Rozdział XLI

75 12 0
                                    

David


- Zayn! – Wyrwał się ze mnie krzyk, cichy, ale najgłośniejszy, jaki dotąd z siebie wydałem.

Elizabeth trzyma w objęciach mojego nieprzytomnego przyjaciela, jest cała w jego krwi, która strumieniem płynie po panelach. Nie zwracam uwagi na ogień, nie patrzę na zwłoki Dana leżące obok tylko na ich dwójkę. Moja ukochana szepcze coś do niego, błaga go, by otworzył oczy, próbuje dłonią zatamować krwotok, ale to na nic.

Sięgam po koszulkę leżącą na komodzie i podbiegam do nich, upadam na kolanach obok mojego przyjaciela i wyrywam go z jej objęć. Dociskam materiał do rany, z której wypływa życie. Jego oczy są zamknięte, twarz pobladła, a ciało bezwładnie spiera się na moich kolanach. Płomienie trawią wszystko, co spotykają na swojej drodze, ale to nie ma znaczenia.

- Zayn, słyszysz mnie? – Mówię do niego. – Błagam, nie umieraj przyjacielu, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, jesteś moim bratem! Cholera Zayn! Spójrz na mnie, błagam! – Krzyczę na całe gardło, ale nic to nie daje.

Elizabeth szlocha coraz głośniej i uciska ranę, a ja wciąż do niego mówię.

- Zayn, kurwa, pamiętasz, jak się poznaliśmy? Przeprowadziłem się tutaj i nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, nie chciałem z nikim się przyjaźnić, ale ty nie chciałeś się odczepić. – Dociskam do siebie jego głowę, obejmuję ją jak nigdy dotąd. – Proszę cię, nie umieraj. Chcę, żebyś jeszcze raz tak jak wtedy po tym, gdy dowiedziałem się, że ojciec nie żyje, stanął w moim progu i domagał się, by matka przekazała mi moje ulubione ciastka, które kupiłeś. Chcę jeszcze raz utonąć w marzeniach, leżąc z tobą nad jeziorkiem, zapalić to cholerne ognisko i porozmawiać z tobą o głupotach. Chcę móc znów słuchać twoich teorii spiskowych o oceanach i pokłócić się z tobą, że nie dajesz mi spokoju. Błagam Zayn! Chcę jeszcze raz zobaczyć, jak udajesz obrażonego, gdy mówię, że Jack jest przystojniejszy, choć to tak naprawdę ty zawsze byłeś ideałem! Jeżeli wrócisz, nigdy więcej nie skłamię, że jesteśmy parą albo zrobię to celowo, by zobaczyć to, jak komicznie mieszasz się, gdy nazywają nas partnerami.

Moje łzy spływają po jego policzkach. Nie puszczę go, nie potrafię wypuścić go z objęć, bo boję się go stracić. Błagam Boga, by go zostawił, to powinienem być ja, ale ten koleś na górze robi to celowo. Po co mu ktoś taki jak ja, skoro on potrzebuje aniołów...

Do środka wbiegają strażacy i siłą odrywają mnie od mojego najlepszego przyjaciela.

- Uciekajcie stąd! – Krzyczy jeden z mężczyzn.

Patrzę na nich jak oddalają się z Zaynem, to wszystko jest jak koszmar, nawet nie wiem, jak długo Elizabeth ciągnie mnie za rękę, zauważam to, gdy mężczyzna w kombinezonie wlatuje po nas do środka. Spoglądam na nią, jest czerwona od temperatury, a jej twarz zalana jest potem i łzami, tak bardzo tego nie chciałem.

- David błagam, musimy stad uciec. Nie pomożemy Zaynowi, jeśli tutaj spłoniemy.

Ona ma rację, ma pieprzoną rację.

Wstaję i ciągnę ją, by pierwsza opuściła płonący budynek. Strażacy rozpoczynają akcję ratunkową, a ja biegnę do przyjaciela, który jest już na noszach wsadzany do karetki. Elizabeth jest tuż obok mnie, krzyczy do niego:

- Zayn! Pamiętaj, że musisz mi o czymś powiedzieć! Proszę, obudź się. Błagam! Chcę zobaczyć twoje zielone oczy, muszę je zobaczyć, kiedy będziesz mi to mówił.

Jeden z ratowników odciąga mnie, a ja zanoszę się szlochem, który słyszą kilka ulic dalej, z moją ukochaną postępują podobnie. Biegnę za karetką, ale to na nic. Odwracam się i mijam ratownika, który coś do mnie mówi, ale nie zwracam na niego uwagi i kieruję się w stronę samochodu. W tłumie gapiów dostrzegam Jacka, który widocznie nas szuka. Zauważa mnie i zaczyna do mnie biec.

Paper Memories | In the arms of danger | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz