Twoje Skrzydła Chronią

433 55 6
                                    

-To wszystko na dziś. Do widzenia.

I usłyszeliśmy upragniony dzwonek, kończący te męczarnie.

Przede mną wuef. Nie chcę stawać oko w oko z Chrisem. Nie po wczorajszym dniu.
Uciec? To dziecinne.

Siedział, wpatrując się pusto w nauczyciela, który tłumaczył kolejne bezsensowne elementy organizmu człowieka.

Zastanawiałam się, jak dokończymy projekt.
Teraz jest jeszcze gorzej.

***
Mijałam bramę szkolnego podwórka.
Zanim założyłam słuchawki, usłyszałam moje imię.

-Rose!

Chris biegł w moją stronę z plecakiem w ręku.
Nie, błagam.

-Musimy skończyć to co zaczęliśmy.

Był naprzeciwko mnie. Tak niewinny, zraniony. Mój Aniołek.

-Wiem, ale teraz nie czuję się najlepiej.

-Jutro, po szkole? W sali informatycznej?

Jego spojrzenie jest wypełnione obojętnością i pustką.

Kiwnęłam znacząco głową i odeszłam.
***

-Jest naprawdę zajebisty.

Wyznałam Ari, robiąc jej warkocza.

-Jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Jack troszczy się o mnie na każdym kroku. Kocham go.

Od chwili, gdy poznała mężczyznę swojego życia, jej twarzy nie opuszcza szczery uśmiech. Promienieje radością każdego dnia.
Jakbym widziała siebie, kilkanaście miesięcy temu...

-A co u ciebie Rose?

Odwróciła wzrok, wbijając we mnie swoje uważne spojrzenie.

-Do dupy, siostra. Sama nie wiem.

Machnęłam ręką, rzucając się na łóżko.

-Tak źle? Co z Chrisem? Jacobem?

-Chris chyba kogoś ma, Jacob stara się jak cholera, ale ja... jestem porąbana na maksa.

-Postanowiłaś być sama, tak?

Ona zawsze czyta w moich myślach, niech to szlak.

-Chyba... To jest ciężkie.

Aria podeszła do mnie, otulając swoją siostrzaną troską.

-Czas odpowie ci na każde pytanie.

***

Wpychając do ust ostatni kawałek śniadania, zebrałam książki i włożyłam je do torby.

Szybkim marszem, ruszyłam do szkoły.
Po kwadransie, znajdowałam się na miejscu.
Przy wejściu dostrzegłam Jacoba.

-Hej kruszynko.

Złapał mnie za rękę i ucałował w czoło.

-Jacob.

Odsunęłam się delikatnie, dając mu do zrozumienia, że to nie jest odpowiednie miejsce i czas.

-Przepraszam.

Odparł, spuszczając głowę.
Raniłam tą niepewnością i huśtawką emocjonalną.
Kochałam go, to oczywiste.
Ale nie chciałam zadawać bólu.
A kochanie dwóch mężczyzn, właśnie do tego sprowadza.

Otarłam jego policzek, posyłając sztuczny uśmiech.

***

Przepisywałam następne informacje, trwając w ciszy.
Chris zajął się swoimi obowiązkami, nie zwracając na mnie uwagi.

Pragnęłam stąd uciec jak najdalej. Jak najdalej od jego ust, oczu, twarzy i serca.

Za oknem padał deszcz, pozostawiając na szybach ślad.
Ile to jeszcze będzie trwać?
Błagam, niech to się już skończy.

***

Zbliżałam się do końca mojej pracy.
Nareszcie.
Odłożyłam rzeczy i zarzuciłam jesienną kurtkę.
Deszcz nie ustępował ani na chwilę.

-Cześć.

Pożegnałam Chrisa, nie czekając na jego odpowiedź i wyszłam.

Zdążyłam przejść ulicę, a już tonęłam w wilgoci.
Miałam mokre włosy, makijaż rozmazał się po twarzy, a z ciuchów spływały kolejne smugi wody.

Nim zdołałam się otrzeć, ktoś mocno chwycił mnie za ramiona.
Postać była zakapturzona i ubrana w czerń.
Zakrył mi usta i ciągnął w stronę samochodu.
Bałam się, cholernie się bałam.
Zgwałci? Porwie? Zabiję?
Nie miałam siły, by wyrwać się z jego ucisku.

Byłam bezradna. A mama zawsze mi powtarzała, żeby nie wracać po zmroku.
Płakałam, próbując krzyczeć i wołać o pomoc.

Po chwili napastnik upadł, puszczając moje ciało.
Nie zwlekając, wystrzeliłam szybko, oddalając się od zakapturzonego.

Na chodniku było ślisko.
Czułam jak potykam się o gałąź i boleśnie upadam.
O nie, to koniec. Dogoni mnie.
Ktoś wziął mnie na ręce i uniósł ponad ziemię.
Jezu!
Szarpałam się, machając rękami i nogami.
Krzyczałam i piszczałam przez łzy.

-Ci... Rose, to ja. Uspokój się, już dobrze.

Głos Anioła. Anioła. Anioła!

-Uciekajmy, on wróci.

Szepnęłam, nie mogąc opanować szlochu.

-Nie wróci.

Podniosłam twarz i spojrzałam w anielskie oczy.

-Uderzyłeś go?

-Można tak powiedzieć.

Postawił mnie, ocierając krew z ust.
Wzdrygnęłam. Jego dotyk pobudzał każdy nerw, każdą cząstkę.

-Uratowałeś mnie.

Między nami nastała cisza. Obaj wpatrywaliśmy się w siebie, nic nie mówiąc.
I nadal, nadal, nadal.

-Nastepnym razem nie będziesz wracać sama.

Wziął mnie pod rękę, zważając na zranione kolano.
Szliśmy w milczeniu.

Po 15 minutach, znajdowałam się pod moim domem.

-Nie wiem jak dziękować.

-Nie musisz, do jutra Rose.

Nie uśmiechnął się.
Zachował kamienną twarz, zachował maskę.

Mój Anioł nigdy mnie nie zawiedzie, zawsze nade mną czuwa...

UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz