Zanim zdążyłam ogarnąć chaos w myślach, rozległ się dźwięk alarmu. Nagle cały dom przeszył ostry, niepokojący dźwięk, który wbijał się w uszy jak wiertło. Serce zamarło mi na chwilę, a adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach, przyspieszając bicie serca. Wzrok miałam zamglony, ale w okamgnieniu moje ciało zareagowało instynktownie. Zerwałam się z kanapy, nogi były jakby z ołowiu, ale nie mogłam zatrzymać się ani na moment. Biegłam w stronę okna, które dawało widok na zewnętrzny dziedziniec. Z moich ust wydobyło się tylko stłumione westchnienie, kiedy zauważyłam, co się działo. Na zewnątrz, wśród coraz gęstniejącego mroku, dostrzegłam postacie. Żołnierze. Biegli w stronę głównej bramy. Ich ruchy były szybkie i zdeterminowane, każdy krok przemyślany, jakby dokładnie wiedzieli, dokąd zmierzają. Czułam, jak moje serce bije coraz szybciej, jak krew zaczyna pulsować w moich uszach. Alarm rozbrzmiewał w moich uszach coraz głośniej, wypełniając przestrzeń dźwiękiem niepokoju i niepewności. Wiedziałam, że coś się dzieje, ale nie miałam pojęcia, co to takiego. Biegłam do okna, wlepiając wzrok w ten niepokojący widok. Każdy ich krok w stronę bramy zdawał się przybliżać nas ku nieuchronnemu. Co to mogło oznaczać? Poczułam, jak na plecach rośnie mi zimny pot. Czy to było związane z Nicole? A może ojciec miał coś wspólnego z tym całym zamieszaniem? Moje myśli były chaotyczne, nie potrafiłam ich poskładać w żadną sensowną całość. Żołnierze przyspieszali, ich kroki były coraz bardziej stanowcze, jakby wiedzieli, co mają robić. Serce biło mi jak oszalałe, gdy wybiegłam z domu. Alarm wciąż wył w tle, wypełniając powietrze niepokojem, który zdawał się wkradać w moje ciało, odbierając mi oddech. Zimny wiatr smagał moją twarz, a moje nogi, choć ledwo czułam pod sobą, biegły instynktownie. Pędziłam w stronę głównej bramy, nie patrząc ani na chwilę w tył, tylko czując, jak każda sekunda może kosztować mnie wszystko.
Kiedy dotarłam na miejsce, moim oczom ukazała się scena, której nie potrafiłam pojąć. Każdy ich ruch żołnierzy wydawał się wyważony, jakby wiedzieli, dokąd zmierzają. Zimne powietrze znowu otarło mi twarz, ale nie miałam czasu na to, by zwrócić na nie uwagę. Moje myśli były jak szalejąca burza, w której nie potrafiłam uchwycić żadnej wyraźnej myśli.
W tłumie dostrzegłam Jamesa. Zawsze poważny, zawsze pełen opanowania. Ale dziś jego twarz była surowsza, twardsza niż kiedykolwiek. Oczy miał zimne, skupione na działaniach żołnierzy, jakby przewidywał każdy ich ruch, jakby czuł w powietrzu napięcie, które mnie przytłaczało.
– James! Co się dzieje? – zapytałam, choć wiedziałam, że odpowiedź nie będzie łatwa. Mój głos był stłumiony, drżący, ale starałam się zapanować nad strachem, który kłębił się w moim wnętrzu.
Spojrzał na mnie, jego spojrzenie było przenikliwe, jakby oceniało mnie na nowo. Zanim zdążyłam zareagować na to milczenie, odpowiedział spokojnie, ale w jego głosie brzmiała nieukrywana troska.
– Marcus... Z dużą ilością ludzi idzie tutaj. Są uzbrojeni.
Słowa Jamesa przeszyły mnie jak zimny nóż. Marcus? Co on tu robi? Co on zamierza? A może to miało coś wspólnego z Nicole? Serce podeszło mi do gardła. Wszystko stawało się coraz bardziej chaotyczne, a jedyne, co teraz miało sens, to Nicole. Musiałam ją znaleźć. Teraz.
– Musisz zająć się Nicole – powiedział James, jego ton nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.
Zrozumiałam, że nie było już czasu na pytania. Moje nogi poniosły mnie z powrotem, w stronę domu. Ale nagle przypomniałam sobie. Nicole! Jej wybuch gniewu, jej złość, jej ucieczka. Gdzie ona poszła? I dlaczego nie wróciła? Zatrzymałam się na moment, czując, jak adrenalina uderza do głowy. Nicole była zbyt poruszona, zbyt zraniona, by po prostu siedzieć cicho.
James zauważył moje wahanie, spojrzał na mnie, a w jego oczach pojawiła się nuta zrozumienia.
– Co się stało? – zapytał. – Widziałem, że coś się stało z Nicole.
W głowie zaczęło mi się kłębić wszystko, jakby wszystko, co się wydarzyło, nagle wróciło do mnie z siłą lawiny.
– Ona... ona wybiegła z domu. – Wydusiłam te słowa, a ich brzmienie uderzyło mnie jak grom. – Nie wiem, gdzie jest...
Zimny dreszcz przeszedł przez moje ciało. James skinął głową, nie tracąc czasu, wskazując kierunek, w którym mogła pójść. To wystarczyło, bym ruszyła. Biegłam, jak opętana, nie patrząc na nic, tylko czując, że muszę ją znaleźć.
Serce waliło mi w piersi. Biegłam przez Oazę jak opętana, ledwie czując pod nogami nierówności ziemi. Wszędzie panował chaos – ludzie biegali, krzyczeli, starali się odnaleźć swoich bliskich lub schronić się przed nadciągającym zagrożeniem. Powietrze było zimne, przesycone zapachem wilgoci i napięcia, które zdawało się obezwładniać wszystkich dookoła. Ale ja widziałam tylko jedno – musiałam znaleźć Nicole.
– Nicole! – wołałam, mój głos był chrapliwy i drżący, niemal ginął wśród hałasu. – Nicole, gdzie jesteś?!
Odpowiedzi nie było. Zaciskałam dłonie w pięści, zmuszając się do skupienia. Gdzie ona mogła pójść? Starałam się przypomnieć sobie każdy jej ruch przed ucieczką. Jej twarz, pełna gniewu i bólu, wracała do mnie jak echo. „Nie chcę z wami być! Zostawcie mnie w spokoju!” – te słowa dźwięczały mi w uszach, jakby wypowiedziała je sekundę temu.
Nagle coś mnie tknęło. Stajnia. Nicole zawsze tam chodziła, gdy potrzebowała samotności. To było jej miejsce, jej azyl. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę budynku, ignorując ból w nogach i kłucie w płucach.
Stajnia była położona na skraju Oazy, nieco oddalona od głównych zabudowań. Kiedy podeszłam bliżej, moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. W środku panowała cisza, ale widziałam, że drzwi były uchylone, a słabe światło lamp sączyło się przez szpary. Wciągnęłam głęboko powietrze, próbując uspokoić się choć na moment, i weszłam do środka.
Zapach siana i końskiego potu uderzył mnie niemal natychmiast, przywołując wspomnienia spokojniejszych dni. Przez chwilę nic nie widziałam w półmroku, ale potem moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. W kącie, przy boksie jednego z koni, zobaczyłam skuloną postać. Nicole.
Stała z głową opartą o drzwiczki boksu, a jej ramiona lekko drżały. Wyglądała, jakby świat przytłoczył ją swoim ciężarem. Na chwilę zamarłam, nie wiedząc, co powiedzieć, ale potem zrobiłam kilka ostrożnych kroków w jej stronę.
– Nicole... – powiedziałam cicho, jakbym bała się ją spłoszyć.
Jej głowa uniosła się gwałtownie, a w oczach widziałam przerażenie, które zaraz ustąpiło, gdy mnie rozpoznała. Jej twarz była zaczerwieniona, a na policzkach widniały ślady łez.
– Amy... – wyszeptała, a jej głos był ledwie słyszalny.
Podbiegłam do niej i uklękłam, chwytając jej ręce. Były zimne i drżące. Poczułam ukłucie w sercu. To moja siostra. Muszę ją ochronić.
– Nicole, co ty tutaj robisz? – zapytałam miękko, próbując opanować własne emocje. – Szukałam cię wszędzie...
– Ja... – zaczęła, ale zaraz spuściła głowę, jakby wstydziła się swoich słów. – Po prostu... nie mogłam tam zostać. Oni ciągle się krzyczą, ten alarm .. A ja... – Jej głos załamał się, a łzy znów zaczęły spływać po jej twarzy. – Ja już nie wiem, co robić, i jeszcze ojciec i ty...
Objęłam ją mocno, przyciskając do siebie, jakby chciała uciec i zniknąć. Jej ciało było napięte, ale z czasem poczułam, jak zaczyna się rozluźniać.
– Wszystko będzie dobrze – szepnęłam, choć sama nie byłam tego pewna. – Obiecuję ci, że nic złego się nie stanie. Jesteśmy razem, Nicole. Nic cię nie skrzywdzi.
Przez chwilę trwałyśmy w ciszy. Tylko oddech Nicole i odgłosy spokojnych kroków koni wypełniały przestrzeń. W końcu podniosła głowę i spojrzała na mnie. W jej oczach wciąż była panika, ale i cień nadziei.
– Marcus... oni nadchodzą, prawda? – zapytała nagle, jej głos drżał.
Zamarłam na moment, nie wiedząc, jak jej odpowiedzieć. Ale nie mogłam jej okłamywać.
– Tak – przyznałam cicho. – Ale jesteśmy gotowi. James się tym zajmuje. My... musimy trzymać się razem, dobrze?
Nicole skinęła głową, choć jej oczy zdradzały strach. Wzięłam ją za rękę i pomogłam wstać. Jej nogi były chwiejne, ale zrobiła krok w moją stronę.
– Chodź – powiedziałam łagodnie. – Musimy wrócić do domu. Tam będziemy bezpieczne.
Objęłam ją ramieniem i poprowadziłam w stronę wyjścia. Wciąż czułam, jak drży, ale teraz wiedziałam jedno: nie pozwolę, by cokolwiek ją skrzywdziło. Niezależnie od tego, co miało nadejść, byłam gotowa zrobić wszystko, by ją ochronić.
Alarm wciąż rozbrzmiewał w powietrzu, przeplatając się z odległym hukiem wystrzałów i krzykami ludzi. Nicole kurczowo ściskała moją dłoń, jej palce były zimne jak lód. Biegłyśmy w stronę mieszkania, bo tak wydawało się najrozsądniej – tam znajdziemy schronienie. Przynajmniej tak myślałam jeszcze chwilę temu.
Jednak widok, który roztaczał się przed nami, zmienił moje plany. Droga prowadząca do naszego budynku była zatłoczona ludźmi, którzy biegli w przeciwnych kierunkach, potrącając się nawzajem w panice. Wszędzie panował chaos – dzieci płakały, dorośli krzyczeli, a w oddali widać było żołnierzy przeszukujących domy.
– Amy, co robimy? – głos Nicole był ledwo słyszalny przez hałas, ale w jej oczach widziałam czysty strach.
Rozejrzałam się, próbując ocenić sytuację. W głowie krążyła tylko jedna myśl: szpital. To było bliżej niż nasze mieszkanie, a w dodatku był tam ojciec. Jeśli miałyśmy gdziekolwiek znaleźć schronienie, to właśnie tam.
– Zmieniamy plan. Idziemy do szpitala – powiedziałam stanowczo, chwytając Nicole mocniej za rękę.
– Co? Dlaczego? – zapytała, wyraźnie zdezorientowana.
– Tam jest ojciec – odparłam, patrząc jej prosto w oczy. – I szybciej się tam dostaniemy. Musimy iść teraz, zanim będzie za późno.
Nicole spojrzała na mnie przez chwilę, jakby chciała się sprzeciwić, ale widocznie zrozumiała, że nie ma czasu na dyskusje. Skinęła głową i razem ruszyłyśmy w stronę szpitala.
Droga do szpitala była koszmarem. Ludzie biegali we wszystkie strony, a każdy krok wydawał się przesycony napięciem. Widziałam mężczyzn i kobiety ciągnących swoje dzieci za ręce, starających się uniknąć żołnierzy, którzy biegali bronią w rękach. Strzały były coraz bliżej, a każdy wybuch wstrząsał ziemią pod naszymi stopami.
– Amy, nie dam rady... – Nicole zaczęła zwalniać, a jej głos był pełen rozpaczy.
– Dasz radę! – powiedziałam, choć sama czułam, jak moje nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa. – Jeszcze tylko kawałek.
Na skrzyżowaniu musiałyśmy przystanąć, by przepuścić grupę uciekających ludzi. W tłumie widziałam spanikowane twarze, a niektórzy krzyczeli imiona swoich bliskich, próbując ich odnaleźć.
Kiedy dobiegłyśmy do wzniesienia, zza którego widać było szpital, mój oddech przyspieszył. Budynek był otoczony przez tłum ludzi błagających o pomoc. Strażnicy próbowali zachować porządek, ale było jasne, że nie wszystkim uda się wejść.
– Tędy – wskazałam boczną uliczkę prowadzącą do tylnych drzwi szpitala.
Nicole skinęła głową, a ja pociągnęłam ją za sobą. Musiałyśmy się spieszyć, zanim ktoś nas zauważy.
W środku panował zgiełk, choć nieco bardziej uporządkowany niż na zewnątrz. Korytarze były pełne rannych, którzy czekali na pomoc, a pielęgniarki i lekarze biegali między nimi, starając się zrobić wszystko, co mogli. Powietrze było ciężkie od zapachu krwi i środków dezynfekujących.
– Ojciec jest na drugim piętrze – przypomniałam sobie, chwytając Nicole za rękę, by nie zgubiła się w tłumie.
Gdy w końcu dotarłyśmy na drugie piętro, czułam, jak moje ciało odmawia posłuszeństwa. Serce waliło mi jak młot, a oddech stawał się płytki, ale musiałam być silna. Dla Nicole. Dla nas obu. Jej drobna dłoń wciąż kurczowo ściskała moją, jakby bała się, że jeśli ją puści, to wszystko, co zna, rozsypie się w pył. Korytarze były zaskakująco puste w porównaniu z tłumem na dole, a jedyne dźwięki to odległe krzyki i ciężkie kroki gdzieś w oddali.
Drzwi do laboratorium ojca były lekko uchylone. W środku było jasno, aż za jasno, jak na ponurą atmosferę wokół nas. Przystanęłam na chwilę przed wejściem, próbując złapać oddech i uspokoić szalejące w głowie myśli. Nicole spojrzała na mnie z niepokojem, jej oczy błyszczały od łez, ale nie odezwała się ani słowem. Wzięłam głęboki wdech, zebrałam się w sobie i pchnęłam drzwi.
Ojciec stał przy biurku, pochylony nad stertą papierów i probówek. Wyglądał, jakby zaraz miał się rozpaść. Jego ręce drżały, kiedy próbował coś zapisać na kawałku papieru, a krople potu spływały mu po skroni. Poruszał się nerwowo, jego krok był szybki, chaotyczny, a oczy… Oczy miał zaczerwienione i szkliste, jakby od godzin nie spał.
– Tato? – Mój głos był cichy, niemal niepewny, ale wystarczył, by poderwał głowę.
Spojrzał na mnie, a w jego spojrzeniu widziałam mieszaninę ulgi i czegoś, co nie dawało mi spokoju. Czy to był strach? Złość? Nie potrafiłam tego rozpoznać. Jego wzrok szybko przeniósł się na Nicole, która stała obok mnie, skulona jak wystraszony ptak.
– Co wy tu robicie? – zapytał ostrym tonem, który wydawał się zupełnie nie pasować do jego zwykle ciepłego głosu. – Miałyście być w domu!
– Dom już nie jest bezpieczny – odpowiedziałam, starając się, by mój głos zabrzmiał pewnie. – Marcus… jego ludzie… Co tu się dzieje, tato?
Na te słowa jego twarz stężała, a ręce zaczęły drżeć jeszcze mocniej. Próbował coś powiedzieć, ale głos mu się załamał. Zamiast odpowiedzi, odwrócił się i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu, jakby próbował znaleźć słowa, które mogłyby wyjaśnić ten chaos.
– Tato, spójrz na mnie! – Podniosłam głos, robiąc krok w jego stronę. Nicole mocniej ścisnęła moją dłoń, a ja poczułam, jak drży. – Co się dzieje? Dlaczego Marcus tu jest? Co on od nas chce?
Ojciec zatrzymał się nagle. Odwrócił się do mnie i spojrzał prosto w oczy. Ten wzrok przeszył mnie na wskroś. Było w nim coś, co sprawiło, że poczułam, jak żołądek ściska mi się z niepokoju.
Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, co właściwie się działo. Nicole stała tuż obok mnie, przyciskając się do mojej ręki, jakby próbując odnaleźć w tym chaotycznym świecie jakikolwiek punkt zaczepienia. Jej twarz była blada, a oczy pełne strachu i niepewności.
Wszystko zaczęło nabierać sensu. Czułam, jak zimny dreszcz przebiega mi po plecach. Nie chciałam uwierzyć w to, co podświadomie zaczynałam rozumieć. Wszystkie fragmenty układanki zaczynały do siebie pasować, a ja nie mogłam uciec przed tym, co jawiło się przede mną.
– Tato– zaczęłam cicho, choć mój głos drżał. – Powiedz mi... To wszystko... Marcus... ten alarm... Czy to... – urwałam, czując, jak gardło zaciska się od emocji. – Czy to chodzi o Nicole?
Jego ruchy zatrzymały się nagle, jakby moje słowa przecięły powietrze. Odwrócił się do mnie powoli, a w jego oczach widziałam coś, co mnie zmroziło – mieszaninę desperacji, strachu i determinacji.
– Amy... – zaczął, ale jego głos był słaby, niemal błagalny. – Nie rozumiesz...
– Właśnie próbuję zrozumieć! – przerwałam mu, mój głos podniósł się wbrew mojej woli. Czułam, jak narasta we mnie gniew, który mieszał się z przerażeniem. – Marcus nie pojawił się tutaj z wojskiem dla zabawy! Ty coś ukrywasz, prawda? Coś, co ma związek z Nicole!
Nicole spojrzała na mnie zdezorientowana, jakby nie do końca rozumiała, o czym mówiłam. Ale ja widziałam już wszystko wyraźnie. Mój ojciec, geniusz, naukowiec, zawsze coś planował, zawsze coś badał. A teraz wiedziałam, że to, nad czym pracował, miało bezpośredni związek z moją młodszą siostrą.
– Jej krew... – wyszeptałam, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. Mój umysł układał kawałki układanki. – Jej krew jest kluczem do szpiekonki , prawda?
Ojciec wyglądał, jakby chciał zaprzeczyć, ale nie mógł. Widziałam to w jego oczach. Prawda była zbyt ciężka, by można było ją zignorować.
Nicole spojrzała na niego, a potem na mnie, jej oczy zaszły łzami. Zrobiła krok w tył, jakby próbując uciec od nas obu.
– Co ona ma na myśli? – zapytała cicho, głosem pełnym łamiącej się nadziei. – Tato... Co ona mówi?
Ojciec zrobił krok w jej stronę, wyciągając ręce w geście uspokajającym.
– Nicole, kochanie, to nie tak, jak myślisz... – powiedział szybko, jakby próbując załagodzić sytuację. Ale jego ton zdradzał coś innego. Wiedział, że ta rozmowa była nieunikniona. – Twoja krew... jest wyjątkowa. Ona... ma w sobie coś, czego nikt inny nie ma.
Nicole cofnęła się jeszcze bardziej, przytulając się do ściany, jakby szukała oparcia. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, pełnymi strachu i bólu.
– Wyjątkowa? – powtórzyła drżącym głosem. – Co to znaczy? Co zrobiliście?
– Nie zrobiliśmy niczego, Nicole – próbował zapewnić ojciec, ale ja już nie mogłam tego znieść.
– Nie kłam! – wybuchnęłam, nie zważając na łzy, które napływały mi do oczu. – Marcus tu jest, bo chce ją wykorzystać! A ty wiedziałeś, prawda? Wiedziałeś od samego początku!
Ojciec zamarł, a potem spuścił głowę, jakby nie miał już siły walczyć. Jego ramiona opadły, a ja widziałam, jak jego ciało zaczyna drżeć.
– Nicole... – powiedział cicho, nie patrząc jej w oczy. – Twoja krew... To jedyna nadzieja na stworzenie szczepionki. Bez niej... bez ciebie... nie uda nam się uratować nikogo.
Cisza, która zapadła, była głośniejsza niż jakikolwiek krzyk. Nicole wpatrywała się w niego, jakby jego słowa były obcym językiem. A ja czułam, jak świat wali się na moich oczach.
– To dlatego oni tutaj są... – wyszeptałam. – Marcus chce ją, żeby wykorzystać do swoich celów. A ty... ty nic nie zrobiłeś, żeby ją ochronić.
Ojciec spojrzał na mnie, a w jego oczach pojawiły się łzy.
– Myślisz, że nie próbowałem? – zapytał, a jego głos złamał się. – Myślisz, że nie zrobiłbym wszystkiego, by was ochronić? Ale nie mamy czasu, Amy. Nicole jest jedyną szansą. Bez niej wszystko, nad czym pracowaliśmy, pójdzie na marne!
Nicole stała w milczeniu, jej drobne ciało drżało. Widziałam, jak jej oczy błyszczą od łez, jak jej umysł próbuje przetworzyć te informacje.
– Nie... – wyszeptała. – To nie może być prawda...
Podbiegłam do niej, obejmując ją mocno. Jej ramiona były napięte, a łzy spływały po jej policzkach, ale trzymałam ją, jakbym chciała ją ochronić przed całym światem.
– Nicole, nie pozwolę, żeby cię skrzywdzili – powiedziałam zdecydowanie, patrząc na ojca, który wyglądał, jakby się zapadł w sobie. – Nieważne, co się stanie. Nie oddam cię nikomu.
W tej chwili wiedziałam jedno: musiałam zrobić wszystko, by ocalić moją siostrę. Marcus mógł mieć swoją armię, ale ja miałam coś cenniejszego – wolę walki i miłość do Nicole, która była silniejsza niż cokolwiek, co mógł przeciwko nam wystawić.
Sterylne światło jarzeniówek odbijało się od białych, metalicznych ścian laboratorium. Chłód przeszywał moje ciało, ale nie był to chłód otoczenia. To strach i narastające napięcie przygniatały mnie do ziemi, odbierając oddech. Stałam przy Nicole, zaciskając jej drobną dłoń w swojej, jakby ten gest miał ją uchronić przed wszystkim, co zaraz miało się wydarzyć. Jej ręka była zimna i wilgotna, a spojrzenie wbite w podłogę, jakby próbowała uciec od rzeczywistości.
Ojciec stał przed nami, wyprostowany, choć wyglądał jak cień dawnego siebie. Ciemne worki pod oczami i przygarbione ramiona zdradzały tygodnie, jeśli nie miesiące nieprzespanych nocy i ciągłego stresu. W jego spojrzeniu była determinacja, ale i coś więcej – ból.
– Amy – zaczął, a jego głos brzmiał cicho, niemal łagodnie, jakby chciał nas uspokoić. – Nie rozumiesz, że to wszystko robię, żeby was ochronić.
– Ochronić?! – wykrzyknęłam, zbyt głośno, jak na przestrzeń, w której się znajdowaliśmy. Echo mojego głosu rozeszło się po laboratorium. – Przez lata siedziałeś tutaj, traktując Nicole jak eksperyment! Teraz chcesz mi wmówić, że to wszystko dla naszego dobra?
Nicole drgnęła obok mnie, ale wciąż nie powiedziała ani słowa. Jej oczy były puste, jakby to, co właśnie usłyszała, wyrwało z niej resztki życia.
Ojciec pokręcił głową, jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu.
– Nie chcę, żeby Marcus ją dopadł – powiedział z mocą. – Jeśli pozwolisz jej teraz wyjść, zginie. Amy, musisz mi zaufać.
– Zaufać? Po tym wszystkim, co zrobiłeś? – syknęłam, ledwo powstrzymując łzy. – Ona nie jest twoim obiektem badawczym! Jest moją siostrą!
Zrobiłam krok w stronę drzwi, ciągnąc Nicole za sobą, ale ojciec rzucił się, blokując nam drogę.
– Nie zrozumiesz, póki nie wysłuchasz – powiedział, a w jego głosie pojawiła się desperacja. – Nie chcę tworzyć szczepionki w sposób, w jaki chce to zrobić Marcus. Nie pozwolę, by zrobili z Nicole maszynę do pobierania krwi. Wiem, że na to mu zależy. Wiem, do czego jest zdolny.
Spojrzałam na niego z pogardą.
– Nagle jesteś bohaterem? Co z nami? – zapytałam z wyrzutem.
Zacisnął szczęki, jakby walczył z samym sobą, próbując zebrać siły, by powiedzieć coś, co z trudem przechodziło mu przez gardło.
– Marcus nie jest taki, za jakiego się podaje – zaczął cicho. – On... chce być bohaterem, Amy. Chce ratować świat, ale tylko dlatego, żeby ukryć, że to wszystko przez niego.
Zamrugałam szybko, próbując zrozumieć, co właśnie powiedział. Nicole uniosła głowę, patrząc na ojca z niepewnością.
– Co masz na myśli? – wyszeptałam.
Ojciec odwrócił wzrok, jakby ciężar tej historii był dla niego zbyt wielki.
– Dawno temu... pracowaliśmy razem. Ja i Marcus – powiedział w końcu. – Byliśmy częścią zespołu badawczego. Pracowaliśmy nad wirusem, który miał być narzędziem kontroli. Brzmiało to jak science fiction, ale technologia była prawdziwa. Chcieliśmy stworzyć coś, co mogłoby być lekarstwem na choroby genetyczne, ale też... narzędziem politycznym.
Przerwał, oddychając ciężko, jakby każde słowo wyrywało mu kawałek duszy.
– Pewnego dnia... z naszej winy... – jego głos złamał się, a on zakrył twarz dłońmi. – Wirus wydostał się na zewnątrz. To była chwila nieuwagi, błąd, którego nigdy nie powinniśmy popełnić.
Poczułam, jak moje nogi zaczynają drżeć.
– To przez was? – wyszeptałam, patrząc na niego w szoku. – Cały ten chaos... ta choroba...
– Wiedzieliśmy, że to tylko kwestia czasu, zanim świat się o tym dowie – kontynuował, ignorując moje pytanie. – Chcieliśmy to zdemaskować, powiedzieć prawdę. Ale Marcus... – jego głos nabrał goryczy – Marcus miał inne plany. On chciał to wykorzystać. I wiesz co? Udało mu się. Wirus rozprzestrzenił się szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
Nicole patrzyła na niego, szeroko otwartymi oczami, w których mieszały się przerażenie i niedowierzanie.
– A co z moją krwią? – zapytała cicho, jej głos był ledwo słyszalny.
Ojciec spojrzał na nią, jego oczy wypełniły się łzami.
– Po tym, jak wirus wymknął się spod kontroli, zacząłem szukać sposobu, żeby to naprawić – wyjaśnił. – Zmodyfikowałem go, stworzyłem coś w rodzaju zdeformowanego wirusa , jedynego w swoim rodzaju, i wstrzyknąłem ci, Nicole. Byłaś... moją ostatnią nadzieją.
Zatkało mnie. Nicole wyglądała, jakby ktoś uderzył ją w brzuch.
– Eksperymentowałeś na mnie? – zapytała drżącym głosem.
Ojciec pokiwał głową, a łzy spływały po jego policzkach.
– To jedyny sposób, żeby znaleźć lek. Twoja krew... jest odporna. Stałaś się kluczem do szczepionki.
Próbowałam coś powiedzieć, ale słowa nie przechodziły mi przez gardło. Wszystko to było zbyt dużo.
– A co z mamą? – zapytałam w końcu, czując, jak moje serce przyspiesza. – Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziała?
Ojciec odwrócił wzrok, a jego ramiona zaczęły drżeć.
– Twoja mama... – zaczął cicho, a jego głos złamał się. – Ona... chciała uciec. Nie mogła znieść tego, co robiłem. Nie mogła zaakceptować, że ryzykuję życie Nicole dla moich badań.
Zrobił pauzę, jego oddech był płytki i nieregularny.
– Kiedyś próbowała to zakończyć – powiedział w końcu, a jego głos brzmiał jak szelest umierających liści. – Chciała zabrać Nicole i uciec. Ale ja... wiedziałem, że jeśli ją stracę, stracę wszystko.
Patrzył na mnie, jego oczy pełne bólu i winy.
– Zabiłem ją, Amy.
Świat zawirował. Zrobiło mi się niedobrze. Czułam, jak moje nogi się uginają, a oddech staje się płytki i rwany.
– Nie... – wyszeptałam, ledwo stojąc na nogach. – Nie. To niemożliwe...
Nicole wyglądała, jakby była w transie. Jej ciało drżało, a oczy wpatrzone były w pustą przestrzeń przed sobą.
– Zrobiłem to, żeby was ochronić – powiedział, a jego głos łamał się z każdym słowem. – Marcus... nigdy nie przestał szukać Nicole. Wiedziałem, że jeśli ją dopadnie, zrobi z niej maszynę do pobierania krwi. Wiedziałem, że jej życie będzie piekłem.
Nie mogłam oddychać. Wszystko, co wiedziałam o mojej rodzinie, moim ojcu, mojej siostrze, rozsypywało się jak domek z kart.
Świat wokół mnie stał się niewyraźny, jakby wszystko zlewało się w jedno rozmyte tło. Moje ciało wciąż drżało, a umysł próbował złapać jakiekolwiek sensowne myśli, ale były jak uciekinierzy, którzy rozpraszały się w chmurach chaosu. Dźwięki w laboratorium były zbyt głośne, jakby całe to miejsce wypełniało się echem krzyków i niepowodzeń przeszłości. Czułam, jak ciemność powoli mnie pochłania, jakby chciała zamknąć mnie w pułapce z mojego własnego umysłu.
Nicole obok mnie stała nieruchomo, jakby była w stanie transu. Jej oczy były szklane, a oddech zdławiony, jakby nie mogła przyjąć tego, co się właśnie wydarzyło. Jej ciało drżało, ale nic nie mówiła. Jej twarz była pusta, jakby nagle wyłączyła się z tego świata, próbując znaleźć w sobie sposób na przetrwanie.
A ojciec... Ojciec, który przez te wszystkie lata był moim wzorem, teraz okazał się czymś zupełnie innym. Jego słowa były jak ciosy, które rozrywały moje serce na kawałki. Przez całe życie ufałam mu, wierzyłam, że chroni nas, że robi wszystko dla dobra rodziny. A teraz? Okazało się, że był gotów na wszystko, by chronić swoje badania, by nie stracić kontroli nad tym, co zaczynało się wymykać spod jego rąk. Nawet zabił matkę, byleby nie stracić swojej "nauki". I wszystko to... wszystko to działo się w imię jakiejś chorej idei, która nigdy nie miała prawa zaistnieć.
– Musisz zrozumieć, Amy – mówił ojciec, próbując zbliżyć się do mnie, ale cofałam się o krok, nie chcąc go dotknąć, nie chcąc czuć żadnej więzi z tym, co stało się z nim przez lata. – Nie rozumiesz, co to znaczy żyć w takim świecie, gdzie każdy dzień to walka o przetrwanie. Kiedy wirus wymknął się spod kontroli, nie było już żadnej nadziei. Musiałem szukać odpowiedzi, musiałem ratować tych, którzy jeszcze mogli przeżyć.
Jego głos wciąż brzmiał łagodnie, ale czułam w nim desperację, jakby w jego słowach brzmiała nie tylko żałość, ale i jakaś niewypowiedziana groza, którą próbował przede mną ukryć. To, co robił przez te lata, miało sens tylko w jego chorym umyśle, ale nie w moim. I w tym momencie wiedziałam, że nie mogłam go już nigdy więcej zrozumieć.
– Nie możesz tego zrobić, ojcze – powiedziałam cicho, choć moje słowa były pełne wściekłości i smutku. – Nie możesz nas trzymać tutaj, nie możesz traktować Nicole jak narzędzia. To nie jest jej rola. I nigdy nie będzie.
Nicole nie ruszała się. Jej ciało stało w miejscu, jakby coś trzymało ją w martwej strefie, jakby jej dusza gdzieś zniknęła. Z jej oczu spływały łzy, ale nie mówiła nic, nie protestowała, jakby zgubiła zdolność do reagowania na to, co działo się wokół niej.
– Nicole… – szepnęłam, próbując zwrócić jej uwagę, ale ona tylko lekko drgnęła, jakby nie słyszała mnie wcale. – Nicole, proszę, obudź się!
Mój głos łamał się na końcu, jakby moje słowa nie miały już żadnej mocy. W tamtej chwili, patrząc na siostrę, poczułam, jak moje serce rozpada się na milion kawałków. Zawsze starałam się ją chronić, zawsze byłam przy niej, a teraz… teraz ona stała się ofiarą nie tylko Marcusa, ale i ojca. Stała się przedmiotem, który musiał ratować świat, zgodnie z jakąś paranoidalną wizją.
Ojciec patrzył na mnie z przerażeniem. Próbował zbliżyć się do Nicole, jakby chciał ją pocieszyć, ale jej reakcja była niejednoznaczna – w jej oczach nie było już żadnej wiary, żadnej nadziei. Była martwa, żywa tylko ciałem.
– Proszę cię, zrozum – powiedział, gdy zauważył moją wściekłość. – Ja... ja nie mogłem jej pozwolić, żeby umarła. Nie mogłem jej zostawić. Była naszą ostatnią szansą na przetrwanie, Amy! Zawsze była. Zawsze była...
Jego słowa były ciche, ale wciąż niosły ze sobą niewypowiedziany ciężar. To, co zrobił, nie miało już sensu. Nie było w tym żadnej logiki, żadnego celu. Wszystko, co robił, było tylko iluzją, próbą usprawiedliwienia swoich czynów przed sobą samym. Wiedział, że to, co zrobił, było złe, ale nie mógł się cofnąć.
Nicole poruszyła się. Z jej oczu wciąż spływały łzy, ale teraz spojrzała na mnie, jakby próbując znaleźć w moich oczach jakąś odpowiedź na pytanie, które zadawała sobie od dawna.
– Amy... – wyszeptała cicho. – Co teraz?
Te słowa sprawiły, że zadrżałam. Co teraz? Co mieliśmy zrobić? Czym była ta walka? Czy walczyliśmy o życie, czy o coś, co już dawno straciliśmy? Nicole nie była już tą samą osobą, którą znałam. Nie była moją siostrą, którą znałam sprzed tego wszystkiego. Teraz była kimś innym – kimś, kogo ojciec przekształcił w narzędzie, a Marcus chciał wykorzystać, by osiągnąć swoje cele. Czułam się, jakby całe moje życie zostało zniszczone w jednym momencie.
– Nicole... – powiedziałam, przerywając chwilę ciszy, choć nie miałam pojęcia, co dalej zrobić. – Nie wiem, co teraz zrobić. Ale nie pozwolę, żebyś stała się jego ponownym eksperymentem.
I wtedy ojciec, którego życie przez te wszystkie lata tak bardzo się zmieniło, spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam, że nawet on nie wiedział, co dalej. Że to, co zrobił, w końcu go przerosło.
– Amy... – zaczął, jego głos drżał, a łzy znowu spływały po jego twarzy. – Musimy uciekać.
CZYTASZ
Black Mist
ActionAmy i Nicole, dwie młode siostry, zostają uwięzione w bunkrze, który miał być dla nich schronieniem przed światem ogarniętym śmiertelną epidemią. Ich ojciec, wybitny naukowiec, obiecuje im bezpieczeństwo, zapewniając, że na zewnątrz czai się tylko ś...