Ludzka rzeźba

3 1 0
                                    

Nawet nie próbuj. – Warknęłam przez zaciśnięte zęby do chłopaka, który mocniej przycisnął mnie do swojej klatki.

-Ruszasz się. Nie mam wyjścia.

Podjęcie pracy jako złota rzeźba stojąca na ulicach Berlina była najgłupszą decyzją w moim życiu. Szczególne, że od dziecka mam zdiagnozowane zespół nadruchliwości. Potocznie znane jako ADHD. Spytasz wiec, jak mnie przyjęli do tej pracy. Skłamałam, a moją ruchliwość załagodzili, dając mi partnera do pracy, który miał mnie pilnować. Wszystko byłoby znośne, gdyby nie niekomfortowe pozycje i nasza wspólna niechęć do siebie. Złota, niewygodna suknia stylizowana na osiemnasty wiek, nie ułatwiała pracy na, tyle że parę razy zaliczyłabym glebę, gdyby nie Osirys. Gorset z taniego materiału nie przepuszczał powietrza i czułam, jak pot oblepia całe moje ciało. Od czoła po stopy pływające w za dużych pantoflach kupionych dla innej pracownicy. Rękaw trzy czwarte z falbaną odparzył mi skórę w miejscu, gdzie stykała się z gumowym ściągaczem, a makijaż spływał po twarzy, pozostawiając uczucie lepkości.

Nagle poczułam, jak lekki podmuch smaga czubek mojej głowy.

- Co ty robisz? – Syknęłam.

Mimo że o tej godzinie był spory ruch, nikt nie zwracał na nas uwagi, co pozwalało nam na krótkie wymiany zdań. Nawet jeżeli szefostwo nie byłoby zadowolone.

- Twój włos wpadł mi do buzi. – Szepnął i nim zdążyłam zapytać w jaki sposób, skoro wszystkie moje rude kosmyki były sklejone chmarą lakieru oraz farby, podeszła do nas trzyosobowa rodzina.

W momencie, w którym wrzucili parę euro do złotego kuferka stojącego przed nami, zaczęliśmy odstawiać jedną wyuczoną sekwencje ruchów. I tak wszystko parę razy dziennie, póki nie wybije siedemnasta, a najgorsze słońce oraz upał nie przeminą.

- Koniec. – To jedno wyczekiwane każdego dnia od początku wakacji słowo, padające z ust chłopaka. Jedyne, jakie mogłabym słuchać od niego. – Zaraz nas zabiorą.

Na miejsce przywoził nas zawsze jeden z pracowników, a później odwoził do agencji, gdzie mogliśmy się umyć i przebrać w czyste ciuchy. Kolejnym drobnym nieudogodnieniem był fakt, że auto było malutkim fiatem niemieszczącym naszej dwójki, kiedy miałam suknie. Tak też byłam zmuszona do trzech opcji. Jechaniu w samej bieliźnie i upchnięciu sukni do bagażnika. Pójście z buta lub siedzenie na jednej nodze szatynowi. Niżej nie mogłam upaść. Jednak to ja uparłam się na wakacje w Berlinie bez oszczędności w przeciwieństwie do Maney. Mojej przyjaciółki, z którą wynajmowałam mieszkanie na czas pobytu w Niemczech. Ona dniami hulała ze swoją dziewczyną po mieście, a ja pracowałam, by jakoś się utrzymać.

*~*~*~*

Wychodząc z szatni w swoich ubraniach i kolorze skóry, skierowałam się do wyjścia. Nagle rozdzwonił się mój telefon, wyświetlając twarz dziewczyny o zielonych jak trawa włosach.

- Co tam Maney? – Odezwał się pierwsza, słysząc śmiechy po drugiej stronie linii.

- Słuchaj Iyana, my nie zdążymy wrócić z Lipska. Phea zarezerwowała nam pokój w jednym z hoteli. - Przerwało jej krzyknięcie jej towarzyszki dotyczące jakiejś fontanny. – Dasz sobie radę?

- Tak, dam sobie rade. Nie pierwszy raz mnie porzucasz. - Westchnęłam ciężko, wychodząc na gorące podwórze z klimatyzowanego budynku. Od razu zapragnęłam tam wrócić. I tak nie miałam co robić. Nie znałam nikogo w całych Niemczech oprócz Maney, która przybyła z Irlandii razem ze mną. Nie byłam osobą snującą się bez towarzystwa.

- Dobrze, pozostawiamy ci puste mieszkanie. Ciesz się życiem! – Pisnęła, rozłączając się w pośpiechu.

Ruszyłam schodami w dół, kiedy coś, a raczej ktoś przyciągnęło moją uwagę. Koło swojego roweru opartego o ścianę po lewej stał Osirys, klnąc pod nosem na telefon trzymany w dłoni. Kiedy tylko na niego spojrzałam, nasze spojrzenia się skrzyżowały. Od samego początku miałam wrażenie, że jego zielone tęczówki mogły prześwietlać na wylot.

Rude uniesieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz