Biegłam. Stukot moich butów niósł się echem po korytarzach szpitala. Oddech więzł mi w gardle przy każdym ruchu sprawiając ból. Łzy już nieodczuwalnie płynęły po moich policzkach.
Nie wierzyłam. Nie chciałam uwierzyć. To wszystko było prawdą. Jeden pieprzony telefon wystarczyłbym zamarła. Tony miał wypadek. Kierowca w ciężkim stanie skierowany do szpitala. Jeden z pasażerów zgon na miejscu, drugi podczas drogi do szpitala. Wiedziałam, że on nie kierował. Nie cierpiał tego. Chciałam go jeszcze raz ujrzeć. Ten ostatni raz, bo gdyby nie ja...
Szloch wyrwał mi się z gardła, kiedy przed moim zamazanym spojrzeniem, dostrzegłam blond włosy matki chłopaka. Tak ją kochał, a teraz... przez mnie. To wszystko przez mnie.
Byłam bliska wpadnięcia w histerie, kiedy jego mama spojrzała na mnie. Osunęłam się na kolana chowając twarz w dłoniach. Co ja jej mam powiedzieć?
Ciepłe dłonie ujęły mnie pod ramiona sadzając na pobliskim krześle.
- Nie chciałam. To wszystko moja wina.
- Charlie o czym ty mówisz? – Kobieta odciągnęła dłonie od mojej twarzy.
- To moja wina. Gdybym się z nim nie pokłóciła nie pojechałby tam. Nie wsiadłby do tego samochodu. – Mój głos załamywał się przy każdej samogłosce. Nie miałam siły. – Wcale nie miałam pretensji o to, że mnie bronił... tylko... - Czemu obwiniałam go o taką głupotę? Dlaczego jestem taka głupia?
- Charllot uspokój się. Będzie dobrze.
- Nie będzie. – Szloch rozdarł mi gardło. – Już nigdy nie będzie.
- Wyjdzie z tego. Jest silny. – Spojrzałam na nią za mokrych łez. Nie rozumiałam. Przecież... Oddech stał się ciężki, jakbym wdychała dwutlenek węgla.
- Co? – Spojrzała na mnie spokojnie w jej oczach malowała się troska.
- Prowadził. Tony był kierowcą. Auto skasowano od prawej strony.
- Tony żyje?
- Tak. – Przełknęła ciężko ślinę. – Tony żyje.
Łzy radości uleciały z moich oczu. Jakaś część kamienia spadła mi z serca. Tony żył. Mój narzeczony żył.
*~*~*~*
- Proszę tylko nie długo.
- Dziękuje. – Skinęłam głową pielęgniarce wchodząc do sali.
Zapach środka sterylnego wrył się w moje nozdrza od miesiąca. Nie był to zapach, który chciałam kojarzyć z nim.
- Szarlotko moja. – Zachrypnięty głos dobiegał z łóżka chłopaka.
- Miałeś mnie tak nie nazywać. – Usiadłam wtulając się w blondyna.
- Choremu odmówisz? – Na jego twarz wkradł się szelmowski uśmiech. Tak dobrze mi znany.
- Nadużywasz tego tytułu. – Spojrzałam mu w oczy. – Mówiłam ci to?
- Chyba nie. – Udał zamyślonego. – Może chcesz mi powiedzieć? – Szepnął, zbliżając się do moich ust.
- Może. – Musnął delikatnie moje wargi, opierając czoło o moje.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.

CZYTASZ
Rude uniesienia
Short StoryKrótkie historie zalegające w mojej głowie (i pliku worda). Niektóre opowiadania są inspirowane filmami, piosenkami czy nawet historią (nie zawsze będąc rzetelnym źródłem). Każdy rozdział można czytać osobno i w różniej kolejności (mimo że czasami u...