W tym mieście jeszcze nigdy nie było tak pusto. Nigdzie nie było, ani jednej duszy. To wyglądało jak sen, a raczej coś pomiędzy snem, a koszmarem. Wiatr przenosił liście z jednego końca ulicy na drugi, posępne chmury wisiały na niebie, a samo miasto było szare i pozbawione życia.
Poszłam do Lary, ale kiedy weszłam do domu, nie było jej tam gdzie powinna być. Nagle ktoś przystawił mi chustkę, nasączoną czymś dziwnym. Po paru sekundach zemdlałam.
#Luke
Siedziałem sobie spokojnie w celi i nagle przyszedł strażnik.
- Pakuj się, wychodzisz. - oznajmił. Czy ja przypadkiem nie miałem siedzieć tutaj rok? A raczej całe moje dłuuugie, nieśmiertelne życie?
- Ale...
- Dowiesz się wszystkiego za chwile.
Wyprowadził mnie z więzienia. Przed budynkiem spotkałem... Gandalfa? Obok niego stał jeszcze ktoś, ale miał kaptur na głowie i okulary przeciwsłoneczne.
Podszedłem do nich.
- Co ty tu robisz? - zapytałem czarodzieja. - I kim ty jesteś? - wskazałem na gościa obok.
- To pytanie zaczyna mnie już męczyć. - zdjął okulary i już wiedziałem kto to.
- Sasza!? Zaraz, zaraz. Nadal nie wiem po coście tu przyleźli.
- To nie istotne. Musisz pomóc Żaklinie. - odezwał się Gandalf.
- Co jej jest?
- Nie pytaj, tylko jedź. - rzucił mi kluczyki od motoru.
- Złodzieje. - skomentowałem i szybko pobiegłem po motor.
Oczywiście okazało się, że tam go nie ma! Trudno. Z tego co wiem to nie powinno być daleko. Jeśli Gandalf czegoś nie przekręcił.
W drodze zadzwoniłem do Troy'a.- Czego?
- Miło mnie witasz. - powiedziałem w biegu.
- Czy ty nie powinienieś siedzieć w pace? Po co do mnie dzwonisz, przecież masz zakaz zbliżania się do mnie i gadania ze mną. - zażartował.
- Słuchaj musimy pomóc Żaki.
- Co jej jest?
- Nie wiem, ale musisz się sprężyć.
- Będe w pięć minut, ale powiedz gdzie. - podałem mu adres, gdzie prawdopodobnie jest Żaki i rozłączyłem się.
Po chwili byłem już na miejscu.
#Żaklina
Obudziłam się, siedząc pod ścianą w pustym pokoju, w którym były tylko drzwi. Panował w nim półmrok, ale moje oczy szybko przyzwyczaiły się do mroku i nie miałam problemów z ciemnością. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Podniosłam wzrok i zobaczyłam... Nie. To niemożliwe... W drzwiach stał mój ojciec. Skoro to on mnie porwał to gdzie jest Lara?
Wyciągnął pistolet, przeładował go i wycelował nim we mnie.- Tym razem nie będe się patyczkować...
Zamknełam oczy i czekałam na strzał. Zamiast tego usłyszałam jego krzyk. Otworzyłam oczy i zobaczyłam go szarpiącego się z Lukiem. Byłam zbyt zszokowana, żeby zaareagować.
Później wszystko potoczyło się tak szybko...Strzał. Luke upadł na ziemie. Do pokoju wbiegł Troy. Walnął pistoletem mojego ojca w głowe, a on stracił przytomność.
Podbiegł do Luke'a, po chwili otrząsnełam się z szoku i poszłam w ślady Troy'a.
Luke był nieprzytomny, a jego biała koszylka była brudna od krwi. Jego krwi.
- Nie... - wyszeptałam przez łzy.
To nie może być prawda. To sen. To tylko sen... Nie. To sie dzieje naprawde. Troy odgarnął moje włosy, podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy.
- Wiem co mu może pomóc. - te słowa rozpaliły we mnie iskierke nadziei. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej swój medalion.
- Magia. - szepnełam sama do siebie.
- Nie jestem pewień, czy przeżyje, ale spróbować nie zaszkodzi.
- Daj znać jeśli się uda.
- Obiecuje. - Zanim jednak użył medalionu, ostatni raz mnie pocałował. Odwzajemniłam go lekko.
Potem Troy i Luke znikneli, a do pomieszczenia wpadli policjanci. Zabrali morderce, bo z pewnością nim jest i wyprowadzili mnie. Na zewnątrz czekała już na mnie Lara. Przyległa do mnie, a ja do niej. Została mi tylko ona...
____________________________________
No i to już koniec. Tak jakby, bo jeszcze epilog. Dzięki, że dotrfaliście i takie tam... Duperelki. Dziękuje za gwiazdki i komentarze... I... Za to że czytaliście. I... To chyba tyle.