Good Bay, My Love.

603 45 8
                                    

Stałam przed lustrem wpatrując się w swoje puste, brązowe oczy. Straciły blask i nadzieję o którą codziennie walczyłam. Cóż, mój los.
Postanowiłam ubrać obcisłą, czerwoną sukienkę i szpilki. Wieczór panieński Ari nareszcie nadszedł. Ostatnimi czasy moja przyjaźń z Candy i Arielem tak mocno się zacieśniła, że nie potrafię spędzić bez ich obecności choćby jednego pełnego dnia.
Wyrwałam się z przemyśleń i zabrałam za nałożenie makijażu na moją nudną twarz. Postawiłam na ciemne cienie i wyraziste kreski. Po zakończonych przygotowaniach wyglądałam trochę mniej niż zmarnowana lalka.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Candy.

-Gotowi?

-5 minutek i jesteśmy.

Na imprezę postanowiliśmy przygarnąć Ariela. Po za nim, były tylko dziewczyny. Koleżanki Ari, Candy i ja.

Wychyliłam się zza progu pokoju, by sprawdzić gdzie podziewa się moja obłąkana, szczęśliwa siostra.

-Aria!

Krzyknęłam, w między czasie zabierając torebkę wypełnioną kosmetykami.

Blondynka stanęła na środku korytarza, dopinając ostatni guzik swojego bolerka. Wyglądała zniewalająco.
Jej figurę uwydatniała mała, czarna i niebiańsko wysokie buty. Gęste, jasne włosy splotła w warkocza na boku, spinając ją w miliony wsuwek.

-Lecimy maleńka.

Ocknęłam się z podziwu i powróciłam do żywych. Zbiegłyśmy na dół, by pożegnać mamę.

-Mamo, wychodzimy.

Kobieta skierowała wzrok w naszą stronę i nie kryła swojej dość nieoczekiwanej reakcji. Po jej zmarszczonym policzku spłynęła łza, domyślam się, że łza matczynej dumy.

-Boże, jesteście takie piękne i dorosłe. Kocham was, córeczki.

Wszczepiłyśmy się w potrójny, silny uścisk. Kończąc czułe chwilę, pocałowałyśmy mamę  w czoło i wyruszyłyśmy w wieczór życia.

***

-Nie odgonisz się od napaleńców!

Ariel powtarzał mi to po raz setny, odkąd wsiadłyśmy do jego auta.
Był jedynym członkiem płci przeciwnej, dlatego mówiąc wprost, nie przejmowałyśmy się paplaniną zazdrosnego faceta. Oczywiście, zazdrosny jako przyjaciel. Dbał o moje bezpieczeństwo, lecz świadom od początku, że nie połączy nas nic poza tym.
Rzecz postawiona jasno.

Po kilkunastu minutach wylądowaliśmy na parkingu. Z entuzjazmem wyskoczyłyśmy z samochodu, piszcząc i śmiejąc jednocześnie. Aria przywitała się z resztą dziewczyn.
W zebranym komplecie przekroczyliśmy próg klubu i z zamiarem, przeżycia tej szalonej nocy w jak najlepszy sposób, spojrzeliśmy na siebie jednocześnie i dosłownie wbiegliśmy pod bar.

Zajmując miejsce między Candy i Arielem, złożyłam zamówienie na trzy mocne drinki.

-Czy nie czujesz się nie swojo?

Zaszczebiotałam, spoglądając na szatyna.

-Wręcz przeciwnie, bardzo mi to odpowiada.

Powiedział, ukazując swoje białe, jak papier zęby.

Barman przyniósł drinki, nie zwlekając upiłam je duszkiem. Przyjaciółka szła moim tempem, podobnie jak reszta.
Po wypiciu czterech szklanek postanowiliśmy ruszyć na parkiet. Alan z początku sprzeciwiał się lekko, ale ja pociągnęłam go za rękę, nie dając mu wyboru.

Wtopiliśmy swoje ciała w tłum roztańczonych ludzi. W rytm muzyki zaczęłam swobodnie się  poruszać. Alkohol dodawał mi giętkości, a atmosfera jaka owiała nas wszystkich, sprawiła, że pragnęłam wybawić się na wsze czasy.

UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz