IV

64 6 0
                                    

Czekałam na Henrego w kawiarni. Plecak schowałam pod kanape na której siedziałam. Mam nadzieje, że przyjdzie. Miałam racje. Po godzinie zjawił się w kawiarence. Był troche przygnębiony. Pewnie chodzi o te książki. Zerknął na mnie i podszedł do blatu, omijając mnie.

- Henry! - zawołałam. Odwrócił się niechętnie i usiadł naprzeciwko.

- Co?

- Nie powinienieś być teraz w szkole?

- Może...

- To chyba twoje. - wyjełam jego plecak. Od razu rozpogodniał.

- Dzięki! Szukałem ich!

- Przepraszam, że cie wyśmiałam.

- Nie szkodzi.

- Słuchaj... Pozwoliłam sobie przeczytać zakończenie dwóch histori...

- I co?

- Mam kilka pytań.

- Kilka to troche za mało... Przeczytaj więcej i później pogadamy.

- Czyli kiedy?

- Dwie godziny?

- Okey. - wyszedł i zostawił mi książki.

Miałam przeczytać więcej, ale... Nie chciało mi się czytać! Wziełam deske i pojechałam pozwiedzać. Pozwiedzać, czyli poszukać tego przystojniaka! I już nawet miałam plan.

Skierowałam się na przystanek na którym dzisiaj rano spotkałam Henrego. Wiatr był taki samy jak rano. Miałam ze sobą kawałek kartki. Położyłam go tam gdzie leżała ta tajemnicza karteczka i po chwili wiatr porwał ją tak samo jak tamtą. Szybko pojechałam za nią.
Tym razem nie skupiałam swojej uwagi na kartce. Zerkałam na nią tylko po to, aby zobaczyć gdzie leci. Cały czas rozglądałam się za tym przystojnym blondynem. Nawet nie znałam jego imienia... Ale postanowiłam to zmienić.
Wkońcu natrafiłam na miejsce, w którym na niego wpadłam. Rozejrzałam się. W pobliżu nie było ani jednej osoby.

Nagle uświadomiłam sobie, że stoje przed sklepem z jakimiś rupieciami. Weszłam do niego. Gdy uchyliłam drzwi rozległ się dźwięk małego dzwonka nad drzwiami oznajmując, że ktoś wszedł do sklepu. Za ladą stał jakiś facet. Był odwrócony i szukał czegoś na półce.

- Dzień dobry. - przywitałam się.
Nagle przestał i odwrócił się twarzą do mnie.

Miał lekko siwe włosy sięgające do ramion i kilka zmarszczek na twarzy. Mimo to nie wyglądał na starego człowieka. Na sobie miał czrny garnitur. Był zdumiony, ale i chyba zadowolony, że mnie zobaczył.

- Dzień dobry. W czym moge pomóc?

- Chyba się zgubiłam...

- Mapa kosztuje 20 centów. - uśmiechnął się. Zabawny koleś. Super. Przynajmniej nie sztywniak.

- A ile kosztuje poproszenie o wskazanie drogi? - odpłaciłam żartem za żart.

- Jeśli chcesz zapytaj mape. Ale najpierw musisz ją kupić. - powtórzył uśmiech.

- A jeśli chce zatrzymać swoje 20 centów?

- Jest jeszcze stary kompas za 25 centów. - koleś nie dawał za wygraną. Tym razem nie wytrzymałam i uśmiechnełam się. Bardzo sympatyczny z niego gość.

- Nie chce trafić na Antarktyde, tylko dojść do kawiarenki. - nagle ktoś wszedł do sklepu.

- Jego pytaj. Nie mam teraz czasu. - odwrócił się i znowu zaczął czegoś szukać. Odwróciłam się sprawdzić kto to.

Stał tam 15-letni chłopak. Miał piegowatą twarz, brązowe duże oczy i brązowe włosy. Miał granatową bluze i czarne spodnie.
Jego napewno nie spytam gdzie moge znaleźć tego blondyna. Wyglądał jakby się we mnie zakochał. Niestety... Nie odwzajemniałam jego uczuć.

- Sama trafie... - powiedziałam i wyszłam.

- Czekaj! - zawołał za mną ten chłopak.

Gdy wyszłam podbiegł do mnie słodki piesek. Był to kundelek średniego wzrostu. Był czarny jak noc i miał słodki, a zarazem zabawny uśmiech. Jego uśmiech polegał na pokazywaniu wszystkich zębów i pruby uśmiechania się. Słodko wyglądał.
Zaczełam go głaskać.

- Szczerbi! - zawołał chłopak

- Szczerbi?

- Tak sie nazywa mój pies. - wskazał na pieska. Pies zamerdał ogonem.

- Kojarze to imie... - nagle za rogiem zobaczyłam tego blondyna. Chciałam iść do niego, ale ten idiota mi przeszkodził.

- A ja ciebie nie kojarze... Nie jesteś stąd. Nie? - zasłonił mi widok swoim łbem. Wychyliłam się, ale ten blondyn zniknął. Sie troche wkurzyłam.

- A co cie to?!

- Ciekawy jestem.

- Ciekawy człowiek do studni wpadł! Tesz chcesz?

- Skąd ta agresją? - Jeszcze się pyta!!!

- Nie twój interes! - odwróciłam się żeby sięgnąć po deske, ale on złapał mnie za ramie.

- Właśnie, że mój. Kocham cie! - wiedziałam. Nagle kląknął przedemną i ucałował mi ręke. Świr.

- Porąbało cie! - wyrwałam ręke z jego dłoni. Już odjeżdżałam, ale on pobiegł za mną.

- Czekaj! To wielka miłość! Wiem, że czujesz to co ja! Miłości nie oszukasz!

- Idź sie lecz! - lekko skręciłam zmuszając też jego do zejścia na bok. Nagle dowalił w lampe. Udało się. O to mi chodziło.

- Kocham cie! Wiem, że ty mnie też! Miłości nie oszukasz! - krzyczał leżąc pod lampą.

- Wal sie! - krzyknełam odjeżdżając i pokazując mu środkowego palca.

Once UponceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz