Wandale

1 1 0
                                    

Nie byłam nękana w szkole, to ja nękałam innych. Do czasu jego rządów.

- To moje miejsce. – Skrzyżowałam ręce na piersi wbijając wzrok w czarnowłosego siedzącego przy moim miejscu w stołówce.

Zaraz miał zadzwonić dzwonek. Gwar rozmów będzie niósł się po pomieszczeniu, ale póki co byliśmy tylko my.

- Tak? – Uniósł jedną brew. Jego zielone oczy prześliznęły się po mojej sylwetce zatrzymując na chwile wzrok na tatuażu żmii na obojczyku. – Nasikałaś na nie jak piesek by oznaczyć teren?

- Tak. – Odparłam nonszalancko. – Zjeżdżaj mi z oczu.

- A gdzie podziało się proszę? Przy wykorzystywaniu pieniędzy rodziców zabrakło chwilki na maniery?

- Wpierdalaj z mojego miejsca. – Chłód w moim głosie działał na wszystkich. Z wyjątkiem niego.

- Jeszcze będziesz prosić bym je zajął. – Szepnął mi do ucha, wstając w momencie rozbrzmiewającego dzwonka.

*~*~*~*

Wszyscy w popłochu schodzili mi z drogi. Niski chłopak o rudych lokach padł na posadzkę przy moim pchnięciu. Mokre ubrania przylegały do mnie idealnie ukazując bordowy zestaw bielizny. Na końcu korytarza stała dyrektorka z kubkiem kawy, widząc mnie zmarszczyła brwi wracając do swojego gabinetu. Czego oczy nie widzą tego duszy nie żal. Podobno.

- Tylko na tyle cię stać? – Przejechałam językiem po zębach, wbijając swój wzrok w jego plecy w skórzanej kurtce.

- Jeżeli to poprawi ci nastrój to powiem, że tak. – Z trzaskiem zamknął szafkę.

- Nie zapomnij, że to ty zacząłeś wojnę.

- Nie Aphra, mój drogi farfocelku. – Ściągnął usta w wyrazie kpiny. – To ty ją zaczęłaś dawno temu.

Rozchyliłam lekko wargi nie wierząc w to co usłyszałam. Nikt tak do mnie nie mówił od przedszkola. Wciągnęłam powietrze przez usta przywracając na twarz kamienny wyraz.

- Może i tak – wzruszyłam ramionami. – Szykuj się na piekło. Jestem pomysłowa.

- Kłam mi więcej.

Prychnęłam, odchodząc w stronę szkolonego parkingu z planem zemsty.

Dupek mógł być tylko jeden i byłam nim ja.

*~*~*~*

Obłąkany śmiech niósł się po korytarzu. Nie byłam pewna, dlaczego się śmieje. To wszystko było irracjonalne.

- O co ci chodzi? – Zapytał zakładając ręce na piersi.

Czarna czapka z daszkiem zakrywała jego kruczoczarne włosy. Bejsbolówka narzucona na ramiona dodawała mu swego rodzaju wyższości, jakby to tworzyło jego pewność siebie.

- Jesteś jebnięty. – Stwierdziłam ze śmiechem, starając się nie patrzeć na wnętrze mojej szafki szkolnej. –Flaki to poniżej godności.

Nasze głosy niosły się po pustym budynku szkoły. To spotkanie nie było w żadnym razie planowane, a stało się jednym z ważniejszych w moim życiu.

- Godność ma przekucie opon i zużyte pieluchy w stroju treningowym?

- Nawet nie wiesz jak dobrze smakuje. – Mlasnęłam, oblizując wargi.

- To smak żałości farfocelku.

Zamarłam, wpatrzona w jego zielone oczy.

- Nie powiedziałeś tego.

- A co wstydzisz się swoich zmechaconych włosów z przedszkola? A może tego, że prawie zadusiłaś dziewczynkę, która zniszczyła ci przez przypadek włosy albo tego jak prawie wbiłaś mi kredkę w oko? – Spojrzałam na kość policzkową, gdzie widniała nieduża blizna.

- O to masz cały ten czas problem? – prychnęłam – bo wydłubałabym ci oko jako gówniarz?

- Nie o to, mam problem, bo jesteś suką, mimo że miałaś wszystko. Lubili cię i do tego miałaś wszystko. Kochających rodziców, pieniądze, podziw innych.

- I nie mogłeś mi tego powiedzieć wcześniej? – Warknęłam poirytowana ilością prawdy.

Nigdy tak tego nie widziałam. Po sytuacji z głupią ksywą i włosami uznałam, że wszyscy działają na moją niekorzyść. I mimo że od przedszkola minęły wieki dalej byłam agresywną suką.

- Chciałem uprzykrzyć ci życie jak ty to robiłaś mi, a potem widząc twoją frustracje i jak marszczysz brwi, gdy się wkurzasz, robiłem to z przyjemności oglądania cię.

- Nie robię tak. – Tyle udało mi się wydusić. Dziwne łaskotanie roznosiło się po moim brzuchu.

- Robisz – odparł - możesz teraz podciąć mi gardło. Pozwolisz mi się wykrwawić na tym holu. Moje krew spłynie do twoich butów, a ty zgadnę się odsuniesz by tylko się nie pobrudzić – prychnął – będziesz patrzeć, jak umiera osoba, która cię kocha.

Wbiłam niedowierzające spojrzenie w jego osobę.

- Kłamiesz.

Wpił się w moje otwarte usta, zaciskając lekko palce na moich policzkach. Oddałam pocałunek. Jego okrutne usta były zadziwiająco jedwabiste i miękkie. Przyparł mnie do ściany za moimi plecami. Całował mocno jak wygłodniałe zwierzę, wsunął palce w moje spięte włosy, znajdując gumkę, rozerwał ją gwałtownie. Pukle rozsypały się na moje ramiona. Zęby stukały o siebie, języki łączyły się w tańcu, usta scaliły się w jedno. Żar, który od nas płonął spaliłby niejedną placówkę edukacyjną. Szumiało mi w uszach jakby krew krążąca intensywniej w moim ciele dawała o sobie znać. Pod palcami czułam szybki rytm jego serca. Nie poznawałam go.

- Wandale! – Pocałunek przerwał ochroniarz, zmierzający w naszą stronę. – Chuligani!

- W nogi. – Szepnęłam rejestrując jego cwaniacki uśmieszek.

Rude uniesieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz