IX

28 2 0
                                    

#Trzy dni później.

Dziś mnie wypisują. Jeszcze musiałam spakować kilka rzeczy, które Ruby mi przyniosła. Raz, dwa wpychałam rzeczy nawet nie patrząc co to.

- Gdzie się tak śpieszysz? - to niemożliwe... To ten głos... Szybko się odwróciłam. Na progu, oparty o futryne stał Luke

- Luke! Co ty tu robisz!?

- Stoje. Skąd znasz moje imie? Może nie pamiętam wszystkiego, ale nie mówiłem ci jak mam na imie.

- Ruby mi powiedziała.

- No tak... Ruby.

- Ale jeszcze wczoraj mówili, że powinienieś nieżyć.

- Nie ma problemu. Zaraz skocze pod następny samochód, ale najpierw chce znaleść Troy'a.

- Nie! Nie musisz skakać pod auto... Wole cie żywego.

- Ja też wole siebie żywego. Wiesz gdzie jest Troy?

- Chyba w więzieniu...

- Więzieniu!?! Co on tam robi!?! - zanim zdążyłam co kolwiek powiedzieć wybiegł ze szpitala.

Pobiegłam za nim. Szybki był. W pięć minut znalazł się na komisariacie. Przybiegłam tuż za nim, ale najpierw musiałam złapać oddech.

Nie należałam do tych leniuchów. Wręcz przeciwnie. Byłam bardzo wysportowana. Byłam najszybszą i najzwinniejszą osobą w ośrodku.
Luke wpadł jak poparzony do komisariatu. Budynek nie był wielki. Po jednej stronie był mały pokoik z oknem na pół ściany. W pokoju stało biurko, jakieś szafki i inne rzeczy. Takie małe biuro. Na krześle siedział szeryf. Nogi trzymał na biurku i czytał gazete. Po drugiej były cele. W jednej siedział Troy.

Gdy Look wpadł szeryf od razu zerwał się na nogi, a Troy wstał momenralnie i wyszczerzył się.

- Co on tu robi?! - krzyknął wzburzony Luke. Teraz już wiem dlaczego się go boją. Jakby chciał to pewnie mógłby zabić wzrokiem.

- Jak miło, że sie wkońcu obudziłeś... - chciał go chyba uspokoić, ale jak zauważył, że to nie działa postanowił powiedzieć mu dlaczego go zamknął. - A co do Troy'a, prawie zabił Żakline. - blondyn zmarszczył brwi. Pewnie nie wiedział o kogo chodzi.

- Dziewczyna która stoi za tobą! - wskazał ręką na mnie. Obrócił się na pięcie i spojrzał na mnie pytająco. Pokręciłam twierdząco głową. Po chwili znów odwrócił się do szeryfa.

- Światkowie są?

- Tak.

- Przesłuchani?

- Nie.

- Czyli nie możesz trzymać Troy'a w więzieniu. Przynajmniej dopuki nie dowiemy sie więcej.

- Dowiemy?

- Nie pozwole żebyś spaprał tą sprawe. - wziął czarne okulary ze stolika, założył i uśmiechnął się. - Teraz ja tu rządze.

Wypuścił Troy'a i wszyscy poszliśmy do kawiarenki.

- Witamy wśrud żywych. - powiedziała Ruby uśmiechając się. Czy tylko mnie dziwi fakt, że on już stoi na nogach skoro wczoraj był prawie martwy?!

- Szeryf twierdzi, że Troy chciał zabić... - spojrzał na mnie.

- Żaklina. - podpowiedziałam mu.

- No właśnie. Byłaś tam?

- Tak.

- To kłamstwo. Nie?

- No...

- Widzisz! 1:1.

- Raczej 2:1. Żaklina...

- Żaklina jest w szoku! Biedactwo przerzyło traume... - objął mnie ramieniem. Myślałam, że padne. Ale musiałam się powstrzymać. Byłam po stronie Troy'a i chciałam to powiedzieć. Chociaż chciał mnie zabić i raczej mnie nie polubił. To nieistotne. Dopilnuje żeby mnie polubił.

- Ale...

- Ciii... - przystawił mi palec do ust, chcąc mnie uciszyć. - Nie musisz nic mówić... - gdyby nie był tak zabujczo przystojny to odgryzłabym mu ten palec.

Poszliśmy do domu burmistrz. Drzwi otworzyła nam ta wredna jędza. Była zdziwiona tym co zobaczyła.

- Co ty tu robisz? - zapytała

- Nie przyszłem do ciebie, więc zejdź mi z drogi. - odsunął ją i wszedł do środka. My za nim.

- Nie macie prawa! - krzyczała wzburzona biegnąc za nami.

- Henry! - krzyknął Luke nie zwracając na nią uwagi.
Staneliśmy w salonie.

- Powinieneś być martwy.

- Już setny raz mi to mówisz... - odpowiedział bawiąc się jakąś małą, szklaną kulą.

- Jesteś chory. - stwierdziła zabierając mu kule z ręki i odkładając na miejsce.

- Byłem chory. Wyzdrowiałem. - usłyszeliśmy tupot stóp na schodach i po chwili Henry stał na progu salonu.
Gdy zobaczył Luke'a był wniebowzięty.

- Luke! - krzyknął i przyległ do niego.

- Heja. - wziął go na ręce. Ciekawe czy jest ciężki... Wkońcu ma już 11 lat. - Słuchaj bo szeryf mówi, że Troy chciał zabić Żakline. Prawda, że to nieprawda?

- Prawda. - odparł bez zastanowienia.

- Henry! Ciebie nawet przy tym nie było! - protestowała jego matka

- Hy. No tak... - uśmiechnął się niepewnie.

- Troy nie tylko Żamine chciał zabić. Mnie też. - Żamine!? Ej... To nie fajne.

- To się nie liczy. Ciebie każdy chce zabić. - odpowiedział ściągając Henrego.

- 1:1. Masz więcej świadków? - zapytał szeryf.

- Co to za facet? - zapytałam wskazując jakiegoś gościa, który nas obserwował. Luke spojrzał na niego.

- To ten co chciał cie potrącić! - krzyknął i pobiegł w pogoń za nim.

My też wybiegliśmy, ale po kilku sekundach zgubiliśmy i tego faceta i Luke'a. Żałowałam, że nie miałam przy sobie swojej deski.
Nagle usłyszałam ryk motora. Po chwili obok nas stanął Troy na czarnym motorze. Ej, to ten sam co ukradłam gdy byłam w sierocicu.

- Wskakuj! - krzyknął do mnie. Raz, dwa wsiadłam na motor i ruszyliśmy w kierunku gdzie pobiegł ten facet i Luke.

- Wiesz gdzie jechać?

- Pewnie ucieknie do lasu. Jeśli zdąży dobiec... - jeśli zdąży? Co to ma znaczyć?

Once UponceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz