Rozdział 3

9.3K 347 10
                                    

Gabi siedziała u mnie do wieczora. Po jakiś czterech filmach stwierdziłyśmy, że trzeba znaleźć ubrania na jutrzejsze rozpoczęcie roku. Dokładnie tak jak powiedziałam jutro na moje nieszczęście jest rozpoczęcie roku szkolnego. Ostatnia klasa tego głupiego liceum i wolność. Jak wcześniej wspominałam chodzimy z Lukiem do tej samej klasy, Gab też z nami chodzi.
- Część młoda - z rozmyślań wyrwał mnie głos brata- Co u Ciebie?
- Ile razy mam Ci tłumaczyć, że jesteś tylko 27 minut starszy?
- Ale zawsze. - uśmiechnął się głupkowato.
- Boże!!! Za jakie grzechy on jest moim bratem?
- Jak Ci powiem co zalatwiłem to nie będziesz na mnie narzekać.
- Musiałbyś się bardzo postarać.
- Mam trzy bilety na koncert dziś wieczorem. Gra jakiś zespół z naszego miasta. Wiem jak bardzo lubisz patrzeć na wschodzące gwiazdy więc załatwiłem nam bilety.
- Jesteś wielki!! - rzuciłam mu się na szyję - Ale co z mamą?
- Stwierdziła że dobrze Ci zrobi trochę zabawy i się zgodziła.
- Cudownie!!! Dzwonię do Gab i zaraz zaczynam się szykować... - wzięłam telefon do ręki by zadzwonić do przyjaciółki jednak mój brat dalej siedział na łóżku- możesz już iść... No już !! - wstał i przy akompaniamencie jego śmiechu wyszedł z pokoju. Teraz mogłam spokojnie dzwonić po Gab.

Koncert skończył się po 22. Było po prostu genialnie. Zespół który grał pomimo dopiero początków swojej kariery dawał ostro czadu co sprawiło że ludzie bawili się wyśmienicie.
Po wyjściu z klubu w którym był koncert postanowiliśmy że do domu wrócimy na pieszo. Po jakiś piętnastu minutach drogi Luke i Gab weszli do sklepu po coś do jedzenia a ja zostałam przed sklepem oddychać świeżym powietrzem. Zauważyłam, że rozwiązał mi się but dlatego schyliłam się by Go zawiązać. Nagle poczułam uścisk na ramionach. Zanim zdążyłam zareagować zostałam popchnięta na ścianę pobliskiej uliczki. Mężczyzna któremu zawdzięczam tą sytuację miał ponad czterdzieści lat i śmierdział alkoholem. Był jednak wystarczająco trzeźwy żeby schować się za śmietnikiem tak, że mój brat na pewno mnie nie znajdzie. Mężczyzna coraz bardziej napierał na mnie swoim ciałem. Nie chamowałam łez. Nie miałam jak się bronić. Nie mogłam krzyczeć bo zostałam zakneblowana. Kiedy oprawca wyznaczał mokry ślad na moim obojczyku słyszałam paniczne nawoływania mojego brata i przyjaciółki.
- Słuchaj kochanie - wychrypiał dalej zostawiając ślady na moim ciele.- zrobimy to cicho i szybko. Będzie Ci jak w niebie.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Czułam się jak w swoim śnie. Co ja mówię. Czułam się jeszcze gorzej.
Po chwili nie czułam nic. Bezwladnie opadłam na zimny beton. Powoli otworzyłam oczy bojąc się tego co zobaczę przede mną. Moim oczom ukazał się obraz młodego chłopaka okładającego mojego napastnika. Chwilę później chłopak w kapturze podszedł do mnie i wziął na ręce. Szliśmy w kierunku sklepu przed którym stałam.
- Dziękuję - wyszeptałam w jego koszulkę. Może to było nie rozważane tak kurczowo się go trzymać ale przecież on właśnie uratował mi życie.
- Jess?? - usłyszałam głos spanikowanej przyjaciółki - Luke!! Chodź tu szybko.
- Co jest Gabs? Jess?? Zostaw ja gnoju!!
- Luke - powiedziałam słabo- on mi nic nie zrobił, on mnie uratował. - nastała chwila ciszy- Luke, chce do domu.
- Jasne siostrzyczko.
Luke wziął mnie na ręce a Gabs biegała po ulicy żeby zatrzymać taksówkę.
- Czekaj chwilę - wyszeptałam do Luka - odwróć się do niego - Chłopak zrobił to o co go poprosiłam - Jak Ci mogę się odwdzięczyć - zapytałam chłopaka w kulturze. On tylko podszedł do mnie, położył coś na moim bezruchu i dodał:
- Znajdź mnie kwiatuszku. Znajdź i poznaj bo chce tego jak cholera.
Powiedział i odszedł znikając w ciemnej uliczce. Gabs przyszła i powiedziała,że taksówka już czeka więc do niej wsiedliśmy. Luke podał adres kierowcy a ten ruszył w wyznaczonym kierunku. Siedziałam z tyłu patrząc na widoki za oknem Kiedy złożyłam obietnicę, która brzmiała : "Znajdę Cię. Znajdę wszelką cenę." To moje słodkie marzenie na najbliższy czas.

Sweet Dream||J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz