Wryło mnie w ziemie. Jak długo tam stał?
- Jestem Aragornem? - nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
Jeśli powiem prawde, może mnie uznać za wariatke. Jeśli nie, Henry się na mnie wścieknie, a kiedy Troy się wkońcu dowie jaka jest prawda będzie miał wyrzuty i domagał się wyjaśnień. Co zrobić...?
- To nie tak jak myślisz.
- Nie? Myśle, że uważasz że ja jestem Aragornem, a Luke Legolasem.
- Ja... Nie dam rady ci tego wytłumaczyć... Ale wiem kto to zrobi.
Zaprowadziłam go do mojego pokoju, w którym był Henry.
- Heja. - powiedział do niego Troy.
- Hej... - odpowiedział niepewnie. - Nie miałaś czasem czegoś załatwić? - skierował się do mnie.
- Tak, ale...
- Podobno jestem Aragornem. - wtrącił Troy. Henry zrobił duże oczy, a jego wargi rosszerzyły się lekko. Spojrzał na mnie, wyczekując wyjaśnień.
- Nie patrz tak na mnie! Nie planowałam tego! Usłyszał moją rozmowe z Goldem.
- A jak ja o tym mówie to biorą mnie za wariata... - wyrzalił się Henry.
- Dowiem się o co chodzi? - Troy znów się wtrącił.
- Henry wytłumacz mu. - jęknełam. Nie lubie gdy musze się komuś tłumaczyć.
- Niestety nie moge. Jestem już spuźniony. - odłożył książke, minął mnie i zaczął się ubierać.
- Na co? - zapytałam, odwracając się w jego strone.
- Na wizyte. U psychologa. - powiedział i wyszedł.
Spojrzałam na Aragorna, a raczej Troy'a. Ciężko będzie się przyzwyczaić... Wpatrywał się we mnie wyczekując wyjaśnień. Westchnełam. Teraz musiałam mu wyjaśnić.
- Od czego mam zacząć?
- Skąd o tym wiesz?
- Od Henrego.
- A kiedy ci to powiedział?
- Kiedy tu przyjechałam. Tyle, że na początku mu nie uwierzyłam...
- A kiedy się dowiedziałaś, że to prawda?
- Kiedy znalazłam te listy. - pokazałam mu szkatułkę.
Wyjął z niej kilka listów i szybko przejrzał ich treść. O ile zdołał coś z nich odczytać. Znalazł też papier o adopcji Henrego.
- Henry jest adoptowany?
- Na to wygląda.
- Wisze Luke'owi 2 dychy.
- Za co?
- Podejrzewaliśmy, że Henry nie może być biologicznym synem Reginy, bo on jest miły i sympatyczny, a ona to wredna jędza, więc postanowiliśmy się założyć, czy Henry to naprawde jej syn. Okazuje się, że nie. - odłożył papier. Usiedliśmy na kanapie.
- Ciekawa książka... - skomentował Aragorn trzymając czarną książke.
- Wcześniej wyglądała lepiej. - zabrałam od niego książke i odłożyłam na stolik. Wypadła z niej jedna kartka. Troy ją podniósł i uśmiechnął się.
Na kartce było zdjęcie Legolasa i Aragorna.
- Czyli to prawda?
#Troy
Nie moge przestać myśleć o tym co powiedziała mi Żaklina. Nie wiem dlaczego jej wierze. Przecierz to głupota! Że niby postacie z filmów, bajek i baśni przeniosły się do tego świata i nic nie pamiętają?!
A jednak... Wierze.- Heja! - przed moimi oczami ukazał się Luke. Żaklina mnie uprzedziła, że nikt nie może się o tym dowiedzieć. - Coś taki zamyślony?
- Planuje kawał na Żaki.
- Y! No właśnie. Nie zrobiliśmy jej jeszcze kawału...
- A gdzieś ty był?
- Ja?
- AAAAA!!!!!!! - usłyszałem naszą kochaną panią burmistrz.
Odwróciłem się i zobaczyłem, że wygląda tak jakby przed chwilą trzasnął ją piorun. Jej włosy stały we wszystkie strony, a jej ciało pokrywało coś czarnego... Jakaś... Sadza. Czy coś w tym stylu. Jej drogocenny czarny płaszcz był poniszczony, a nawet rozdarty w dwóch, trzech miejscach. Zato jej spodnie były całe podrapane i w błocie. U jednego z kozaków ułamał się obcas.
- Co c.. Ci się... Stało...? - trudno mi było powstrzymać śmiech i po chwili razem z Lukiem wybuchliśmy śmiechem.
Pierwszy raz wygląda tak komicznie i jest na maxa wkurzona. Regina coś krzykneła, ale nie zrozumiałem treści. Szybkim krokiem poszła w strone komisariatu. Gdy tylko uspokoiliśmy się do tego stopnia, że mogliśmy mówić, zaproponowałem:
- Może lepiej chodźmy, zanim mnie znowu zamkną.
- Okey.
Skierowaliśmy się w strone mojego domu, a raczej mojego ojca. Po drodze nadal się śmialiśmy.
- Co jej zrobiłeś? - zapytałem. - Wyglądała jakby piorun ją trzasnął. Nasłałeś na nią burze z piorumi, czy tylko przywołałeś jednego pioruna?
- Niby jak? Jestem tylko człowiekiem.
Człowiekiem to jestem ja elfiku.
Pomyślałem i uśmiechnąłem się sam do siebie.
#Żaklina
Dziwne... Chyba mi uwierzył... Musze porozmawiać z Goldem. Schowałam list do szkatułki i wsunełam ją pod łóżko. Przeszłam przez kawiarenke. Nie było Ruby. Gdy wyszłam skierowałam się prosto w strone sklepu z antykami Golda. Niestety gdy tam dotarłam, okazało się, że sklep jest zamknięty.
- Cześć. - odwróciłam się. Za mną stał Sasza.
- Hej.
- Co tu robisz?
- Ja... Szukam cie.
- Jasne... A takna serio?
- Więcej wiary.
Nagle podeszła do nas jakaś dziewczyna. Miała białe włosy, splątane w gruby warkocz na bok. Czarne leginsy i białą-niebieską bluzke z napisem "I love winter".
- Cześć Sasza. - przywitała się.
- Hej. - odpowiedział, nie zwracając na mnie uwagi.
- Cześć, jestem Żaklina. - wtrąciłam się.
- A ja Eveleen.
Sasza wyglądał na zakochanego, więc postanowiłam mu nie pszeszkadzać.
- Ja musze już lecieć. Pa. - machnełam ręką i poszłam w strone naszej miejscówki.
Gołąbeczki nawet nie zwróciły na mnie uwagi. Poszli w strone kawiarenki, trzymając się za ręke i śmiejąc co chwile. Cóż taka jest siła miłości. Swoją drogą pasują do siebie... Białowłose zimnoluby.
