II

74 7 0
                                    

Chwile potem poszłam się przejechać. Błądziłam po mieście chyba z godzine. Na jednym z parkingów znowu spotkałam tego dzieciaka. Jak on miał?... Henry! No tak. Prawdopodobnie czekał na autobus. Obok leżał jego plecak. Był rozsunięty. Zauważyłam, że ma tam dwie książki. Dużo grubsze od podręczników. Na kolanach trzymał jeszcze jedną. Najgrubszą z tych wszystkich. Podjechałam i usiadłam obok niego. Nie zwrócił na to uwagi. Nawet na mnie nie spojrzał.

- To twoje lektury? Troche grube jak na dziesięciolatka. Tym nauczycielom zaczyna odbijać. - zażartowałam. Podniusł głowe i spojrzał na mnie zirytowany.

- Nie. - znów wetknął nos w książke, ale po chwili spojrzał na mnie i krzyknął. - A lat mam jedynaście!. - i znowu zaczął czytać. Zerknełam ukratkiem co czyta.

- Władca Pierścieni!? - wykrzyknełam zdumiona. Spojrzał na mnie zaciekawiony. - To moja ulubiona książka!

- Serio?

- Jasne! - nie. Ale przecież nie musi o tym wiedzieć.

- Czytalaś wszystkie części?

- Z 20 razy. - tak szczerze to tylko oglądałam film, ale niech on tego nie wie. Chyba przydadzą mi się jakieś znajomości w tym mieście.

- Ale to jest troche inna książka...

- Inna? - w tym momęcie podjechał autobus.

- I tak nie zrozumiesz. - wstał, zabrał plecak i wsiadł do autobusu.
Nie zauważył, że z plecaka coś wypadło. Podeszłam aby się temu przyjrzeć z bliska. Była to jakaś karteczka. Podniosłam ją, ale nagle zawiał wiatr, więc kartka wyleciała mi z rąk i pofruneła. Szybko złapałam moją deske i pojechałam w pogoń za tajemniczą kartką.

Jechałam za nią nie poddając się. Już ją prawie miałam, ale nagle wpadlam na kogoś. Musiałam uderzyć o coś głową. Strasznie mnie bolała i teoretycznie nic nie widziałam. Złapałam się za głowe i zmrużyłam oczy, licząc, że to mi pomoże. Nagle usłyszałam jego głos.

- Nic ci nie jest? - był tak dźwięczny i piękny, że to chyba on mnie uzdrowił.

Znowu widziałam, a głowa przestała tak mocno boleć. Gdy podniosłam wzrok ujrzałam przystojnego blondyna.
Miał piękne, blond włosy i nieziemskie, niebieskie oczy. Lekko się uśmiechał. Ten uśmiech mnie powalił. Był tak uroczy, że od razu mu wybaczyłam. Wyciągnął ręke żeby mi pomóc wstać. Chwyciłam go i wstałam. Przypatkiem spojrzałam w jego oczy. Utonełam w nich. Były przypiękne. Po chwili odezwał się.

- Przepraszam... Zamyśliłem się. - powiedział wyrywając mnie z transu. - Chociasz ty też mogłabyś troche uważać. - mruknął sam do siebie.

- Nie. To moja wina, ja... - przypomniałam sobie o kartce. - Przepraszam musze lecieć! - pojechałam dalej zostawiając go samego.

Szukałam kartki przez 15 minut. Wkońcu znalazłam ją wiszącą na drzewie. Była na czubku. Stałam obmyślając plan jak zdjąć ją z drzewa.

- Może pomoge? - to był ten sam głos, który słyszałam od tego blondyna. Spojrzałam w góre.

Siedział na jednej z gałęzi opierając się o pień drzewa. Uśmiechnełam się na jego widok.

- Gdybyś mógł zdjąć tą kartke z tej gałęźi i dać mi ją.

Spojrzał na ten nieszczęsny kawałek papieru wiszący na czubku. Wstał i skoczył na gałąź obok niego. Tak sprawnie się poruszał po drzewie, że w kilka sekund stał przede mną z kartką w ręku. Chciałam ją wziąść, ale szybko odsunął ją od mojej ręki.

- Nie powiedziałem, że ją dam. - uśmiechnął sie łobuzersko.

- Co mam zrobić żebyś mi ją oddał? - przyjrzał sie tej kartce.

- A dlaczego ci tak na niej zależy?

- Nie jest moja.

- A kogo?

- Znasz Henrego?

- Może... A co to twój chłopak, a to list miłosny?

- Nie!!! On ma dziesięć lat!

- Jedynaście.

- Czyli go znasz?

- Kogo? - zaczynał mi grać na nerwach.

- Chyba lubisz wkurzać ludzi...

- Może...

- Daj mi tą kartke.

- Nie.

- Powtórze pytanie. Co mam zrobić żebyś mi ją dał?

- Klęknij i błagaj.

- Nie!!!

- Nie chcesz karteczki?

- Chce.

- To rób co ci każe nędzna istoto! - chyba miał z tego wielką radoche.
Klęknełam.

- Prosze...

- A pierścionek masz?

- Co!?

- Wiesz, to wygląda troche tak jakbyś mi sie oświadczała.

- Jesteś walnięty! - wstałam.

- No... Kilka minut przedtem wpadłaś na mnie i...

- Dasz mi tą kartke czy nie?!

- Nie! Hahaha. Ale jestem zły!

- I stuknięty.

- No dobra... Zamknij oczy.

- Po co?

- Zamknij. - nie wiem dlaczego, ale posłuchałam go i zamknęłam oczy. Po chwili znalazł sie za mną i szepnął mi do ucha.

- Gdy dolicze do trzech otworzysz oczy i zapomnisz o tym zdarzeniu. Tak jakby nigdy się to nie zdarzyło. Raz... Dwa... - Pochylił się i delikatnie mnie pocałował. - Trzy... - Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Nigdzie go nie było.

Spojrzałam pod nogi. Leżała tam kartka od której wszystko się zaczeło. Zupełnie zapomniałam jak bardzo chciałam się dowiedzieć co tam jest napisane... Podniosłam ją, ale nie otworzyłam. Pojechałam do szkoły Henrego, żeby oddać mu zgube. Przez całą droge rozmyślałam o tym blondynie.

Once UponceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz