Julie
- Ja nie wiem...czy mogę zadzwonić do Lucine?- zapytałam z determinacją. Bardzo zależało mi na rozmową z nią. Nie wiedziałam co u Aidena, Kate, Camille. Jak się trzyma Allyson po śmierci Lucasa, bo na pewno się o tym dowiedzieli. Zresztą o tym, że zniknęłam też.
- Nie powinnaś, ale...wiem, ze to dla ciebie trudne, więc ten jeden jedyny raz zrobię wyjątek. Ale tylko do niej, jasne?
- Tak!
- Dobrze, zaczekaj. Przyniosę ci telefon.
Wyszła. Po chwili wróciła z telefonem. O dziwo, miała numer babci, więc podała mi już wykręcony numer.
- Będę obok, jeśli co. Masz 20 minut.- potaknęłam, po czym Lauren wyszła.
Babcia odebrała niemalże, od razu.
- Coś z Juli? - zapytała bez ogródek.
- Babciu, to ja- powiedziałam, na co usłyszałam jej ciche westchnięcie. Jej głos zadrżał, jakoby była bliska płaczu.
- Kochanie, Julie- szepnęła- co u ciebie? Jak się czujesz?
- Babciu, u mnie jak najbardziej wszystko dobrze,a u ciebie?
- Brakuje mi ciebie, ale fakt, że jesteś "tam" bezpieczna uspokaja mnie. Ale chyba tylko mnie.
- Tylko?
- Tak, ja przynajmniej wiem, gdzie jesteś i co u ciebie. Tego samego nie może powiedzieć Aiden i twoi przyjaciele.
- Wiedzą o Lucku?
- W dzień, w którym zabrano cię do Ballton, odnalazłaś Lucasa w łazience, prawda?
- Tak...
- Personel szpitala znalazł go, i powiadomił nas o wszystkim...
- Trzymają się?
- Kate i Will kryją się za twardą skorupą, ale tak naprawdę są zrozpaczeni. Camille dalej jest w szoku po tym wszystkim, Logan, tak samo, tym bardziej, że wyszło na jaw kim jesteśmy i został porwany o niczym nie wiedząc. Nie odzywał się od dwóch dni. W dniu, kiedy znaleźli Lucasa, został wypisany. Nie chce z nikim rozmawiać, nawet z Camille. Allyson zamknęła się w sobie, po śmierci...nie oszukujmy się była blisko z Lucasem i teraz wygląda jak zmora. Nawet się nie maluje, co jest dla niej, jak wyjść z domu bez ubrań. A Aiden...odchodzi od zmysłów. Fakt, że jego przyjaciel, który jeszcze niedawno okazał się zdrajcom, ale odpokutował to oddając organ przyjacielowi, czym udowodnił, że popełnił najgorszy błąd w swoim życiu, został zamordowany, a ty w tym samym czasie zniknęłaś , no cóż...powiedzmy, że nie należy teraz do najspokojniejszych osób. Dokładnie, jest taki sam, jak przed twoim pojawieniem się. To świetny chłopak, ale teraz jest oschły, arogancki i kapryśny. Z nikim nie rozmawia i jest wściekły na mnie, że nie chcę powiedzieć, gdzie jesteś, choć zapewniałam go, że jesteś bezpieczna i Liam cię szuka, dlatego musi być..jak jest.
- To wszystko jest takie skomplikowane...Nie sądziłam, że miłość, może być, aż tak niebezpieczna....
- Więc, już wiesz?
- Tak, ale dziwi mnie, że nikt o tym nie wspomniał...nawet TY, zanim jeszcze zdążyłam się zaangażować.
- Kotku, nie mogłam tego zrobić. Te iskierki mogłoby się poczuć na kilometr. Wiedziałam, ze byłoby to dla ciebie... i dla niego zabójcze i fatalne w skutkach. Poza tym, znam tego chłopaka i widziałam, że tylko przy tobie stawał się tym...drugim chłopakiem.
- Ale babciu, mogłaś jeszcze w porę to zatrzymać. A teraz...jest za późno. Bo ja nie wiem co zrobić... Tak bardzo chciałabym zobaczyć Aidena. Porozmawiać z nim i przytulić go. Babciu, tak bardzo za wami tęsknię- jęknęłam- czy wy jesteście bezpieczni?
- Tak, słonko. Will i Aiden codziennie mnie odwiedzają i sprawdzają. Mam jak widzisz, prywatnych ochroniarzy. I to jakich przystojnych. Poza tym zajętych- zaśmiała się.
- Babciu...
- No co? Tez kiedyś byłam w twoim wieku, mała.
- Wiem...chciałabym dłużej tak z tobą porozmawiać, ale muszę już lecieć, wiesz o co chodzi- spojrzałam na Lauren, która pojawiła się ze znaczącym wzrokiem w drzwiach.
- Jasne, rozumiem i kochanie? Porozmawiam z nim. Nie przejmuj się wyjaśnię im to.
- Dziękuje. Kocham cię!- powiedziałam i się rozłączyłam.
Lauren podeszła do mnie.
- Mówiłam 20 minut, a nie godzina. Wiesz, że ten bydlak się czai na ciebie...
- Nie widzę nic złego w tym, że rozmawiam z własną babcią!- wkurzyłam się do czerwoności- poza tym, jeśli ten bydlak mnie szuka, prędzej czy później dopnie swego i mnie znajdzie! Więc, nie wiem po co trzymacie mnie pod kloszem i dusicie tutaj! Bez mojej rodziny, przyjaciół i domu...
- Nie umiesz nawet zabić muchy, a ty chcesz chodzić po ulicy, z myślą, ze może Geran da ci spokój i przeżyjesz?! NIE! Tak nie będzie, poza tym nie masz rodziny. Została ci tylko twoja babcia i my! Nie masz nikogo....
- Wyjdź!- krzyknęłam w przypływie gniewu- Powiedziałam wynoś się stąd!
- Julie...
- Wynocha!- wrzasnęłam i rzuciłam lampką nocną o ścianę. Roztrzaskała się. Wzięłam do ręki ramkę ze zdjęciem i ta powtórzyła los lampy. Następnie w ruch poszły świeczki i szkatułka.
- Uspokój się- nakazała krótkowłosa blondynka.
- Głucha jesteś?- syknęłam i powiedziałam przez zęby.
- Nie wyjdę- rzekła spokojnie.
Nie wiem czemu, ale pomyslałam o tym, żeby ją wyprowadzić siłą. Byłam wściekła do granic możliwości. Wkurzała mnie jak i samo to miejsce.
Wszystko mnie wkurzało.
Spojrzałam na nią i jedna myśl starczyła, żeby dziewczyna została wypchnięta za drzwi.
Drzwi w moim pokoju z hukiem otwarły się uderzając o ścianę, robiąc dziuręCo do licha!?
Leżała pod ścianą na korytarzu. Z jej głowy ciekła krew. Patrzyła na mnie przestraszona z mieszanką podziwu.
- Zdarzyło ci się to kiedyś?- zapytała.
- Ja nic nie....
Nie dokończyłam, bo buzująca we mnie fala złości dała górę. Zrobiło mi się gorąco. Nie tylko z tego powodu, ale również z tego, że zrobiłam jej krzywdę.
Dotknęłam z przerażenia dłonią twarz. Na palcach dostrzegłam czerwień. Krew! Dotknęłam każdej części ciała. Źródłem był nos. To z niego sączyła się ciecz.
Przestraszyłam się. Zrobiło mi się słabo. Zakręciło mi się w głowie. Wzrok mi się rozmył.
Upadłam na ziemię.
Dziewczyna podbiegła do mnie i kogoś zawołała. Nie zdążyłam nic zrobić, ani ponownie kazać jej wyjść, bo straciłam przytomność.
CZYTASZ
Udręczona.
ParanormalJak się zdawało w życiu głównej bohaterki zapanował spokój. Nareszcie może przestać myśleć o Żniwiarzach i kłopotach. Może skupić się na rodzinie, szkole, przyjaciołach i co najważniejsze miłości. Ale czy na pewno wszystko jest dobrze, skoro młoda...