10-minut w niebie

8 1 0
                                    

Gra toczyła się w wąskim gronie, co działało na moją nie korzyść. Jednak wcale mnie to nie zniechęcało. Procenty krążące po moim obiegu idealnie dodawały pewności siebie i odwagi. Podnosząc się z mojego miejsca, które zajmowałam na ziemi, czułam, że nogi uginają się pod mną. Zerknęłam w okno, gdzie majaczyło moje odbicie dążące za Ignacio.

Idąc szerokimi korytarzami ogromnej willi należącej do Betsy, kierowaliśmy się do najbliższego pokoju. To on był wyznaczona do gry 10-minut w niebie. Podrasowanej wersji gry 7-minut w niebie.

Nie przejmowałam się i nie było to zasługą alkoholu.

Przekraczając próg zapaliliśmy lampkę na etażerce przy wejściu, ignorując zasady gry. Usiadłam na biurku, a między moje nogi wsunął się chłopak. Zarzuciłam mu ręce na ramiona, przygryzając w uśmiechu wargę. Gdyby ktoś teraz zamierzał wtargnąć do pokoju, wyglądalibyśmy jak rozchwiane hormonalnie nastolatki, które mają z siebie zedrzeć ubrania. Czyli tak jak zakładała ta gra.

- Zabijał mnie wzrokiem. – Odezwał się, hamując śmiech.

- Wiem.

Odetchnęłam ciężko, przecierając powieki.

- Mogę go pobić. – Oznajmił brunet unosząc moją brodę bym spojrzała w jego szare oczy.

- Czemu?

- Bo mnie wkurza. – odwrócił wzrok, patrząc na półki pełne książek. - Betsy najprawdopodobniej nie otworzyła ani jednej z nich w całym swoim życiu.

Zaśmiałam się, przekrzywiając głowę. Chciał zmienić temat.

- Jakbym biła wszystkich którzy mnie wkurzają, większość miałaby pobijane jaja.

Spojrzał na mnie mrużąc oczy.

- Dalej wypytuje, gdzie chodzisz?

- Nie, po tym jak zarzuciłam mu, że ja tego nie robię. Przestaliśmy też tak często pisać. Nie wiem co z nim zrobić. Nic mi nie wyznał. Lubię z nim siedzieć, bo te motylki w brzuchu, ale...

- Masz wątpliwości? – Przerwał mi dziwnym głosem, ściskając moją dłoń.

- Za dużo. O wiele za dużo wątpliwości.

Chciałam sunąć się z blatu, czym przybliżyłam się do chłopaka. W tym samym momencie drzwi otworzyły się i stanął w nich obiekt naszej rozmowy. Axton.

- Minęło dziesięć minut. – Oznajmił.

Spojrzałam na niego, a potem na przyjaciela. Wiedziałam, że to jest ten moment.

- Igo poczekasz na mnie na zewnątrz? Zaraz przyjdę. – Uśmiechnęłam się słabo jakby to miało go zapewnić, że wszystko jest dobrze.

Rzuciłam ostatnie spojrzenie na plecy bruneta opuszczającego pokój.

- Powiedz, że nic z nim nie robiłaś. – Zwróciłam spojrzenie na szatyna.

Oparł się o drzwi, uwydatniając tym wyrobione ramiona. Poczułam, jak szarpnęło mnie w dole brzucha. Czułam przy nim tak skrajne emocje.

- A co, jeżeli tak?

Oczekiwałam jakieś konkretnej reakcji. Może to było głupie, ale szukałam jakieś oznaki, że mu na mnie zależy. Do tej pory wszystko ograniczało się do kontroli, gdzie jestem, spotkań ze znajomymi, objęć i wiadomości.

- Nic.

Wzruszył ramionami. Nie chciał walczyć, a ja nie miałam zamiaru wiecznie biegać za uciekającym. Nie chciałam kogoś kto bał się podjąć ryzyko.

- Nie uważasz mnie za puszczalską?

Nie wiedziałam co chce osiągnąć. Specjalnie wkładałam rękę w mrowisko

- Tego nie powiedziałem. – uniósł ręce w obronnym geście. – tylko...

- Tylko co? Co Axtonie? Igo to mój przyjaciel, tak samo jak ty. Ja cię nie ograniczam i ty nie możesz tego robić mnie. Nie odważyłeś się nic powiedzieć. Nie zrobiłeś żadnego kroku w moją stronę!

- Nie napisałem do Fauny, mimo że mi to radziłaś.

- I to uważasz za altruistyczny gest?!

Nie chciałam zacząć krzyczeć. Za ścianą znajdowali się nasi znajomi. Nie dotyczyło ich to i chciałam, żeby tak pozostało.

- Poradziłam ci to, bo miałabym pewność, że mogę spokojnie ruszyć dalej! – machałam rękoma w emocjach - To byłby dobry powód abym przestała o tobie myśleć!

- Czemu ty nie zrobiłaś kroku?

- Mało ich robiłam!?

Kiedy przypomniałam sobie każde siedzenie z nim objęta, odprowadzanie mnie do domu przez niego robiło mi się dziwnie nie dobrze.

- Z Ignacio...

- Nie mieszaj go do tego! To tylko mój przyjaciel!

Minęłam go w drzwiach, ruszając korytarzem do wyjścia.

- Czekaj. – Zapał mnie za łokieć.

Powoli odwróciłam się w jego stronę. Czułam, jak alkohol wyparował z mojego ciała, a zmęczenie co raz bardziej dawało o sobie znać.

- Dajmy sobie spokój. To nie ma sensu. Nie widzę nas w związku.

- Ale...

- Powiedziała żebyś odpuścił – koło mnie stanął brunet, obejmując mnie delikatnie ramieniem. – nie słyszałeś?

- Ruchasz ją! – Odparł pewnie z cwanym uśmiechem.

To był moment, w którym pierwszy raz nie poznawałam go.

- Może i tak. Robię o wiele więcej niż ty.

Mierzyli się zawistnym wzrokiem, a ja nie miałam na to siły. Poruszyłam się niespokojnie.

- Igo chodźmy stąd. – wychrypiałam i ruszyłam do wyjścia.

Chłopak po chwili ruszył za mną, równając ze mną krok.

- Zawsze będę dla ciebie. – Szepnął do mnie otwierając mi drzwi do samochodu.

Uśmiechnęłam się pod nosem, sadowiąc się w pojeździe. Wizja następnej poważnej rozmowy zapowiadała się o wiele przyjemniej. Ale to już opowieść na inny czas.

Rude uniesieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz