Czarownik doskonale wiedział, że nie spędził poza domem dużo czasu. Dosłownie wyszedł z mieszkania, gdy Morgana i Gwaine jeszcze spali, zjechał windą do podziemi i wyciągnął z piwnicy, która wcale nie była w środku większa, niż wyglądała z zewnątrz, kilkanaście woluminów, które położone jeden na drugim kończyły się wyżej, niż on sam, gdy niósł je w rękach. Czarownik szczerze sądził, że się wyrobi i wróci do domu zanim którykolwiek z jego towarzyszy zdąży się obudzić. Wszystkie księgi nieomal wypadły mu z rąk, gdy w mieszkaniu przywitał go absolutny chaos i hamider, gdy Morgana i Gwaine wyzywając się próbowali przeszukać dom żeby go znaleźć. Gdy oboje usłyszeli dźwięk zamykanych drzwi, praktycznie teleportowali się do przedpokoju tak szybko, że Merlin przez chwilę zastanawiał się czy ktoś im czegoś nie dosypał do jedzenia poprzedniego wieczoru.
- Merlinie, wróciłeś! - praktycznie krzyknęła Morgana sama nie wiedząc, czy ma się z tego faktu cieszyć, być zirytowana czy czuć wyrzuty sumienia w związku z tym, jak wyglądała jej ostatnia rozmowa z Merlinem.
- Jesteś cały? Wszystko w porządku? Stało się coś? - zasypał go w tym samym momencie pytaniami Gwaine z miejsca zabierając najdelikatniej, jak tylko mógł, część woluminów z rąk przyjaciela i uważnie oglądając jego twarz pod różnymi kątami żeby upewnić się, że nie ma na niej żadnego śladu nowej walki.
Czarownik spojrzał na towarzyszy jakby zerwali się z księżyca i po prostu wszedł do mieszkania, z miejsca włączając wodę na herbatę i odstawiając woluminy na kawowy stolik obok swojego tymczasowego łóżka. Merlin nie wiedział, czy zawdzięczał to masie doświadczeń spania w gorszych warunkach, czy jego stare kości po prostu postanowiły raz w życiu zachować się w porządku, ale nawet nie obudził się aż tak poskładany, jak sądził.
- Szukaliście czegoś? - spytał ze śmiechem czarownik rozglądając się po pokoju i zauważając, że wszystkie drzwi, szafy i szafki są otworzone na oścież. Szczerze Merlin był nieco pod wrażeniem, że Morgana i Gwaine dali radę zrobić aż taki bałagan tak szybko.
- Zniknąłeś bez słowa rano. Zmartwiłem.... zmartwiliśmy się - oświadczył Gwaine poprawiając się w ostatniej chwili a powaga bijąca z jego twarzy i zirytowanie widoczne w całej jego postawie sprawiły, że Merlinowi trochę przeszła ochota na żarty.
- Wyszedłem po księgi do piwnicy. Nie było mnie kwadrans - zauważył logicznie chłopak dalej nie do końca rozumiejąc w czym dokładnie leżał problem.
Zrozumienie sytuacji pojawiło się w mózgu Merlina niczym objawienie. Przez chwilę czarownik nie wiedział, czy ma się zacząć śmiać, płakać czy przytulić swoich towarzyszy i im podziękować. Merlin przywykł do tego, że to on ochraniał innych. Że jego obecność pozostawała niezauważona, że pojedyncze osoby wykazywały się jakąkolwiek chęcią sprawdzenia, czy z nim wszystko w porządku. Merlin zdawał sobie również sprawę z tego, że to wyjściowo szczupłe grono dodatkowo straciłoby paru członków, gdyby odjąć wszystkie te osoby, które jego nieobecność zauważyłyby tylko dlatego, że czegoś potrzebowały i akurat nie był obok by im to zapewnić.
Melin doskonale wiedział, że tak jak na Camelocie nie miał na to zbyt wielkiego wpływu, tak w czasach po Camelocie to on sam wybierał odsunięcie się od wszystkich. To on sam uznawał, że nie da nikomu się o siebie martwić, że nigdy nie będzie kłopotem. Wielokotnie tę zasadę łamał i choć wspomnienia z tych czasów były słodko-gorzkie to Merlin za nic by ich nie zmienił. Nawet jeśli ostatecznie popchnęły go w stronę myślenia, że nie zasługuje na to by ktokolwiek się nim przejmował. Bariera, którą Leta i Pani Jeziora zawsze miały w głębokim poważaniu. I bariera, która najwidoczniej zupełnie też nie obchodziła stojącej przed nim i fukającej na niego dwójki.
- Wciąż jakieś ostrzeżenie byłoby miłe - mruknął Gwaine, gdy cisza zaczęła się przedłużać.
W sytuacji, w której się znaleźli nie można było nie dostrzec ogoma różnych czynników. Tego, że Gwaine musiał pogodzić się jakkolwiek z Morganą by mogli razem zacząć poszukiwania. Tego, że oboje zdawali sobie sprawę z tego, że ich stres o Merlina jest nieuzasadniony, bo chłopaka praktycznie nie dało się zabić. Tego, że poczuli się porzuceni. Tego, że bali się zewnętrznego świata i nie chcieli w nim zostać bez przewodnika. I może wybuchło to w sekundę i w najbardziej zaskakującym momencie, ale Merlin nie potrafił nie docenić tego, jak złożone i szczere były to uczucia.
CZYTASZ
Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszły
FanfictionMerlin tułał się po świecie przez wiele lat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Albion przepadł razem ze śmiercią Artura. W pewnym momencie nawet udało mu się z tym pogodzić. Ba, zaczął nawet powoli zapominać, kim był i kogo znał. Tak przynajm...