- Może pomoge? - to był ten sam głos, który słyszałam od tego blondyna. Spojrzałam w górę. Siedział na jednej z gałęzi, opierając się o pień wielkiego drzewa.
Uśmiechnełam się na jego widok.- Gdybyś mógł zdjąc tą kartke z tej gałęzi i dać mi ją.
Spojrzał na kartke, wiszącą na czubku. Wstał i skoczył na gałąź obok niego. Tak sprawnie się poruszał po drzewie, że w kilka sekund stał przede mną z kartką w ręku. Chciałam ją wziąść, ale szybko odsunął ją od mojej ręki.
- Nie powiedziałem, że ją dam. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Co mam zrobić, żebyś mi ją oddał? - przyjrzał się tej kartce.
- A dlaczego ci tak na niej zależy?
- Nie jest moja.
- A kogo?
- Znasz Henrego?
- Może... A co, to twój chłopak, a to list miłosny?
- Nie!!! On ma dzieśięc lat!
- Jedynaście.
- Czyli go znasz?
- Kogo? - zaczynał mi grać na nerwach.
- Chyba lubisz wkurzać ludzi...
- Może...
- Daj mi tą kartke.
- Nie.
- Poswtórze pytanie. Co mam zrobić żebyś mi ją dał?
- Klęknij i błagaj.
- Nie!!!
- Nie chcesz karteczki?
- Chce.
- To rób co ci każe nędzna istoto! - chyba miał z tego wielką radoche.
Klęknełam.- Prosze...
- A pierścionek masz?
- Co!?
- Wiesz to wygląda troche tak jakbyś się oświadczała.
- Jesteś walnięty! - wstałam.
- No... Kilka minut przedtem wpadłaś na mnie i...
- Dasz mi tą kartke, czy nie?!
- Nie! Hahaha. Ale jestem zły!
- I stuknięty.
- Dobra... Zamknij oczy.
- Po co?
- Zamknij. - nie wiem dlaczego, ale posłuchałam go i zamknełam oczy. Po chwili znalazł sie za mną i szepnął mi do ucha.
- Gdy dolicze do trzech, otworzysz oczy i zapomnisz o tym zdarzeniu. Tak jakby nigdy się to nie wydarzyło. Raz... Dwa... - Pochylił się i delikatnie mnie pocałował. - Trzy...
Obudziłam się z płaczem. Nigdy się z tym nie pogodze. Trzyma mnie tutaj tylko chęć zemsty. Gdy uratuje Troy'a i zemszcze się, zaszyje sie gdzieś daleko... Może przeniose się do Śródziemia? Nie. Tam napewno będzie mi dużo gożej o tym zapomnieć. W tym świecie też nie będzie łatwo... Trudno. Coś wymyśle. Najwyżej skocze pod auto.
Spoko, zaraz skocze pod następne auto, ale najpierw chce znaleźć Troy'a.
- Wole cie żywego. - szepnełam, zalana łzami.
Nagle usłyszałam dziwny dźwięk. Tak jakby pies próbował powiedzieć "hmm". Podniosłam się z łóżka. Miałam racje. Tak jakby. Na środku mojego pokoju siedział wilk. Ten sam, którego kiedyś uratowaliśmy. W pysku trzymał jakąś kartke. Wziełam ją on niego i przeczytałam.
"A teraz jesteś w stanie na mnie patrzeć?".
- Sasza? - wilk położył się i leżał z głową na łapach. To chyba znaczy tak. - Dlatego wiedziałeś gdzie mnie szukać. James chciał cie złapać, żebyś nas nie ostrzegł i założył sidła. - wydał ciche skomlenie. Klęknełam przy nim i zaczełam go głaskać. - Chcesz być moim pieskiem? - podniósł się do pozycji siedzącej. Chyba chce. - Fajnie. Ale moge ci mówić Szasa? - polizał mnie po policzku.
Poszliśmy do kawiarenki. Przy blacie siedział Sasza, a za blatem stała Ruby. Podeszłam do nich.
- To ten sam wilk co był w lesie? - zapytała Ruby. Pokiwałam głową, a ona wychiliła się za blatu i go pogłaskała.
- Ma jakieś imie? - spytał Sasza, głaskając go.
- Tak. Szasa. - uśmiechnełam się do białowłosego.
O trzeciej poszliśmy z nim do naszej miejscówki w lesie. Jednak zanim tam doszliśmy, na drodze zaczepiła nas Regina. Była bardzo zadowolona.
- Od czterech dni nic złego mi się nie stało! Żadnych głupich kawałów i idiotycznych zaczepek! A Luke i Troy znikneli bez śladu! Wspaniale!!! Lepiej chyba być nie może! - Szasa warknął i zaczął na nią szczekać. - Aa!!! Zabierzcie to ode mnie! - poszła w swoją strone, a my w swoją. Po drodze zaczeliśmy na nią narzekać, a raczej Ruby zaczeła.
- Jak ja nienawidze tej baby!! Luke i Troy zikneli bez śladu. Wspaniale. - zaczeła udawać jej głos, ale coś jej nie wyszło i brzmiała jak zepsuta piszczałka. - Wspaniale to by było gdyby ona znikneła! - Szasa potwierdził to szczeknięciem.
- Przynajmniej ich imion się nauczyła. - zauważył Sasza.
Gdy dotarliśmy na miejsce, zaczeliśmy się bawić z naszym nowym, czworonożnym koleszką. Chyba spodobało mu się takie życie. Tu przynajmniej nikt nie będzie go unikać, a ja znosze jego widok. Ba! Nawet ciesze się, że go widze. Wróciliśmy późnym wieczorem.
- I co? Podobało się? - znowu szczeknął, co oznaczało, że odpowiedź jest twierdząca. - A jak to się stało, że potrafisz się przemieniać? - wybiegł z pokoju. Pobiegłam za nim.
Wbiegł do sklepu Golda.- Ej... - powiedziałam szeptem. - Ja tu nie moge być... - pobiegł na zaplecze, a ja poszłam za nim. W pysku trzymał medalion Luke'a.
Założyłam mu go na szyję. Kryształ zaświecił przez chwile, a po chwili przede mną stał Sasza.- Legolas uratował mi życie tym medalionem, ale zyskałem jeszcze coś... Teraz potrafie przemianiać się w wilka kiedy chce. - wytłumaczył szybko.
- To dlaczego przybiegłeś tutaj, żeby mi to powiedzieć?
- W tym świecie nie ma magii. Znaczy jest, ale tylko w niektórych miejscach.
- A konkretnie.
- A konkretnie to ten sklep. No i kaplica burmistrz i jeszcze kilka innych. W tym świecie ten medalion jest mi niezbędny do przemiany, ale w Śródziemiu nie jest mi potrzebny.
Usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi. Sasza zmienił się w Szase, a ja ściągnełam mu medalion i w ostatniej chwili schowałam za plecy.
- Znowu mnie okradasz? - zapytał Gold, stojac przede mną.
- Nie. Pies mi uciekł. - wskazałam na Szase.
- Jaki śliczny... A teraz zabierz go i wyjdź. - uśmiechnełam się lekko i szybko opuściłam sklep.
Tym razem weszliśmy przez okno, bo nocną zmiane miała babcia Ruby, a ona nie lubi zwierzat w swojej kawiarence. Szczegulnie wilków. A Ruby to co?!
