XXXII

33 5 0
                                    

Wstałam o 11. W pokoju nie było Szasy. Ciekawe gdzie poszedł. Nie mogłam się długo nad tym zastanawiać, bo do mojego pokoju wpadł Henry.

- W Śródziemiu pukali! - warknełam.

- Twoje włosy!

- Wiem. Wkońcu wyglądam normalnie. I makijarz też zniknął.

- Szkoda. Fajnie wyglądałaś. - odskoczyłam na drugi koniec łóżka. James stał niecały metr ode mnie. To moja szansa. Zemszcze się.

Rzuciłam się na niego, ale odsunął się i wylądowałam na podłodze. Przycisnął mnie nogą i nie mogłam się podnieść. Henry chciał podbiec, ale koleś użył magii i jakieś czarne pnącza zwiazały Henrego.

- Chcesz mnie zabić? Dlaczego? Chodzi o to, że zabiłem Legusia? Nawet fajny był, ale strasznie wkurzający i upierdliwy.

- Zawrzyjmy umowe?

- Umowe? - powtórzył i póścił mnie. Podniosłam się i stanełam naprzeciwko niego. - Jaką?

- Ty uwolnisz Troy'a, a ja...

- Sorki ale nie. Nie ma nic takiego, co zmusiło by mnie do nie zabicia ich. - zniknął. Pnącza, które związały Henrego, też znikneły.

Po kilku minutach, przez moje okno wskoczył Troy, a za nim Luke. Obaj byli zdyszeni. Blondyn upadł na kolana i dotknął ręką rany na szyi, która lekko krwawiła. Odskoczyłam pod ściane i razem z Henrym patrzyliśmy na nich z niemałym zdziwieniem. To mi się tylko wydaje, zemdlałam, śnię? Luke przecież nie żyje, a Troy nadal jest uwięziony przez Jamesa! Nie... To mi się śni... Albo ten koleś walnął mnie za mocno, użył czarów i straciłam przytomność. Ale wyglądają tak realistycznie...

- Pomożecie? - spytał ironicznie brunet.

#Troy

- Luke... - wyszeptałem przez łzy, opierając głowe o jego tors.

Nienawidze płakać. Nie wiem ile mineło czasu, ale mimo, że usilnie próbowałem zachamować moje łzy, nawet na chwile nie przestały lecieć. Starałem się opanować drżenie mojego ciała, ale i to nie wyszło.

Poczułem nagłą i silną chęć zemsty. Wstałem i skierowałem się w strone drzwi, wycierając łzy. Gdy oddaliłem się od niego o dwa kroki, usłyszałem głos.

- Rannego zostawiasz? - odwróciłem się i zobaczyłem ten jego uśmieszek. Uchylił jedno oko, spojrzał na mnie, ale gdy zobaczył, że się mu przyglądam szybko je zamknął. Próbował ukryć uśmiech, ale nie wyszło mu to.

- Nie patrz się tak.

- Jak mam patrzeć na kumpla, którego przed chwilą zabił jakiś pacan, a teraz gada do mnie i szczerzy jak głupi?! - podniósł się do pozycji siedzącej.

- Może nie tak jak na wzmartwychwsałego trupa.

- A kim jesteś?! Koleś podciął ci gardło!

- Myślisz, że jestem aż tak głupi, żeby zostawić mu ostrze wiedząc, że chce nas zabić? Jego prawdziwy nóż, czy tam sztylet jest tutaj. - spod bluzki wyjął ostrze, które należy do tego faceta z lasu. Jestem w szoku, że wpadł na takie coś. Sam.

To nie sen. Ja nie śnie, nie zemdlalem i nic mi się nie zdaje. On żyje. Opadłem obok niego na kolana i rzuciłem mu się na szyje. Poczułem jakąś dziwną ciecz na szyi. Krew... Napiął mięśnie co chyba oznaczało, że rana nadal go boli, ale odwzajemnił mój uścisk.

- Ty idioto... Żyjesz. - odsunąłem się od niego. - Jak mogłeś mnie tak wrobić?!

- Kiedyś zabrałeś mi śmietanke. - uśmiechnął się, ocierając krew z rany, która już mało co krwawiła. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. - Płakałeś?

Once UponceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz