XXIV

33 6 0
                                    

Do mojego pokoju wpadł...

- Sasza? - tak. To był Sasza. Na głowie miał naciągnięty kaptur, od swojej granatowej bluzy. Jego włosy wystawały z kaptura i zakrywały oczy.

W pokoju było ciemno i nie widziałam twarzy białowłosego. Dostrzegłam, że opiera się o drzwi i dyszy. Podchodząc do niego zapaliłam lampke nocną, która stała obok kanapy. Zdjełam mu kaptur i zamarłam.

- Co ci się stało?! - krzyknełam.

Był cały pobity. Miał podbite oko, rozciętą brew i pełno siniaków, a z nosa i wargi leciała mu krew.
Chciał coś powiedzieć, ale tylko syknął cicho. Pewnie dlatego, że złapałam go za ramie i posadziłam na kanapie, próbując go opatrzeć. Nie było to łatwe, ale udało się.
Teraz zajełam się twarzą. Wziełam jakąś szmate, namoczyłam ją zimną wodą i zaczełam przemywać mu twarz.

- To co ci się stało? - zapytałam.

- No... A! Nie możesz delikatniej?...

- Nie. Powiesz wkońcu, kto cię tak urządził?

- Ten koleś z lasu, nasłał na mnie swoich ludzi... Naszczęście udało mi się uciec.

- Następnym razem nie łaź nigdzie sam po nocy.

- Nie byłem sam...

- Nie?

- Byłem z Troy'em...

O nie...

- Gdzie on jest? - zapytałam zaniepokojona.

- Nie wiem... - skończyłam mu przemywać twarz i opatrzyłam jego brew.

- Zaczekaj. - poszłam szybko po kilka kostek lodu do Ruby.

Pytała się po co mi je. Odpowiedziałam jej, że robie sobie drinka. Chciała do mnie wpaść, ale naszczęśćie miała nocną zmiane i nie mogła. Zawinełam lód w szmate i podałam Saszie.

- Masz. Przyłuż sobie, może opuchlizna zejdzie.

- Dzięki.

- To co mówiłeś?

- Nie byłem sam..

- Wiem. Ale co się stało z Troy'em?

- Nudziło mi się, więc postanowiłem się przejść. Po drodze spotkałem Troy'a. No i... Postanowiliśmy jeszcze raz poszukać Luke'a. Ale gdy szedliśmy jakąś uliczką natkneliśmy się, na tego gościa z lasu. Byli z nim jego... Podwładni. Złapali Troy'a, a mnie rozkazał się pozbyć. Naszczęście udało mi się uciec. Dzięki Troy'owi. Ale jemu się to nie udało...

#Troy

Gdy się octknąłem, poczułem silny ból głowy. Byłem w jakimś kamiennym... Czymś. Przypominał loch. Po prawej stronie, przy ścianie były kamienne schody, prowadzące do metalowych drzwi. Ręce miałem przykute do ściany. Chciałem się wyszarpać, ale na nic się to zdało.

- Szukałeś mnie? - no nie...Westchnąłem i spojrzałem w strone, z której dobiegł ten głos.
Po mojej lewej przykuty do ściany, siedział Luke.

- Yy... Nie?

- Jasne... A podobno taki kumaty jesteś...

- Co?

- Prosiłem tylko o to, byś mnie nie szukał i nie szlajał się nigdzie sam! Tak trudno zrozumieć?!

- Nie byłem sam!

- Nie?

- Nie. Z Saszą... Cholera!

- No właśnie... A gdzie teraz jest Sasza? - prubowałem sobie przypomnieć, ale w głowie miałem pustkę co na ten temat...
Usłyszałem, otwierajace się drzwi. Nie musiałem patrzeć, kto przyszedł. Luke też nie.

Once UponceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz