Rozdział 54.

246 34 0
                                    

Julie

Nie wychodziłam z pokoju praktycznie calutki dzień. Nie wiem nawet kiedy zdążyli to przygotować. Nie było nawet śladu, po bójce ze Żniwiarzami. Wszystko wyglądało jak nowe i nie uszkodzone.

Wielki pokój przekształcono...w salę balową, jaką nie raz oglądałam w filmach o kopciuszkach.

Piękny, posrebrzany żyrandol zwisał z sufitu. Na ścianach, po bokach wisiały lampki, które dodawały swego światła. Na środku rozchodził się elegancki dywan. W rogach stały stoliki z przystawkami i napojami. A środek pozostawiony był do tańca i ewentualnych rozmów.

Moje uszy "zarejestrowały" poważną melodią.

Goście schodzili się na sam środek z każdej strony. Patrzyłam oniemiała na tłum ludzi. Kobiety w pięknych sukniach, a mężczyzn w garniturach bądź koszulach- jak Gareth. Sama nigdy, nie wyobrażałabym go sobie w tak zwanym "garniaku".

Ogólnie rzecz biorąc...całość prezentowała się bajecznie.

Czułam się jak księżniczka.

Tylko brakuje mojego księcia...- pomyślałam

- Wow! Jest pięknie- zachwyciłam się, a Lauren mi przytaknęła.

- Mówiłam ci, ze to nie impreza, na jakie chodzą, zazwyczaj nastolatki. To coś więcej.

Pośród ludzi zauważyłam Katalin. Stała i witała wszystkich dookoła. Wyglądała jak każdy tutaj, czyli elegancko, dostojnie i pięknie.

Rozejrzała się i jej wzrok spoczął na mnie i mojej towarzyszce.

Podniosła kieliszek i zastukała w niego.

- Proszę o uwagę. Lauren- zwróciła się do córki- podejdźcie tu, proszę.

Zrobiłyśmy to, co mówiła, a wtedy ona kontynuowała.

- Zebraliśmy się tu nie bez powodu. Jak mogliście zauważyć, od pewnego czasu, jest u nas pewna bardzo ważna osoba. Córka ludzi, którzy stworzyli w tym miejscu- wskazała na dom- wielką rodzinę. Moja przyjaciółka i jej ukochany, którzy uciekli w pogoni za szczęściem i miłością- jej ton diametralnie się zmienił- a którzy opuścili nas, skazując na krzywdę i cierpienie. Nie wiedząc, co z nami będzie. Zostawili nas, a sami uciekli pławiąc się szczęściem. Musieliśmy cały ten czas żyć w strachu, o własne bezpieczeństwo.

Łzy stanęły mi w oczach na jej słowa.

Co jest ?!

-... Pragnęli szczęścia i spokoju. Myśleli, że gdy opuszczą nasz dom, tym samym załagodzą krzywdę. A tak nie było. Zostawili córkę, która także, sprowadzi na nas krzywdę, dziewczynę, która tak samo jak oni będzie i jest winna, naszemu nieszczęściu.

Spojrzałam na Lauren, która krzywo się do mnie uśmiechała.

Jak mogłam się nabrać na ich słodkie uśmiechy i fałszywe słówka?! Cholerne...

- Podejdź córko- Katalin przywołała do siebie Lauren- Moja córka Lauren, moja prawa ręka- przedstawiła ją, po czym zwróciła się do tłumu- Czy chcemy dla siebie przykrości i zła?

Po sali rozniosło się echem przeczenie.

- W takim razie, musimy doprowadzić do sprawiedliwości. Zajmuję się tym domem od dnia, w którym Cambrille i Sorens uciekli. Dali mi ten dom w opiece. A kiedy pojawiła się ateńska wojowniczka...nie mam zamiaru oddać tego na co cały czas pracowałam. Szczególnie nie oddam tego, osobie, która ponownie może doprowadzi ten dom do ruiny, tak jak jej rodzice, kiedy bezinteresownie nas zostawili z Ballton na głowie. Nie zważając na nic...

Patrzyłam oniemiała.

Udawała...

Cały ten czas udawała...

Wszyscy udawali....

Rozejrzałam się szukając wzrokiem Carly, Harolda albo chociażby Garetha. Starszych ludzi nie było, ale brunet stał z tyłu i patrzył na mnie przenikliwie. Wyglądał równie jak ja na zszokowanego.

Udaje...przecież są rodziną...

Nienawidzę ich!

Nienawidzę go!

- Teraz ja i moja córka będziemy przewodzić tym domem. Od teraz Egida nie istnieje. Istnieje tylko nazwisko Simons.

Jej słowa spadły na mnie jak grom.

Jak śmie oczerniać moją rodzinę. Jest nikim w porównaniu do moich rodziców...

Wśród tłumu rozszalał się szept.

U boku kobiety pojawił się nasz ochroniarz. On też?!

- A teraz, Henri, kochanie zabierz ją stąd i wiesz co masz zrobić. Problemy trzeba rozwiązać, a przeszkody niszczyć. Ona właśnie tym jest- wskazała na mnie.

Kochanie?!

- Tato- odezwała się Lauren- tylko zrób to porządnie. Strasznie mnie wkurzyła, kiedy dostałam od niej w głowę, albo kiedy uderzyła mną o ścianę.- uśmiechnęła się szyderczo- Ta sukienka została specjalnie przygotowana na tą okazję. Na jej koniec. Kazałam zrobić go z materiału, który zahamuje w razie co jej "moc" Ateny. Wiem, co potrafi, chociaż sama o tym jeszcze nie wie, głupiutka dziewucha. Teraz jest bezbronna, bo nawet nie umie się bić- zaśmiała się.

Tato?!

Ja pieprzę....zaraz wybuchnę! Czuję już jak po moim ciele rozchodzi się gniew, ale nagle zostaje zatrzymany, jakby przez barierę, a ja nie mogę nic zrobić.

Mężczyzna zaczął się do mnie zbliżać,  aja poczułam jak cały mój świat obraca się o 360 stopni.

Wszystko się burzy.

Kłamstwa...

Te wszystkie słowa...

Kolejny przypływ kłamstw....

Sekrety...

Lawina kłamstw...

Prawda? Teraz nie istnieje... Nie w moim życiu...


Udręczona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz