#Trzy dni później.
Dziś mnie wypisują. Jeszcze musiałam spakować kilka rzeczy, które Ruby mi przyniosła. Raz, dwa wpychałam rzeczy nawet nie patrząc co to.
- Gdzie się tak śpieszysz? - to niemożliwe... To ten głos... Szybko się odwróciłam. Na progu, oparty o futryne stał Luke
- Luke! Co ty tu robisz!?
- Stoje. Skąd znasz moje imie? Może nie pamiętam wszystkiego, ale nie mówiłem ci jak mam na imie.
- Ruby mi powiedziała.
- No tak... Ruby.
- Ale jeszcze wczoraj mówili, że powinienieś nieżyć.
- Nie ma problemu. Zaraz skocze pod następny samochód, ale najpierw chce znaleść Troy'a.
- Nie! Nie musisz skakać pod auto... Wole cie żywego.
- Ja też wole siebie żywego. Wiesz gdzie jest Troy?
- Chyba w więzieniu...
- Więzieniu!?! Co on tam robi!?! - zanim zdążyłam co kolwiek powiedzieć wybiegł ze szpitala.
Pobiegłam za nim. Szybki był. W pięć minut znalazł się na komisariacie. Przybiegłam tuż za nim, ale najpierw musiałam złapać oddech.
Nie należałam do tych leniuchów. Wręcz przeciwnie. Byłam bardzo wysportowana. Byłam najszybszą i najzwinniejszą osobą w ośrodku.
Luke wpadł jak poparzony do komisariatu. Budynek nie był wielki. Po jednej stronie był mały pokoik z oknem na pół ściany. W pokoju stało biurko, jakieś szafki i inne rzeczy. Takie małe biuro. Na krześle siedział szeryf. Nogi trzymał na biurku i czytał gazete. Po drugiej były cele. W jednej siedział Troy.Gdy Look wpadł szeryf od razu zerwał się na nogi, a Troy wstał momenralnie i wyszczerzył się.
- Co on tu robi?! - krzyknął wzburzony Luke. Teraz już wiem dlaczego się go boją. Jakby chciał to pewnie mógłby zabić wzrokiem.
- Jak miło, że sie wkońcu obudziłeś... - chciał go chyba uspokoić, ale jak zauważył, że to nie działa postanowił powiedzieć mu dlaczego go zamknął. - A co do Troy'a, prawie zabił Żakline. - blondyn zmarszczył brwi. Pewnie nie wiedział o kogo chodzi.
- Dziewczyna która stoi za tobą! - wskazał ręką na mnie. Obrócił się na pięcie i spojrzał na mnie pytająco. Pokręciłam twierdząco głową. Po chwili znów odwrócił się do szeryfa.
- Światkowie są?
- Tak.
- Przesłuchani?
- Nie.
- Czyli nie możesz trzymać Troy'a w więzieniu. Przynajmniej dopuki nie dowiemy sie więcej.
- Dowiemy?
- Nie pozwole żebyś spaprał tą sprawe. - wziął czarne okulary ze stolika, założył i uśmiechnął się. - Teraz ja tu rządze.
Wypuścił Troy'a i wszyscy poszliśmy do kawiarenki.
- Witamy wśrud żywych. - powiedziała Ruby uśmiechając się. Czy tylko mnie dziwi fakt, że on już stoi na nogach skoro wczoraj był prawie martwy?!
- Szeryf twierdzi, że Troy chciał zabić... - spojrzał na mnie.
- Żaklina. - podpowiedziałam mu.
- No właśnie. Byłaś tam?
- Tak.
- To kłamstwo. Nie?
- No...
- Widzisz! 1:1.
- Raczej 2:1. Żaklina...
- Żaklina jest w szoku! Biedactwo przerzyło traume... - objął mnie ramieniem. Myślałam, że padne. Ale musiałam się powstrzymać. Byłam po stronie Troy'a i chciałam to powiedzieć. Chociaż chciał mnie zabić i raczej mnie nie polubił. To nieistotne. Dopilnuje żeby mnie polubił.
- Ale...
- Ciii... - przystawił mi palec do ust, chcąc mnie uciszyć. - Nie musisz nic mówić... - gdyby nie był tak zabujczo przystojny to odgryzłabym mu ten palec.
Poszliśmy do domu burmistrz. Drzwi otworzyła nam ta wredna jędza. Była zdziwiona tym co zobaczyła.
- Co ty tu robisz? - zapytała
- Nie przyszłem do ciebie, więc zejdź mi z drogi. - odsunął ją i wszedł do środka. My za nim.
- Nie macie prawa! - krzyczała wzburzona biegnąc za nami.
- Henry! - krzyknął Luke nie zwracając na nią uwagi.
Staneliśmy w salonie.- Powinieneś być martwy.
- Już setny raz mi to mówisz... - odpowiedział bawiąc się jakąś małą, szklaną kulą.
- Jesteś chory. - stwierdziła zabierając mu kule z ręki i odkładając na miejsce.
- Byłem chory. Wyzdrowiałem. - usłyszeliśmy tupot stóp na schodach i po chwili Henry stał na progu salonu.
Gdy zobaczył Luke'a był wniebowzięty.- Luke! - krzyknął i przyległ do niego.
- Heja. - wziął go na ręce. Ciekawe czy jest ciężki... Wkońcu ma już 11 lat. - Słuchaj bo szeryf mówi, że Troy chciał zabić Żakline. Prawda, że to nieprawda?
- Prawda. - odparł bez zastanowienia.
- Henry! Ciebie nawet przy tym nie było! - protestowała jego matka
- Hy. No tak... - uśmiechnął się niepewnie.
- Troy nie tylko Żamine chciał zabić. Mnie też. - Żamine!? Ej... To nie fajne.
- To się nie liczy. Ciebie każdy chce zabić. - odpowiedział ściągając Henrego.
- 1:1. Masz więcej świadków? - zapytał szeryf.
- Co to za facet? - zapytałam wskazując jakiegoś gościa, który nas obserwował. Luke spojrzał na niego.
- To ten co chciał cie potrącić! - krzyknął i pobiegł w pogoń za nim.
My też wybiegliśmy, ale po kilku sekundach zgubiliśmy i tego faceta i Luke'a. Żałowałam, że nie miałam przy sobie swojej deski.
Nagle usłyszałam ryk motora. Po chwili obok nas stanął Troy na czarnym motorze. Ej, to ten sam co ukradłam gdy byłam w sierocicu.- Wskakuj! - krzyknął do mnie. Raz, dwa wsiadłam na motor i ruszyliśmy w kierunku gdzie pobiegł ten facet i Luke.
- Wiesz gdzie jechać?
- Pewnie ucieknie do lasu. Jeśli zdąży dobiec... - jeśli zdąży? Co to ma znaczyć?