Rozdział 51.

228 36 4
                                    

*

Julie

Obudziłam się. Wstałam i zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Spałam jakieś 2 godziny. Było już dawno po obiedzie.

Lauren nie było w pokoju, więc poleżałam jeszcze chwilkę w samotności, po czym poszłam do łazienki się odświeżyć.

Jak się okazało miałam delikatne pandy pod oczami i rozczochrane włosy. Zmyłam wacikiem czarne ślady oraz rozczesałam włosy.

- Dobra, możesz już się pokazać. Nie odstraszasz....- powiedziałam swojemu lustrzanemu odbiciu.

Zeszłam na dół, gdzie nikogo nie było.

- Lauren?- wołałam- Carly? Jest tu ktoś?

Nie dostałam żadnej odpowiedzi.

- Gareth?

Nadal żadnego znaku czyjejś obecności w tym domu.

Nikogo nie było. Nawet sala, w której ZAWSZE było, chociażby kilka osób świeciła pustkami.

- Hej, gdzie się wszyscy podziali?

Może chcą mi zrobić jakąś niespodziankę- pomyślałam

Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Czekałam, aż jak zwykle Carla albo mama Lauren zejdzie i otworzy, ale żadna tego nie zrobiła.

Sama w końcu udałam się w kierunku drzwi, aby je otworzyć.

- Ktoś się dobija!- krzyknęłam- Otworzę!

Otwarłam drzwi.

- Tak, słuch...

Nie dokończyłam, bo mały włos, a przewróciłabym się o coś, co leżało na dywaniku przed drzwiami.

- O mój Boże...Cholera, Aiden!

Mój chłopak leżał cały we krwi, nie ruszając się.

Potrząsnęłam nim lekko.

- Den, co ci jest- zaszlochałam.

Nie ruszał się, a najgorsze było to, że....

..

..

... leżał na plecach i miał otwarte oczy. Nie oddychał, nie kontaktował.

Mój Aiden po prostu nie żył.

- Nie, nie- gorączkowałam się i przytuliłam bruneta do siebie- Den, proszę cię...nie rób mi tego...

Zapłakałam z rozpaczy.

- Halo, niech mi ktoś pomoże, przyjdźcie tu! Szybko!- krzyczałam jak opętana- Aiden....

Co się z nimi do kurwy dzieje?! Gdzie się teraz wszyscy podziali?!

- Pomóżcie mi!

Jednak nikt nie miał zamiaru mi pomóc.

Ukryłam twarz w dłoniach i płakałam.

- Aiden...nie...

Wstałam i gorączkowa zaczęłam szukać kogoś....

Może są w ogrodzie i mnie nie słyszą?

Biegiem ruszyłam na tyły domu.

A tam nie lepszy widok. Makabryczny...

- O mój Boże.....

W ogrodzie znajdowało się kilka całkiem dorodnych drzew.

Teraz okupowanych przez obwieszone na sznurach ciała moich przyjaciół.

Lauren, Carly, Katalina, Harold, Gareth...

...wszyscy wisieli na drzewach.

- Nie- zrobiło mi się słabo- Nie, nie, nie...NIE!

Martwi.


Udręczona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz