Wstałam o 11. W pokoju nie było Szasy. Ciekawe gdzie poszedł. Nie mogłam się długo nad tym zastanawiać, bo do mojego pokoju wpadł Henry.
- W Śródziemiu pukali! - warknełam.
- Twoje włosy!
- Wiem. Wkońcu wyglądam normalnie. I makijarz też zniknął.
- Szkoda. Fajnie wyglądałaś. - odskoczyłam na drugi koniec łóżka. James stał niecały metr ode mnie. To moja szansa. Zemszcze się.
Rzuciłam się na niego, ale odsunął się i wylądowałam na podłodze. Przycisnął mnie nogą i nie mogłam się podnieść. Henry chciał podbiec, ale koleś użył magii i jakieś czarne pnącza zwiazały Henrego.
- Chcesz mnie zabić? Dlaczego? Chodzi o to, że zabiłem Legusia? Nawet fajny był, ale strasznie wkurzający i upierdliwy.
- Zawrzyjmy umowe?
- Umowe? - powtórzył i póścił mnie. Podniosłam się i stanełam naprzeciwko niego. - Jaką?
- Ty uwolnisz Troy'a, a ja...
- Sorki ale nie. Nie ma nic takiego, co zmusiło by mnie do nie zabicia ich. - zniknął. Pnącza, które związały Henrego, też znikneły.
Po kilku minutach, przez moje okno wskoczył Troy, a za nim Luke. Obaj byli zdyszeni. Blondyn upadł na kolana i dotknął ręką rany na szyi, która lekko krwawiła. Odskoczyłam pod ściane i razem z Henrym patrzyliśmy na nich z niemałym zdziwieniem. To mi się tylko wydaje, zemdlałam, śnię? Luke przecież nie żyje, a Troy nadal jest uwięziony przez Jamesa! Nie... To mi się śni... Albo ten koleś walnął mnie za mocno, użył czarów i straciłam przytomność. Ale wyglądają tak realistycznie...
- Pomożecie? - spytał ironicznie brunet.
#Troy
- Luke... - wyszeptałem przez łzy, opierając głowe o jego tors.
Nienawidze płakać. Nie wiem ile mineło czasu, ale mimo, że usilnie próbowałem zachamować moje łzy, nawet na chwile nie przestały lecieć. Starałem się opanować drżenie mojego ciała, ale i to nie wyszło.
Poczułem nagłą i silną chęć zemsty. Wstałem i skierowałem się w strone drzwi, wycierając łzy. Gdy oddaliłem się od niego o dwa kroki, usłyszałem głos.
- Rannego zostawiasz? - odwróciłem się i zobaczyłem ten jego uśmieszek. Uchylił jedno oko, spojrzał na mnie, ale gdy zobaczył, że się mu przyglądam szybko je zamknął. Próbował ukryć uśmiech, ale nie wyszło mu to.
- Nie patrz się tak.
- Jak mam patrzeć na kumpla, którego przed chwilą zabił jakiś pacan, a teraz gada do mnie i szczerzy jak głupi?! - podniósł się do pozycji siedzącej.
- Może nie tak jak na wzmartwychwsałego trupa.
- A kim jesteś?! Koleś podciął ci gardło!
- Myślisz, że jestem aż tak głupi, żeby zostawić mu ostrze wiedząc, że chce nas zabić? Jego prawdziwy nóż, czy tam sztylet jest tutaj. - spod bluzki wyjął ostrze, które należy do tego faceta z lasu. Jestem w szoku, że wpadł na takie coś. Sam.
To nie sen. Ja nie śnie, nie zemdlalem i nic mi się nie zdaje. On żyje. Opadłem obok niego na kolana i rzuciłem mu się na szyje. Poczułem jakąś dziwną ciecz na szyi. Krew... Napiął mięśnie co chyba oznaczało, że rana nadal go boli, ale odwzajemnił mój uścisk.
- Ty idioto... Żyjesz. - odsunąłem się od niego. - Jak mogłeś mnie tak wrobić?!
- Kiedyś zabrałeś mi śmietanke. - uśmiechnął się, ocierając krew z rany, która już mało co krwawiła. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. - Płakałeś?
