#Troy
Razem z Saszą czekaliśmy na reszte w naszej miejscówce. Po 10 minutach przyszły dziewczyny. Brakowało jeszcze jednej osoby...
Czekaliśmy i czekaliśmy... I tak nam upłyneło 45 minut.- Która godzina? - zapytał Sasza.
- Wpół do dwunastej. - odpowiedziałem, leżąc na jednej ze ścian.
Sasza siedział na ścianie prostopadłej do tej, na której ja leżałem. Żaklina siedziała na najniższej gałęzi, która była 2 metry nad ziemią, a Ruby siedziała na ziemi oparta o pień.
- Gdzie on jest? - zapytała zirytowana czekaniem Ruby. - Owszem, czasami się spóźnia ale nie aż tak!
- Zdarza mu się w ogóle nie przyjść, ale zazwyczaj łazi z Troy'em i robią żarty. - dopowiedział Sasza.
- Właśnie... - nie dawało mi to spokoju. Coś musiało być nie tak...
#Luke
Octknąłem się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Były w nim szare, ceglane ściany. To pomieszczenie nie miało okien, mimo to nie było tu bardzo ciemno. Po prawej stronie były kamienne schody, a na ich szczycie drzwi. Ręce miałem przywiązane za nadgarstki do ściany gróbym sznurem. Nogi też mi związano za kostki.
Ból głowy był nie do zniesienia...
Nagle usłyszałem otwierające się drzwi. Wszedł przez nie gościu z lasu i zszedł po schodach.- Szybko się obudziłeś. - powiedział podchodząc i kucając przy mnie.
- Czego ode mnie chcesz?! - warknąłem.
- Wiesz może gdzie się podziewa twój koleszka? Nigdzie nie moge go znaleść. - przypomniałem sobie, że byliśmy umówieni w naszej miejscówce. Ale czego on od nas chciał?
- Nawet gdybym wiedział, nie powiedziałbym ci.
- Szkoda... - złapał mnie za szyje i przycisnął do ściany. - Ale ja mam sposoby na wyciąganie informacji. - puścił mnie i skierował się w strone wyjścia.
- Czekaj! - zawołałem za nim. Uśmiechnął się triumfacyjnie i znów do mnie podszedł.
- Przypomniałeś sobie coś?
- Tak. Dać ci lekcie wkładania naboi? Kiepsko sobie z tym radzisz. - wkurzył się i kopnął mnie z całej siły w brzuch. Zacisnąłem zęby. Nie dam mu tej satysfakcji.
#Troy
Mineło już chyba półtora godziny a Luke'a, wciąż nie było.
- Dobra, musze iść. - powiedział Sasza. - Dajcie znać kiedy się zjawi.
- Jasne. - odpowiedziała Ruby za nas wszystkich.
Mijały kolejne minuty.
- Ej Ruby, ty nie powinnaś iść do kawiarenki? - spytała Żaklina. Ruby miała dzisiaj przyjść do knajpki na 13:30, pomóc swojej babci.
- No nie... Zadzwonie do niej i przekonam, żeby dała mi wolne. - tak jak powiedziała, tak zrobiła. Po kilku minutach udało jej się ją przekonać. Dochodziła 14, a jego wciąż nie było.
#Luke
Myślałem nad ucieczką, ale żaden scenariusz się nie powiedzie. Ból głowy ustępował, ale ból po kopniaku nie.
Przypomniałem sobie, że mam telefon w kieszeni. Gdyby tylko udało mi się go wyciągnąć...
Po kilku próbach, wkońcu się udało. Szybko wybrałem numer do Troy'a i włączyłem głośnomówiący.#Troy
Już mieliśmy się rozejść, gdy nagle usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Niechętnie wyciągnąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyśfietlacz.
- Ej, to Luke! - poinformowałem reszte i odebrałem.
- Luke! Gdzie ty jesteś?
- Cięszko powiedzieć... - brzmiał dziwnie. Inaczej.
- Nic ci nie jest? Brzmisz jakoś inaczej.
- Nie... Ja...
- Wiem kiedy kłamiesz, więc nawet nie próbuj.
- Dobra, nie ważne. Musisz mnie posłuchać.
- Co się stało? - zaczynałem się obawiać.
- Nie chodź nigdzie sam. Słyszysz?
- Dlaczego?
- Nie ważne. Nie łaź nigdzie sam! Kapisi?!
- Dlaczego? Co się stało?
- A no i pod żadnym pozorem nie waż się mnie szukać!
- Ale... - nie zdołałem dokończyć. Połączenie zostało przerwane. - Luke? Luke!! - już nie wytrzymałem, wkurzyłem się i rzuciłem telefonem. Komurka dowaliła w drzewo i rozbiła się na drobne kawałki.
- Co się stało? - zapytała Żaklina.
Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Nic szczegulnego się nie dowiadziałem. Luke zachowywał się dziwnie. Gdzie on jest? Czemu się tak dziwnie zachowywał? Co się stało z jego telefonem? Czemu miałem nie chodzić sam? Czy coś mi grozi? Czy coś jemu grozi? Co lub kto przerwał nasze połączenie? Czy...
- Troy? - zaniepokoiła się Ruby, widząc że nie odpowiadam przez dłuższy czas.
- ...Luke został porwany.