Słodki ziołowy

1 1 0
                                    

!Poprawność historyczna nie jest zachowana. Nie bierzecie tego jako rzetelnego źródła informacji!

Drobne, zmarznięte nogi schowała pod strzępki materiału, który kiedyś można było nazwać kocem. Gładkie niegdyś stopy, miała całe usiane obtarciami i bąblami od skórzanych butów, które przyszło jej nosić codziennie od dwóch lat. Ciągłe piesze wędrówki, brak snu i niepokój związany z wojną, nie wpływał dobrze na nikogo z jej towarzyszy. Ona sama po pięciu latach podupadła na zdrowiu.

Jej dziewiętnastoletnie ciało widziało tyle okrucieństw od strony III rzeszy oraz sowietów, a mimo to przez cztery lata żyła w konspiracji na burzliwych terenach swojego kraju, którym była Polska. Ukrywała się głównie po małych wsiach w swojskich gospodarstwach, tak jak teraz, przekazując informacje. Przyzwyczaiła się do spania w sianie i życia z dnia na dzień.

Jej rodzice planowali całe jej życie, dopóki nie zostali rozstrzelani w ich posiadłości na jej oczach. Wtedy uciekła z Antonim, synem kamerdynera. Byli jedynymi, którzy przeżyli rzeź rozegraną w dworku, należącym do jej rodziny przez pokolenia. Pierw uciekli kawałek za granice Czechosłowacji, za pieniądze, które udało im się zabrać z posiadłości. Wszystko to działo za namową blondyna, jednak ona chciała walczyć za swój kraj. I tak znowu znaleźli się w samym sercu II wojny światowej.

- Nawojka, wstawaj. – Poczuła jak ciepła dłoń, lekko trzęsie jej ramieniem.

- Nie śpię. – Pociągnęła nosem, powoli się podnosząc.

Musiało być wcześnie rano, zważając na ciemnice panującą w oborze. Na zewnątrz wiał wiatr, przeplatany z kruczeniem kruków z nie dalekiej jabłonki.

- Musimy się ukryć. – Spojrzała się na niego pytająco. Dobrze wiedziała, że w tej okolicy już rzadziej kręcili się Niemcy. Przeżyli tu miesiąc pomagając w gospodarstwie. - Ruscy. – Oni byli gorsi. Gwałty, kradzieże i konfiskaty.

Dziewczynie ze wsi zabrali dobry rower, oddając w zamian spalone zgliszcza czegoś co kiedyś można było nazwać rowerem.

- Ale jak... - Wyprostowała się, zbierając rude pukle w niestarannego koka.

- Nie ma na to czasu. – Pociągnął ją za rękę, wzbijając w powietrze siano, na którym siedziała. Słodki ziołowy zapach już do końca będzie jej się kojarzyć z tym momentem niepewności.

Od roku takie przeszukania zdążały się coraz rzadziej. Nie wiedzieli jeszcze, że wojna powoli dobiega końca, a oni przeżyli ją prawie bez uszczerbku na zdrowiu.

Pociągnął ja w stronę stogu siana, usypanego w prawej części stodoły. Szybkim ruchem wkopał ich pod hałdę ususzonej trawy.

- Antek co się dzieje? – Zapytała szeptem, wiercąc się niespokojnie.

- Cicho, nie ruszaj się. – Uspokajał, patrząc w pół mroku na jej wysypaną piegami twarz.

- Udusimy się tu. – Syknęła przez zęby.

- Jak się zaraz nie uspokoisz to udusi cię Rosjanin z krwi i kości. – Spojrzała na niego, prychając.

- Oбыскать коровник – Rozległ się głos jednego z żołnierzy sowieckich, stojących na dworze. – Szybko.

Nie mineła minuta, kiedy mężczyźni wparowali do pomieszczenia z drewna. Stukot ich podeszw zamilkł na rzecz trzeszczącego podłoża jakim było siano.

- Przeszukać hałdy. – Nakazał, na co Nawoja, spojrzała gorączkowo na swojego towarzysza.

- Będzie dobrze. – Szepnął, całując ją w czoło jak małe dziecko. – Musi być. – Wtuliła się w niego, by kiedy żołnierze zaczną nakłuwać ich kryjówkę nie mogli ich trafić.

- Nie ma tu nic. – Zameldował jeden z mężczyzn.

- Wychodzimy – Słyszeli jak drewniane wrota zamykają się za sowietami.

Już chciała się wyrwać spod siana, kiedy zatrzymał ją blondyn.

- Czekaj. – Syknął, nasłuchując.

- Czemu? – Szepnęła.

- Coś słyszę. – Miał racje, ktoś jeszcze z nimi tam był.

- Wychodźcie. – Młodziutki głos dotarł do ich uszu. – Nawojka. Antoni. – Był to najmłodszy syn gospodarzy. – Odjechali już.

Dziewczynie nie trzeba było mówić dwa razy. Wyskoczyła jak poparzona, pierw łapiąc w objęcia ośmioletniego chłopca, a potem rzucając się na Antoniego, który z ledwością wygrzebał się z suszonej trawy.

- Żyjemy. – Na dźwięk jej słów blondyn uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach usianych bliznami. – Kocham cię Antoni. – Szepnęła w jego usta.

- Je ciebie też Naw. – Bez większego namysłu przyciągnęła jego twarz, czując uśmiech na jego ustach, miękkie blond włosy za uszami i ciepłe wargi stykające się z jej zimnymi.

- Mamo, a Antoni i Nawojka całują się w sianie! – Wykrzyknął mały Henryk, biegnąc w stronę domu.

Zaśmiali się patrząc sobie w oczy.

- Uciekamy? – Zaproponował chłopak, wywołując większy napad śmiechu rudowłosej.

-------------

Jestem bardzo zaangażowana w tematykę II Wojny Światowej, więc nie mogło zabraknąć, choć jednej opowieści obsadzonej w tamtych czasach. Dodam jeszcze że historia z rowerem akurat jest prawdziwa i zdarzyła się mojej prababci.

Wasza _Tulpian_

Rude uniesieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz