Podziwiałam je.
Poznałam je, kiedy miały pięć i osiem lat. Od razu upodobały sobie mój pokój w kolorach turkusu. Na zlecenie powstały cudne malowidła białych kwiatów i zostały dostawione stoliki i kanapy. Często ze mną przesiadywały, a Elizabeth, młodsza z sióstr, chętnie włączała mnie do ich zbaw. Czasami czytały książki na głos, aby mogła przysłuchiwać się historii, czasami urządzałyśmy sobie podwieczorki albo wspólnie siedziałyśmy w ciszy każda pochłonięta swoimi myślami.
Innym razem przebierałyśmy się w ubrania ich mamy. Dla mnie zawsze był zarezerwowany kapelusz z falbanami. Sofia w ciemnych włosach siostry idealnie, komponowała kwiatki, czego zawsze jej zazdrościłam. Eliza przywdziewała do tego za dużą suknie w kolorach lawendy i biżuterie babki, której miała zakaz ruszania.
- Claro ty nic jej nie powiesz? – Zapytała chichocząc Elizabeth.
- Eli csiii. – Uciszyła ją druga dziewczynka, uśmiechając się w moją stronę. – Oczywiście że jej nie powie.
Starsza ubierała tiule i szyfony obwieszczając, że zostanie krawcową co spotykało się dezaprobatą rodzicielki.
Pamiętam, jak grały po kryjomu w tenisa. Przyglądałam się ich roześmianym twarzą w porannym świetle, wpadającym przez okna. Zazdrościłam im tak swobodnych nieskrępowanych ruchów. Tamtego dnia zajmowałam inne miejsce niż zazwyczaj, przez co oberwałam piłką w policzek. Trzynastoletnia już Eliza, podbiegła do mnie przykładając swoje ciepłe dłonie do mojej twarzy.
- Nic ci nie jest Claro? Gniewasz się? – Zmartwienie w jej oczach było autentyczne.
Nic mi nie było. Nawet nie odczułam uderzenia, a już nie wspominając o gniewie, którym nie potrafiłam darzyć dziewczyn.
Zdążało się też, że przypatrywałam się tańczącym siostrą w rytm melodii z pianina, wygrywaną przez ich starszego brata Phlipa. Chłopak był ładny, choć niestety rzadko kiedy przesiadywał w moim pokoju. Wysoki o pięknych rysach twarzy. Brązowych włosach zaczesanych według podyktowanej mody w Paryżu.
Odwiedził mnie po raz ostatni pewnej kwietniowej nocy. Miał siedemnaście lat. Jego nowiuśki frak zdawał się delikatnie wymięty. Podszedł do mnie w paru szybkich krokach i ujął moje zimne policzki. Muskając kciukiem skórę czułam się jak w niebie. Głupio było przyznać, ile razy fantazjowałam o tej chwili. Otwierał delikatnie usta próbując z siebie wydusić słowa.
- Kochana... Uh... Nie, nie tak. – Nabrał powietrze ciężko w płuca, skanując wzrokiem moja twarz. – Chciałbym ci powiedzieć, że nie widzę koło swojego boku nikogo innego... i... nie... Czy mogę cię pocałować? Nie to brzmi...
Przywarł swoimi ustami do mnie, muskając je lekko. Zjechał dłonią na kark, chcąc pogłębić pocałunek. Muskały mnie jego ciepłe i miękkie wargi niczym chmurka.
Nie musiał się pytać mnie o zdanie, bo i tak bym się zgodziła.
Oderwał się nagle zaciskając oczy.
- Głupi jestem. – złapał się za nasadę nosa, odwracając się na pięcie i odchodząc.
Od tamtej pory przestał zjawiać się w moim pokoju. Jakiekolwiek szczątki informacji na jego temat dochodziły mnie od dziewcząt. Tak też się dowiedziałam, że się żeni.
- Oh ona jest taka urocza. – Westchnęła Sofia rzucając się na fotel przed mną.
- Ja jej nie lubię. – Odparła zniesmaczona Eliza. -Ten jej nos i te różowe policzki.
Jej loczki podskakiwały żywo, kiedy przechadzała się w tą i z powrotem po pokoju.
- To dyktują trendy.
- Jakoś Clara takich policzków nie ma.
Zwróciła palcem w moją stronę.
- Ale Eli Clara...
Po tym incydencie i Sofia zaczęła rzadziej pojawiać się w pokoju, a kiedy już była, zdawała się mnie ignorować. Nie kierowała spojrzeń w moją stronę, już nie mówiąc o słowach.
Elizabeth, mimo że przesiadywała z taką samą częstotliwością, kiedy to je poznałam, wydawała się bardziej poważna. Nie byłam pewna co to powodowało, kiedy pewnego dnia w dzień osiemnastych urodzin Sofi ta wleciały z impetem do pokoju. Obie skakały wesołe po zdobnej kanapie, krzycząc o zaręczynach starszej. Nim się obejrzałam i Elizabeth została mężatką, którą ja nigdy nie miałam zostać.
Teraz siedziałam w moim koncie podziwiając dorosłe kobiety, bawiące się ze swoimi dziećmi. Sofia była w trzeciej ciąży ze swoim kochanym mężem Mavericiem. Eliza ma tylko jedno dziecko. Małą dziewczynę o ciemnych puklach.
Chciałam bym mieć takie życie.
- Mamo, mamo ona płacze. – Córeczka młodszej z sióstr wskazała mnie palcem.
- Och Claro to posąg. One nie płaczą. – Zaśmiała się przyglądając się mojemu mokremu policzku.
Podziwiałam je. Tylko to mogłam zrobić będąc kamienną rzeźbą.
CZYTASZ
Rude uniesienia
Short StoryKrótkie historie zalegające w mojej głowie (i pliku worda). Niektóre opowiadania są inspirowane filmami, piosenkami czy nawet historią (nie zawsze będąc rzetelnym źródłem). Każdy rozdział można czytać osobno i w różniej kolejności (mimo że czasami u...