XXI

37 3 0
                                    

Obudziłam się w swoim pokoju. Poczułam chłodne powietrze.

- Nareszcie. - usłyszałam głos.

Piękny, dzwięczny głos Luke'a. Uśmiechnełam się pod nosem, mając nadzieje że tego nie zauważy. I chyba się udało. Szybko wyrwałam się z transu i postanowiłam udawać, że jestem na niego wściekła.

- Co tu robisz?! - powiedziałam odwracając się do niego. Siedział na oknie (które było otwarte) opierając się o szybe i uśmiechając się. Walczyłam dzielnie żeby nie odwzajemnić uśmiechu. Chciałabym, żeby codziennie budził mnie taki widok.

- Czekam, aż się obudzisz. - uśmiechnął się.

- Po co? - zapytałam, starając się brzmieć jak najbardziej oschle.

- Jesteś na mnie zła?

- Nie skąd. Ty tylko więziłeś mnie przez 3 dni w swoim pokoju, nie dając mi wody. Namazałeś mi durny, niezmywalny makijarz i przefarbowałeś włosy na zielono z fioletową kratką, której też nie moge zmyć! A teraz wyglądam jak idiotka!!

- Mam cię na tapecie. - zaśmiał się, pokazując mi swój telefon. Na tapecie faktycznie byłam ja, kiedy jeszcze byłam związana. - Wszyscy już mają to zdjęcie. - powiedział chowając telefon. - Oprucz Reginy.

- Wszyscy twoi znajomi... Tak? - zapytałam zaniepokojona.

- Oczywiście. Tylko, że mnie zna całe miasto i wszyscy są moimi "znajomymi".

Postanowiłam się już nie odzywać. W tym czasie Luke, zszedł z okna i podszedł do kanapy, na której dzisiaj, a raczej wczoraj spałam.

- A to jest moje! - powiedział i zabrał swoją bluzę. Prubowałam mu ją odebrać, ale niestety nie wyszło mi to...

Wszystko przez to, że jest ode mnie wyższy. Podniósł ją wysoko nad głowe i nie byłam w stanie jej dostać. Bawiło go to, ale musze przyznać że zabawnie to wyglądało. On był wysoki, ja niska i skakałam desperacko próbując ją złapać.

Zrobił krok do tyłu i potknął się o jakiś rupieć. (Mój pokój nie należy do najczyściejszych) Kiedy skakałam po bluze, upadłam razem z nim. Wylądował na podłodze a ja na nim. Trzymałam jego ręce za nadgarstki nad głową, a nasze twarze były oddalone zaledwie o kilka milimetrów. Znów utonełam w jego oczach. Nie wiem ile tak leżeliśmy... Dla mnie to trwało wieki. Tak jakby czas stanął w miejscu... Niestety tak nie było.
Do pokoju wpadła Ruby. Wyrwaliśmy się z transu i odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Spojrzałam na nią wściekle.

- Ups. Sorki. - uświadomiła sobie, że przerwała nam ważną chwile i uśmiechneła się zawstydzona.

- Chciałaś coś? - zapytałam, siląc się na spokojny ton. Z chęcią bym ją teraz rozszarpała.

- Dobra, mam to po co tu przyszłem więc moge już iść. - stwierdził, wstając i kierując się w strone drzwi. Westchnełam cicho. Ruby i jej idealne wyczucie czasu.
Gdy Luke wyszedł, podbiegła do mnie rozradowana. Zirytowana usiadłam na kanapie, obok niej.

- Czy ja dobrze myśle? - zaczeła.

- Jeśli myślisz, że się pocałowaliśmy to nie. - odparłam, chyba troszeczke za ostro. Nie... Mogłam bardziej. Należy jej się pożądny łomot. Jak mogła wparować tu w takiej chwili?!

- Szkoda...

- Szkoda, że wparowałaś w najmniej odpowiednim momencie!

- No nie! A było tak blisko!... Było, prawda?

- No...

- Tak, czy nie?

- Nie wiem. Ale jedno wiem na pewno.

- Co? - zaciekawiła się.

- On ma boskie oczy... - powiedziałam roskojarzona, nie myśląc o tym co mówie. Ruby zaśmiała się, a ja udałam oburzoną.

#Luke

Żaklina rozbawiła mnie, próbując zabrać mi bluze. Wyglądała jak małe dziecko, które chce odzyskać swoją zabawke. Skakała jak mały piesek.

Chciałem się cofnąć. Rzucić bluzą i powiedzieć "aport", żeby sprawdzić czy zaaportuje. Jeśli by tak zrobiła pochwaliłbym ją słowami "dobry piesek". Niestety gdy zrobiłem krok do tyłu, potknąłem się o coś. Ona ma straszy bałagan. 

Wylądowałem na podłodze, a ona na mnie. Trzymała moje ręce, za nadgarstki nad głową. Nasze twarze dzieliło kilka milimetrów.
Przypomniał mi się dzień kiedy po raz pierwszy ją spotkałem. Nie miała wtedy zielonych włosów z fioletową kratką i pięknego makijarzu, ale teraz też wygląda całkiem, całkiem.

To głupie, ale chciałbym ją jeszcze raz pocałować. Tamten pocałunek... Nie był prawdziwy. Jedynie musnąłem jej wargi, a ona w ogóle nie zaaregowała. Wsumie to tak miało być... Och, ogarnij się Luke. Ja i Żaklina napewno nie będziemy razem. Nigdy.

Nagle do pokoju wpadła Ruby. No tak... Ruby i jej idealne wyczucie czasu. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni.

- Ups. Sorki. - uśmiechneła się zawstydzona. Czyżby myślała, że przerwała nam miłosną scenke?

- Chciałaś coś? - spytała Żaklina. Uznałem, że nie mam po co tu dłużej siedzieć. Jeden facet, dwie baby... To nie mogło się dobrze skończyć. Szczególnie z takim facetem jak ja.

- Dobra, mam to po co tu przyszedłem, więc moge już iść. - wstałem i skierowałem się w strone wyjścia.

Usłyszałem ciche westchnienie Żakliny. Rozbawiło mnie to, a za nim wyszedłem zauważyłem podekscytowaną minę Ruby. To mnie jeszcze bardziej rozbawiło. Pewnie zaraz zacznie ją wypytywać o szczeguły naszego "spotkania". Zapewne będzie się chciała dowiedzieć, czy do czegoś doszło między nami. Ciekaw jestem co jej powie.

Z moich myśli wyrwał mnie widok faceta, który dwa dni temu chciał odstrzelić mi łeb. Odruchowo cofnąłem się o krok. Byłem w jakiejś uliczce i nikt nie miał szans mnie zauważyć.

- Tęskniłeś? - spytał z tym swoim uśmieszkiem. Poczułem mocne uderzenie w głowę i osunąłem się na ziemie, tracąc przytomność.

Once UponceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz