Rozdział 44

1.8K 89 0
                                    

Słońce już powoli chowa się za koronami drzew małego lasku. Gdzieś w dali słychać szum rzeki i śpiew ptaków. Podmuchy kwietniowego wiatru delikatnie łaskoczą moja twarz. Trawa pomimo wczorajszego deszczu nie jest mokra dzięki czemu mogę spokojnie leżeć na niej. Kocham to miejsce. Tak samo kocham jego. I dokładnie tak jak on cierpię kiedy ktoś się z niego śmieje. Jednak to nie zmienia faktu, że zawsze go obronie i wiem że on mnie też. Nie wyobrażam sobie na dzień dzisiejszy życia bez niego. Śmiejemy się razem, bawimy się razem i płaczemy razem. Dlatego siedzę tu z nim teraz i myślę nad złem całego świata. Jak ludzie w naszym wieku mogą być tak okrutni tyko i wyłącznie dlatego że on jest jaki jest. Ja to rozumiem.

- Jess.
- Tak. - Odwróciłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Jego piekielne oczy. Oczy które nie raz były powodem kpin ze strony naszej klasy i nie tylko. Oczy które zazwyczaj są smutne przy innych nawet jak on się śmieje. Oczy które przy mnie są prawdziwe. Nie rozumiem dlaczego się z nich śmieją. Bo jako jedyny w klasie ma takie oczy? To przecież normalne że chłopak ma zielone oczy. Prawda?
- Mam coś dla Ciebie - chłopak podał mi kopertę w której coś było.
- Co to?
- Coś ważnego Jess. Ale nie otwieraj tego teraz dobrze? Zrób to jutro rano o 7.30.
- Dobrze.
- Dziękuję Ci.
- Za co?
- Za to że mnie dzisiaj broniłaś.
- Zawsze będę Cię bronić Alex.

Mieliśmy wtedy dziesięć lat. Alex mieszkał na przeciwko mojego domu. Nie lubili się za bardzo z Lukiem i Gab ale ja go lubiłam. Lubiłam sposób jego bycia. Lubiłam go bez tej całej maski którą przybierał na pokaz w szkole. Lubiłam jego zielone oczy. Ale lubiłam w nim też to że był inny już jako dziecko.
W kopercie był kluczyk do jakiegoś pudełka. Wiem gdzie je zostawił. Było ono pod moimi schodami. Mieliśmy tam bazę. W pudełku był list i kilka rzeczy. Nie rozumiałam dlaczego on mi je oddał. Przecież były dla niego ważne. Dopiero jak przeczytałam list zrozumiałam że oddał mi te rzeczy bo już nigdy się nie spotkamy. Bo on wyjechał.

- Tak, przepraszam znamy się? - zapytał i spojrzał na mnie jak na idiotke.
- Ja.. to znaczy.. przepraszam.. To chyba pomyłka - spuściłam głowę i zaczęłam się bawić branzoletką. Nic tu po mnie, nie pamięta mnie - puk puk mała kozo - powiedziałam i ruszyłam szukać Justina.
- Jess? - stanęłam. Pamięta mnie.- Tak bardzo teskniłem.
- Nawet nie wiesz jak ja teskniłam - wtuliłam się w mojego przyjaciela.
- Wyładniałaś kaczucho.
- Ty też kozojadzie.
- Co tutaj robisz?
- Tak jakby kapela w której jestem właśnie wygrała konkurs. A ty?
- Tak jakby wracam na stare śmieci - spojrzałam na niego. Nie kłamał. Nawet po tak długim czasie wiem że poznałabym że kłamie.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę.
- Ja też kaczucho. Ja też.

Staliśmy tak jeszcze przez chwilę. Ja wtulona w mojego starego przyjaciela i on w swoją przyjaciółkę. Nie chce go już nigdy stracić. Już nigdy nie dam mu odejść.

- Jessica?!? - spokojnie odsunęłam się od Alexa i spojrzałam na Luka, Gab i Aidena. No proszę znaleźli się.
- O w końcu Was znalazłam. To jest...
- Jess czy ty właśnie zdradzasz Justina? - spojrzałam na Alexa a on na mnie. Momentalnie wybuchneliśmy śmiechem. - Z czego wy się śmiejecie?
- To jest Alex. Mój przyjaciel z dzieciństwa. I jeżeli nic się nie zmieniło to jest gejem.
- Kolega ma ładny tyłeczek nie zaprzeczam. -Powiedział Alex a ja dalej śmiałam się w najlepsze, mina Aidena. Boska.
- Kolego. Od mojego tyłeczka wara. Sto procent hetero.
- Tak w ogóle - zaczął mówić Luke - to gdzie zgubiłaś Justina. Mamy ważne informacje co do kolejnego etapu.
- Justin on... - Alex jesteś autem prawda?
- No tak a co?
- Pomożesz mi go szukać?
- Kozokaczuchy w drogę. Świat znów na nas liczy!
- Dzwońcie jak coś.

Rzuciłam na odchodne i pognałam za Alexem. Kiedy byliśmy już u niego w aucie próbowałam się dodzwonić do Justina. Nie odebrał raz, drugi, trzeci, czwa..
- Justin gdzie Ty do cholery jesteś martwię się - zaczęłam krzyczeć ale potem doszło do mnie że muszę dać mu dojść do słowa.
- Jestem w szpitalu Jess. - Tylko to zdążyłam usłyszeć bo potem w słuchawce było słychać dźwięk znaczący, że połączenie się zerwało.

Sweet Dream||J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz