Tłok w autobusie był czymś kompletnie normalnym w naszym mieście. Ściśnięta jak sardynki w puszce, chciałam dotrzeć na osiedle, na którym znajdował się mój apartament. Wszystko szło gładko dopóty, dopóki za moimi plecami nie znalazł się on. Uśmiechnięty jak zawsze w swojej czarnej kurtce, którą nosił jeszcze za czasów szkolnych. Pachniał tylko inaczej. Lepiej. Wymężniał i dobił dwóch metrów wzrostu. Teraz nie mogłam już powiedzieć, że jest niski.
Starałam się jak najbardziej odsunąć, a tym bardziej nie odwracać. Niestety wszechświat chciał inaczej, kiedy mocne hamowanie, pchnęło mnie na klatkę chłopaka.
- Merritt. – Słyszałam to zdziwienie w jego głosie. Nie widzieliśmy się od dwóch lat, nie licząc pewnego przypadkowego spotkania, kiedy minęliśmy się przed sklepem.
Kompletnie jakbyśmy się nie znali. Tak jak działo się to od tamtej sytuacji. Staliśmy się sobie obcy. Czego nie potrafiłam sobie wybaczyć.
- Canaan. – Uśmiechnęłam się lekko. Otwierał usta, kiedy pojazd zatrzymał się na moim przystanku. – Tu wysiadam.
- Ja też.
Przepchnęliśmy się przez tłum ludzi. Wysiedliśmy na świeże powietrze, które było tak bardzo kontrastowe z tym którym oddychaliśmy w komunikacji miejskiej. Było ciepło jak na marcową pogodę. Delikatny wiatr szargał moje włosy. Ptaki ćwierkały dookoła, a ja zastanawiałam się jak taki piękny dzień może być aż tak stresujący. Jakby duży ruch w pracy nie był wystarczający. Marzyłam już tylko o zanurzeniu się w wannie gorącej wody.
- Gdzie idziesz? – Zapytał.
- Do domu. – Wskazałam palcem w stronę, w którą miałam zmierzać.
- Odprowadzę cię. – Starłam się zignorować uczucie, które rozlewało się po moim żołądku. – Dawno cię nie widziałem.
- Wyprowadziłam się na pierwszy rok studiów do Londynu. Teraz studiuje zaocznie i prowadzę w naszym mieście firmę. – Poprawiłam torbę, opadającą mi z ramienia. Miałam nadzieje, że zamaskuje tym zdenerwowanie.
- Naprawdę? – Przez cały czas patrzył na mnie. Tym samym wzrokiem co kiedyś. Zanim poleciało o parę słów za dużo.
- Tak – uśmiechnęłam się na myśl o moim małym studiu. – studio graficzne z małą kawiarnią.
- Wow to wspaniale. Nie spodziewałem się... chociaż ty zawsze byłaś stworzona to bycia swoją własną szefową.
''Merritt tylko nie spal buraka dziewczyno, proszę''
- A ty? Prawo czy filmografia? – Zapytałam, pamiętając nasze stare rozmowy. Kiedyś widziałam go jako wielkiego reżysera.
- Nic. – Uśmiechnął się ukazując zęby. Zawsze były idealnie białe i świeże. Na coś uzależnienie od gum do żucia się przydało. – Pomagam w firmie, w której pracuje mój tata i Florin.
-Oh...
- No tak wyszło. – Szliśmy spacerowym krokiem. Mój niedawny pośpiech wyparował, a droga do domu nagle zaczynała się wydawać o wiele za krótka.
- A co u Alayai? – Pamiętałam tą piękną blondynkę, która zajęła moje miejsce. Tylko może wcale to miejsce nigdy nie było moje?
- Nie jesteśmy już razem. – Zacisnął usta w cienką kreskę. – Rozstaliśmy się krótko po skończeniu klasy maturalnej. Ali miała inną wizję na życie niż ja. Nie chciała małżeństwa. Wyjechała do Glasgow. Poznała kogoś nowego i właśnie dzisiaj dostałem zaproszenie na jej ślub.
Mało nie zachłysnęłam się powietrzem. Myślałam, że to ja byłam okrutna w jego stronę.
- Przykro mi. Wydawaliście się być szczęśliwi.
- A ty? – Zmieniał temat. Może była dla niego ważniejsza niż dał po sobie poznać.
- W sensie? – Zmarszczyłam brwi. Przecież to oczywiste, że nie miałam kontaktu z Alayą. Nigdy nie byłyśmy blisko.
- Czy masz kontakt no wiesz... z Liorem?– Mówił o swoim byłym przyjacielu. Zaczęłam z spotykać się z nim po spławieniu Cana. To stało się ich tematem tabu. Jednak karma to wredna suka i Lior spławił mnie. Długo zbierałam się po tym fakcie.
- Nie. – Nie dodałam nic więcej. Lior przestał istnieć dla mnie, kiedy dostanie zaczął mnie ignorować. Jedyną emocje jaką żywię wobec jego osoby jest drobna wdzięczność, że nauczył mnie doceniać chłopaków, którzy za mną biegali. On tego nie robił, za to taką osobą był Canaan. – A ty masz z kimś kontakt ze szkoły? Micah? Wesley?
- Tylko drobny. Micah jeździ po kraju starą furgonetką i robi to co zawsze. – Nie musiał mówić co. Dobrze wiedzieliśmy, że Micah już w szkole lubił sobie zapalić co nieco i wypić. Był naszym najlepszym przyjacielem i nawet nasza kryzysowa sytuacja, nie zdołała odebrać mu tego miana.– Z Wesleyem nie mam kontaktu. Urwał się po pierwszym roku, kiedy przeleciał mi dziewczynę.
- Dziewczynę?
- Już byłą. – Prychnął. – A twój kontakt z Lolą, Demelzą i Omri?
- Z Lolą otworzyłam studio. Oprócz tego Lol studiuje medycynę. Demelza robi karierę trenerki ze swoim narzeczonym, a Omri to Omri. Wiesz jaka była. – Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, czy pamiętał każde nasze późne rozmowy. Ufałam mu wtedy, więc mówiłam mu wszystko. – Tu mieszkam.
Wskazałam apartamentowiec, zatrzymując się przed wejściem na klatkę schodową.
- Nigdy cię nie przeprosiłem. – Wypalił nagle po chwili ciszy, która zaległa między nami. Skinęłam lekko głową, wiedząc co ma na myśli.
Tamte wakacje bardzo zapadły mi w pamięć. Do teraz w mojej głowię zastanawiam się, jak by się to potoczyło, gdybym nie zaczęła tej rozmowy.
- Nie powinienem pisać ci tych słów. Byłem zły za to, że mnie spławiłaś.
- Byliśmy gówniarzami. – Zauważyłam, wykręcając sobie palce u dłoni.
- Byłem szczeniakiem, ale to mnie nie tłumaczy. Wiedziałem, że mieliśmy się przyjaźnić, ale chyba nie potrafiłem znieść faktu, że odzywałaś się do mnie tak samo, ale nie byłaś moja. Związek z Alayą miał być łatką na moje serce i wszystko działało, dopóki znowu się nie pośpieszyłem. Tak jak z tobą. Przepraszam cię.
- Can ty się nie pośpieszyłeś. To ja zjebałam. Byłam wystraszona moimi uczuciami. Nie byłam gotowa na związek, a mimo wszystko wodziłam cię za nos przez dziewięć miesięcy. Zrobiłam ci nadzieje. Zgodziłam się pierwotnie na związek, żeby wycofać się z tego po jednym dniu...
- Po dwudziestu sześciu godzinach. – Wtrącił na co prychnęłam.
- Oboje zrobiliśmy źle. – Zamilkłam. Nie wiedziałam co jeszcze chciałam powiedzieć. Dalej nie potrafiłam wyrazić jak bardzo żałuje, że spieprzyłam tą relacje.
- Co powiesz na kawę któregoś dnia? – Potarł kark, eksponując jak zawsze wyrobione idealnie mięśnie. – Oczywiście jak będziesz w mieście.
- Oczywiście. Chętnie.
Może tak miało być. Los chciał żebyśmy coś przeżyli, aby znaleźć się w tym miejscu.
CZYTASZ
Rude uniesienia
Short StoryKrótkie historie zalegające w mojej głowie (i pliku worda). Niektóre opowiadania są inspirowane filmami, piosenkami czy nawet historią (nie zawsze będąc rzetelnym źródłem). Każdy rozdział można czytać osobno i w różniej kolejności (mimo że czasami u...