W głowie mi wirowało mimo siedzenia. Loża w klubie ustawiona była w dość odosobnionym miejscu, ale z widokiem na parkiet. Sączyłam ósmego, a może dziesiątego drinka tego wieczoru w towarzystwie mojej najlepszej przyjaciółki Ginny. Opijałyśmy jej awans w kancelarii prawniczej, jej przystojnego sąsiada. Ginn miała na niego chrapkę, ale mężczyzna nie cały tydzień temu się zaręczył. Zastanawiałam się czy nie opijamy jej smutku zamiast awansu.
- Ginn, chyba wypiłam za dużo. - Język mi się dziwnie plątał, upewniając mnie w moim przekonaniu. – Widziałaś moje klucze? Albo mój telefon?
Spojrzałam na parkiet, gdzie spocone ciała nikły w szalonym tańcu. Nie byłam już nawet pewna, gdzie położyłam torebkę.
- Oh Macy, daj spokój. – Machnęła dłonią, chichocząc jakby była młodsza z pięć lat. – Spójrz jak dobrze się bawią. Daj na luz.
Nie przejmowała się, że jej szminkę ktoś zmył pocałunkiem i gdzieś zgubiła drinka. Przyszła tu tylko aby znaleźć zatracenie.
- Co się dzieje na parkiecie? – Zapytałam po tym, kiedy nagle zaczęło robić się tłumnie.
- O boże. – Ciemnowłosa złapała się za serce, jakby dostała zawału. – To moja ulubiona piosenka!
Krzyczała, ciągnąc mnie za sobą. Nie spodziewałam się po niej tyle siły. Łyknęłam resztkę drinka, podążając za nią. Nie widziałam wyraźnie, ale poczułam, jak weszłyśmy w tłum tańczących ludzi.
- Let's escape into the music, DJ, let it play! – Na całe gardło krzyczała tekst piosenki Rihanny, podskakując z dłońmi w górze.
Okręciła mnie Wiedziałam, że w taki sposób zmniejszam jej szanse na jakiś numerek. Wyglądałyśmy, jak para, mimo że żadna z nas nie gustowała w tej samej płci.
- Co to za klub? – Wypaliłam do przyjaciółki, zdając sobie sprawę, że nie przyswoiłam tej informacji, po tym jak zmieniłyśmy lokal po raz trzeci tego dnia.
- Nie pamiętam! – Wykrzyknęła, próbując przekrzyczeć kakofonie głosów i muzyki. – Ale jest fajnie! Jest świetnie! Po prostu tańcz! Nie przejmuj się, będzie dobrze!
Czułam, jak włosy oklejały mi kark i piersi. Przybliżałyśmy się do siebie i oddalałyśmy płynnymi ruchami w rytm muzyki. Potem Ginny wylądowała w ramionach jakiegoś blondyna. Zdawała się nie narzekać na towarzystwo więc dalej tańczyłam sama.
Powolnym ruchami przykucnęłam, a kiedy się wyprostowałam, poczułam silne dłonie na biodrach.
- Co zrobić by widzieć to częściej? – Wszędzie poznałabym ten głos.
Obróciłam się do bruneta o zielonych oczach. Uśmiechał się szeroko, co uwydatniło jego dołeczki w ostro zarysowanych policzkach.
- Szefie pomyśle, że mnie śledzisz. – Ułożyłam dłonie na jego ramionach, włączając go do tańca.
- Nie powinienem się na to godzić. – Zaczął nami kołysać. Gdyby nie jego dłonie podtrzymujące mnie, leżałabym już na podłodze.
- Na co? – Wybełkotałam, chichotając tak jak chwilę temu Ginn.
- Na nazywanie mnie szefem. – Szepnął mi do ucha. Mimo hałasu bardzo dobrze go słyszałam. Czułam, jak krew zaczyna mi buzować. - Też rządzisz tą firmą skarbie.
- Myślałam, że powiesz o zakazie imprez. – Zjechałam dłońmi na jego klatkę piersiową. – Co tu robisz?
- Odzyskuję twój telefon i klucze do naszego mieszkania. – Obrócił mnie. Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczął kierować nas do wyjścia.
- A Ginn? – Spojrzałam przez ramię za przyjaciółką.
- Wyszła już z tym swoim sąsiadem. – Poprawił moją koszule która zaczynała opadać mi z ramion.
- Ale... - Urwałam, patrząc na moje ubranie. – Mam koszulę na lewą stronę.
Szkoda, że nie ugryzłam się w język. Nie chciałam tego mówić. Wychodziłam na pijaną.
- Powinnaś kontrolować lepiej procenty, kochanie. – Prychnął pod nosem widząc mój zabójczy wzrok. Choć wcale mógł taki nie być sądząc po reakcji mojego męża.
- Czy Hollis nie był zaręczony? – Wróciłam do tematu niespodziewanie.
- Kto?
- Szef Ginny. Ten wiesz... - Dodałam po chwili. - Sąsiad.
- A o tym mówimy. Gdybyście nie myślały pochopnie wiedziałybyście, że to jego brat się żeni.
- Ale to zdjęcie na Instagramie. To w smokingu.
- Ma być drużbą. – Zacisnął usta w cienką kreskę powstrzymując śmiech. Nie wierzyłam. Mózg zaczynał mi się przegrzewać, a procenty nie ułatwiały. – To on po mnie zadzwonił. Po tym jak Ginn wypłakała mu się do słuchawki.
Musiała to zrobić, kiedy wyszłam do łazienki. Głupia wariatka. Musiałam zapamiętać, aby ją złajać.
- Co? To wy się znacie? – Zmarszczyłam brwi, wsiadając do naszego auta. – Z Hollisem?
- Oboje prowadzimy kancelarie w tym mieście. Znamy się oględnie. Kojarzę go bardziej z nazwiska. – Wytłumaczył zapinając mi pasy.
Zaczynało dopadać mnie zmęczenie. Powieki zaczynały mi się kleić, kiedy wypaliłam nie kontrolując do końca mojej buzi.
- Martwiłeś się?
- Kochanie zawsze się martwię. – Uniósł mnie w górę, niosąc we własnych ramionach do domu. – Opowiesz mi jutro?
- Jasne. – Wymamrotałam, czując pocałunek na czole i miękki materac naszego łóżka pod plecami.
CZYTASZ
Rude uniesienia
Short StoryKrótkie historie zalegające w mojej głowie (i pliku worda). Niektóre opowiadania są inspirowane filmami, piosenkami czy nawet historią (nie zawsze będąc rzetelnym źródłem). Każdy rozdział można czytać osobno i w różniej kolejności (mimo że czasami u...