy nie miałem. To mój najlepszy przyjaciel, dla którego gotów jestem wskoczyć w ogień. Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobił, ile razy mi pomógł. Wielokrotnie podnosił mnie, kiedy upadłem i nigdy się nie odwrócił. Jack raz nawalił w roli przyjaciela, odsunął się, kiedy wszyscy byli przeciwko mnie. Pamiętam, jak wszyscy mówili, że jestem potworem, bo wykorzystałem Julie tuż przed śmiercią. Nie tłumaczyłem się z oszczerstw rzucanych przez Kevina i plotek rozsiewanych przez każdego innego idiotę, bo nie czułem takiej potrzeby. Moje milczenie dla większości było przyznaniem się do winy, tylko młodszy Wilson nie potrzebował potwierdzenia. Stał u mego boku zawsze. Zachowywałem się niejednokrotnie jak palant, ale nigdy mnie nie oceniał. Czasem zwrócił uwagę, że przeginam, ale nigdy nie oceniał. Mógł nazwać mnie zerem, dupkiem, skurwielem, tak jak większość, ale tego nie robił.

Po śmierci mojego ojca dał mi dużo więcej niż ludzie, którzy przychodzili ze sztucznym współczuciem do mojego domu. Nie siedział obok i nie tłumaczył, co powinienem zrobić, nie szukał rozwiązań. Przeżywał ze mną każdą złą emocję i był. W wieku piętnastu lat taszczył moje zwłoki do domu, kiedy się nawaliłem. Stawał u mojego boku do bójek, które sam wszczynałem. Był zawsze. Najlepszy z najlepszych, jedyny i niepowtarzalny.

Wysiadamy z samolotu i od razu zabieram telefon mojego przyjaciela. Włączam go i zaczynają napływać wiadomości.

- Nie chcę być chujem stary, sprawdź, kto do ciebie pisze, a później daj mi zadzwonić do El.

- Myślisz, że odbierze w środku nocy? Po prostu do niej jedź.

- Dobrze wiem, że na mnie czeka. Napiszę chociaż wiadomość.

- Mam w cholerę nieodebranych połączeń od Jacka. – Spogląda na mnie zdziwiony.

Za chwilę jego twarz zbledła, a usta lekko otwarły się ze zdziwienia. Wzrok wbił w ekran i nie podniósł go, dopóki nie uderzyłem go w ramie. Spojrzał na mnie i przełknął znacząco ślinę. Zanim cokolwiek z siebie wydukał, przeklną cicho.

Paper Memories | In the arms of danger | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz