Rozdział 21

2.7K 127 8
                                    

Wszystko działo się tak szybko. Przeszywający ból w kostce. Krzyki innych uczniów. Justin leżący na ziemi po ciosie butelką. Peter który nie przestawał go kopać. Luke i Will próbujący przecisnąć się do nas. Gdzieś w dali krzyki dyrektorka. Krew na chodniku.
- Zostaw go - powiedziałam cicho i słabo - błagam zostaw go - łza spłynęła po moim policzku - proszę.
Peter spojrzał na mnie i uśmiechnął się wrednie. Odszedł od Justina który był nie przytomny i robił kolejne kroki w moim kierunku. Zrobił zamach i spoliczkował mnie. Ogarnęła mnie ciemność kiedy po raz drugi ręka chłopaka zetknęła  się z moją głową. Syreny. Syreny to jedyne co pamiętam.

*
Oślepiające światło i dźwięk maszyny, stojącej gdzieś obok mnie, przywitał mnie gdy tylko się obudziłam. Na twarzy miałam jakaś maseczkę. Za drzwiami pokoju widziałam Luka. Rozejrzałam się i nigdzie nie widziałam Justina. Przed oczami ukazał mi się obraz pijanego Petera i zakrwawionego Justina. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzalele szybko ja starałam. Muszę zobaczyć co z Justinem. Zdjęłam maseczke i o dziwo oddychało mi się lepiej niż z nią. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wzięłam do ręki stojące obok mojego łóżka kule. Jak najszybszej opuściłam salę. Mu mojemu zdziwieniu mojego brata nie było już koło drzwi. Udałam się do recepcji żeby dowiedzieć się co z Justinem, przy lądzie stał Luke.
- Luke?
- Siostra, Boże obudziłaś się.
- Gdzie Justin - zignorowałam jego słowa - Co z nim?
- Nic nie wiem Jess, ten pan nie chce mi nic powiedzieć.
- Proszę - spojrzałam na młodego mężczyzne - błagam jestem jego dzielewczyną, ja muszę wiedzieć - znów miałam w oczach łzy - on mieszka z przyjacielem nigdy nie wspominał o rodzinie. - chłopak spojrzał na mnie z bólem na twarzy - błagam.
- Sala numer 29, tym koreytarzem prosto, pierwsza w prawo i do końca.
- Dziękuję - położyłam dłoń na ramieniu mężczyzny - na prawdę panu dziękuję.
Luke wziął mnie na barana i zniósł mnie w wyznaczonym przez Pana z recepcji kierunku. Zajęło to chwilę. Brat zatrzymał się pod drzwiami od sali i postawił mnie na ziemi. Delikatnie otworzyłam drzwi i weszłam do sali w której leżał Justin. To co zobaczyłam. Ręce i twarz całą w siniakach oraz zadrapaniach. Klatka chłopaka unosiła się i opadała nierówno. Na twarzy miał tą samą maskę co ja. Uważając na kostkę usiadłam na krześle i chwyciłam dłoń Justina. Siedziałam w ciszy i łkałam jakieś dziesięć minut. Do sali wszedł lekarz i odetchnął z ulgą.
- Nawet nie wie Pani ile Panią szukaliśmy.
- Po prostu Jessica. Dlaczego mnie szukaliście?
- Powinna pani... To znaczy powinnaś być w sali. Byłaś nie przytomna.
- Już nic mi nie jest. Co z nim.
- Cóż prowadzę i ciebie i jego. Wiem, że jesteście ze sobą blisko więc udzielę tobie informacji.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się słabo.
- Otóż jego stan ogólny jest dobry. Niestety ma pękniętą śledzione a do tego wstrząs mózgu. Musimy go zabrać na blok.
- Co? - teraz to już się popłakałam na dobre - wyjdzie z tego prawda?
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy.
Wzrokiem wróciłam do nieprzytomnego chłopaka. Siedziałam tak z dobre dziesięć minut a do sali weszły pielęgniarki.
- Dasz sobie radę - szepnęłam - nie zostawiaj mnie - wstałam i pocałowałam go w czoło - błagam nie odchodź.

*
Merrily we fall out of line, out of line./ Szczęśliwie wypadliśmy z wersu, z wersu
I’d fall anywhere with you,/ Z tobą mogłabym spadać gdziekolwiek
I’m by your side./ Jestem przy Twoim boku
Swinging in the rain,/ Huśtając się na deszczu
Humming melodies./ Nucąc melodie
We’re not going anywhere until we freeze./ Nigdzie nie pójdziemy dopóki nie zamarzniemy
I’m not afraid anymore,/ Już nie boję się niczego
I’m not afraid./ Nie boję się
Forever is a long time,/ Wieczność jest naprawdę długa
But I wouldn’t mind spending it by your side./ Ale nie miałabym nic przeciwko, gdybym miała spędzić ją z tobą.

Melodia powtarzała się chyba dobre trzydzieści razy.  Siedzę pod blokiem operacyjnym dwie godziny i czekam na jakiekolwiek informacje o Justinie. Gab przyjechała jakieś pół godziny temu ale nawet się do niej nie odezwałam. Z nikim nie chce rozmawiać oprócz lekarza. Błagam niech to się już skończy. Najwidoczniej ktoś wysłuchał moje modły bo drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich ten sam lekarz co wcześniej.
- Co z nim.
- Ze śledzionom już wszystko dobrze ale niestety były małe komplikacje i pacjent zapadł w śpiączkę. Nie mamy pojęcie kiedy się  obudzi.
- Nie, to nie możliwe. - szlochałam, szlochałam jak nigdy w życiu.

Sweet Dream||J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz