Rozdział 46

2K 89 4
                                    

Nie mogę uwierzyć. Zrobiłam kilka kroków przed siebie i usiadłam na jednej z ławeczek. Wzrok skierowałam na swoje stopy. Milczałam. Nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Poniosłam głowę i spojrzałam w jego przepełnione bólem oczy. Bez słowa przytuliłam go do siebie.

-Ona... - zaczął szlochać
- Ćś, Justin spokojnie.
- Ona miała wpadek.
- Będzie dobrze Justin.
- Susy może tego nie przeżyć.

Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas. Justin dalej płakał w wgłębieniu mojej szyi. Dopiero co zaczęło nam się układać a tu traci ostatnią osobę z rodziny. Nie. Stop. On jeszcze jej nie straci. Ten mały promyczek słońca nie zgaśnie. Nie ma takiej opcji.


- Jess - zaczął Alex a Justin oderwał się ode mnie - Przyniosłem wam coś do picia.
- Jeese kto to jest? - o nie... no to się zacznie...
- Alex to mój chłopak Justin - widziałam po oczach Alexa, że mu się Justin podoba. Kiedy usłyszał słowa mój chłopak te dwie małe iskierki przeszły do historii. - Justin to jest Alex, mój przyjaciel z dzieciństwa.
- Miło mi - odezwał się Alex.
- Tsa, mi też. Idę do łazienki zaraz wracam. - chłopak zniknął za ścianą.
- Pójdę z nim pogadać.

Nie uważałam tego za dobry pomysł ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Alexa też już nie było przy mnie.

Po dosłownie pięciu minutach zobaczyłam biegnącego w moją stronę Justina. Wstałam a gdy ten był wystarczająco blisko rzucił się na mnie i zatrzymał w żelaznym uścisku. Zaraz czy on się trzęsie?
Sekundy później dołączył do nas Alex, który był niesłychanie szczęśliwy. Co się tam stało?

- Justin? - zapytałam niepewnie. Chłopak oderwał się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy? Dlaczego ja w nich widzę strach?

- On.. On.. - dobra od niego nic się nie dowiem.
- Alex?
- No co znowu ja ? - próbował się bronić - To nie moja wina że on bierze wszystko na poważnie...
- Jak mam nie brać tego na poważnie?! - zaczął krzyczeć Justin - Jessica on się do mnie dobierał!

Spojrzałam najpierw na Justina a potem na Alexa, który hamował się żeby nie wybuchnąć śmiechem. Pokręciłam głową zażenowana jego głupotą.

- Alex przeproś - rozkazałam
- Ja go nie będę przepraszać... To on przed chwilą kipiał z zazdrości więc w kulturalny sposób mu przekazałem że wole kutasy.
- W kulturalny sposób?! To był twoim zdaniem kulturalny sposób?!
- Dobra panowie ja chyba nie chce wiedzieć co tam się działo.
- Na pewno - zapytał Alex i znacząco poruszył brwiami.
- Nie Alex. Fuj.

*
Siedzimy już na tej poczekalni jakieś dwie godziny. Nikt nam nie chce nic powiedzieć o Su. Jedynym pozytywem w tej sytuacji chyba jest Alex, który siedzi i opowiada nam co chwile jakieś śmieszne sytuacje ze swojego życia. Justin chyba nawet przestał się go bać z czego bardzo się cieszę. Na prawdę chciałabym odnowić swoje kontakty z nim.

- Na prawdę śmiali się z ciebie bo jako jedyny miałeś zielone oczy?
- Yep. Wszyscy oprócz kaczuchy. Nawet jej brat się ze mnie śmiał.
- Dlaczego kaczucha? - zapytał Justin a ja postanowiłam przerwać im tą jakże przyjemną rozmowę na mój temat.
- Nawet nie próbuj mu tego mówić kozojadzie!

- Jaki kozojad? -zaśmiał się Justin.
- Pożałujesz Kaczucho - pogroził mi Alex - Jak byliśmy w drugiej klasie podstawówki...
- Alex przestań...
- Jess przyszła do szkoły z taką śliczną kaczuszką...
- Alex!
- I bawiła się nią sama w kącie. Myślała że nikt jej nie widzi ale myliła się bo ja tam byłem.
- To już nie jest zabawne Alex.
- No i wyszło na to że nasza kochana Jess ma namiętny romans z kaczuszką. Nawet nie wiesz ile śliny tam poszło - spaliłam buraka.

- Lepsze to niż jedzenie baboli z nosa! - zaczęłam się bronić!
- Ja przynajmniej nie sikałem podczas leżakowania!
- A ja przynajmniej nie zrobiłam gówna na środku ulicy, bo łazienka 'była zajęta' a potem nie biegałam po placu zabaw bez majtek bo ktoś zapomniał że po kupie się wyciera!
- A ja przynajmniej...
- Który z państwa jest rodziną Susy?


Rozmowę a raczej kłótnie która szła w zdecydowanie złym kierunku przerwał lekarz. Wszyscy równo jakbyśmy byli jakimiś robotami wstaliśmy z krzesełek i ruszyliśmy za lekarzem. Już w gabinecie jako jedyny z nas, po długich namowach, usiadł Justin. Lekarz jakby specjalnie na nas wcale nie patrzył. Kiedy jednak podniósł wzrok nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy.

- Przykro mi.


To jedyne co mój mózg zdążył zarejestrować. Potem było tylko słychać dźwięk upadającego krzesła i trzaśnięcie drzwiami.

Sweet Dream||J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz