XXXIX

29 6 0
                                    

- Nie wiem.

- Wiesz, wiesz... Tylko powiedzieć nie chcesz. Szkoda... Będe musiał cię zabić...

- Naprawde nie wiem... - nie wiem gdzie jest Troy. Odsunął pistolet od mojej głowy, usiadł obok mnie i pogłaskał po włosach.

- A może zapomniałaś? To ci powinno odświeżyć pamięć. - poczułam jak prąd przeszywa moje ciało. Zacisnełam zęby, ale po chwili poddałam się i krzyknełam z bulu. Póścił mnie, a ja zsunełam się na ziemie.

Klęknął przy mnie i odgarnął włosy z mojej twarzy. Nie miałam siły stawiać oporu. Musiałam mu powiedzieć...

- Teraz pamiętasz?

- Luke... Jest w więzieniu.

- A Agi?

- Nie... Nie wiem. - wyjąkałam, drżącym głosem.

- Czyżby?... Może jeszcze sobie przypomnisz? - wyciągnął ręke w moją strone. Nie moge wydać Troy'a! Luke jest zamknięty i narazie nic mu nie grozi. Muszę coś wymyślić. Nie jestem elfem, albo kimś kogo od dziecka szkolono do tortur! Jestem tylko człowiekiem.

- Nie! On... Już od dawna jest w Londynie... Ojciec go tam zabrał. - przecież miałaś skłamać idiotko!

- Trudno. Później go znajde. Mam teraz ważniejsze sprawy.

- Jakie?...

- Chciałabyś wiedzieć co? - zmusiłam się, żeby usiąść.

- Podobno mam wścibską naturę.

- Lepiej uważaj komu zaufasz następnym razem. - po tych słowach zniknął.

Do domu wpadł Henry.

- Nie uwierzysz!!... Czemu siedzisz na podłodze?

- Nie ważne...

- Gold...

- Przywrócił magię? - widząc jego mine, wiedziałam co zaraz powie. "Skąd wiesz?" - Powiedział mi o tym, kiedy przyszłam do niego wyjaśnić sprawę komandosów, (albo FBI, co za różnica) którzy zamkneli Luke'a.

- Co!? - ups. Troszke za dużo powiedziałam.

Chcąc, nie chcąc, musiałam mu to wyjaśnić. Henry to uparte dziecko i nie odpuści dopuki nie uzyska ustalonego celu. Zaczełam od początku. Bez zbędnych szczegółów. W tym wypadku "szczegóły" to uwodzenie tłustego grubasa, przez Lirę. A, no i jeszcze to jak "macałam" włosy Luke'a i to jak mnie pocałował.

Po tym jak mu wszystko wytłumaczyłam, zrobiłam dwie porcje kakałka i włączyłam telewizje.

Zaczynałam się obawiać o Lirę. Miała być dzisiaj rano. Jest około jedynastej, a jej ciągle nie ma...

#Troy

Biegne przez las od kilku minut. Nagle potknąłem się o coś i upadłem na ziemię.

Zaczeło mi się kręcić w głowie. Ciało odmówiło mi posłuszeństwa, aż wkońcu zemdlałem.

***

Gdy otworzyłem oczy, oślepiły mnie białe światła, sufit, oraz ściany, które dawały mocny blask.

Podniosłem się i zoriętowałem się, że jestem w szpitalu. Co ja tu robię?

- Troy?... - spojrzałem w bok.

- Lira? Co ty tu robisz?

- Wpadłam pod auto... - faktycznie, była cała poobijana i chyba skręciła lewą kostke.

- A ja wyskoczyłem z auta. - uśmiechnąłem się razem z nią. - Skąd się tu wziąłem?

- Twój ojciec cię przyniósł, ale później musiał pójść do biura.

Po godzinie zjawił się mój ojciec. Rozmawiał przez telefon, ale kiedy mnie zobaczył po chwili zakończył rozmowę.

- Wiesz dlaczego tu leżysz. Gdyby nie tamten wariat, nie wyskoczyłbyś z pędzącego auta.

- Ten wariat to mój brat! Stary... - przerwał jej, zaciągając zasłonę dzielącą mnie i Lire. Napewno nas nie usłyszy...

- Wszyscy twoi znajomi są tacy?

- Dobra wyjade do tego Londynu, ale pozwolisz mi się pożegnać z moimi znajomymi.

- Niech będzie...

- Z Lukiem też. - westchnął.

- Nie sądze, żeby to był dobry pomysł...

- To następnym razem wyskocze z samolotu! - warknąłem.

- Okey. Masz dwa dni. Za 5 minut będziesz miał wypis.

Lira musiała jeszcze troche zostać w szpitalu, więc najpierw z nią postanowiłem się pożegnać.

- Cześć... - powiedziała półgłosem.

- Do zobaczenia w Śródziemiu. Obiecałem, że wróce, a ja dotrzymuje obietnic.

- Ale kiedy? Za rok? Dwa?

- Nie ważne kiedy... Ważne, że wrócę. Arwena i Eldarion mogą czekać wieki. Ty i Luke też. - przytuliliśmy się na koniec.

Teraz jadę do Luke'a. Bez problemu załatwiłem wizytę sam na sam, bez gliniarzy. Gdy wszedłem do sali blondyn miał okulary przeciwsłoneczne. Usiadłem naprzeciwko elficzka.

- Hej... Po co ci te okulary?

- Aa... Tak jakoś.

- Wiem, że wiesz, że ja wiem, że wiesz, że wiem kiedy kłamiesz, więc wiesz, że wiem, że kłamiesz.

- Wiem. - przyznał niechętnie.

- To zdejmuj je. - zrobił to co powiedziałem. Jego lewe oko było podbite.

- Co ci się stało?!

- Szkoda, że ich nie widziałeś.

- Ich? Najlepiej wytłumacz mi to od początku.

Powiedział mi o tym jak koleś, chciał go pobić za pierwszym razem, ale jakiś chłopak mu pomógł. Potem ten sam facet i jego pięciu kolesi, znowu go złapali, ale poradził sobie sam.

- Dostałem od niego w oko, zaco oni... Nie ważne. Ten co mnie wtedy zepchnął z ławki i przy okazji podbił oko, ma problemy z ręką. Troszkę mu ją wykręciłem. - uśmiechnął się niewinnie. - A co tobie jest?... - zapytał.

- Mi?... Wydaje ci się.

- Słuchaj ja nie wiem kiedy kłamiesz, więc mam nadzieje, że powiesz mi prawdę.

- ZadwadnijadędoLondynu. - powiedziałem najszybciej jak mogłem.

- Co!? Ale... Nie możesz!?

- Muszę. Mój ojciec...

- Jest walnięty.

- To nie on wysłał sześciu kolesi do szpitala.

- Nie do szpitala...

- Od razu do kostnicy? - zażartowałem.

- Twojego ojca bym tam wysłał. - odparł posępnie.

- Takie groźby są karalne...

- Mi i tak już nie zaszkodzą.

- Ej! Gdzie ta wiecznie uśmiechnięta gęba, którą pamiętam u elficzka?! Nie ma się co smucić! Za rok impreza, nie?

- No...

- Koniec wizyty. - oznajmił strażnik wchodząc.

- Nara, blondas.

- Bye forever.

Once UponceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz