I Believe

597 66 11
                                    

Stałam sama na środku korytarza. Wbiłam wzrok w białą ścianę, sufit też jest biały. Krzesła są białe. Wszędzie biel.
Moje oczy nie potrafiły wycisnąć kolejnej łzy. Moje dłonie były całe we krwi, ubrania, włosy, wszystko w tej pieprzonej krwi!
Chris pozostawił mnie tylko na chwilę. Nawet w takiej sytuacji mnie nie opuszczał. Nie chciałam teraz myśleć o tym jak bardzo bolało go to co zdarzyło się godzinę temu.
Nie miałam siły na nic. Byłam wykończona. Czekałam na lekarza, by dowiedzieć się czegokolwiek.
Tak bardzo się o niego bałam. Jacob nie mógł być mi obojętny, to oczywiste. Gdyby nic dla mnie nie znaczył nigdy bym tak nie zareagowała. Nie mogę zapomnieć tego widoku.
Co mam mu powiedzieć gdy się obudzi? Że miał rację? Że nigdy nie wyrzuciłam go z serca, że nadal coś czułam?
Chris też to wiedział. Mój biedny ANIOŁ. Wszystko wyjaśnię mu gdy tylko się zjawi.

Po godzinie wyczekiwań na korytarzu pojawił się lekarz. Podbiegłam do niego szybko.

-Przepraszam. Czy mogę dowiedzieć się w jakim stanie jest ten młody chłopak po wypadku?

-Czy jest pani kimś bliskim? Kimś z rodziny? - to było oczywiste, że nie udzieli odpowiedzi komuś obcemu. Co miałam odpowiedzieć?

-Jestem jego dziewczyną.

-Był w ciężkim stanie. Odbył operację. Uległy uszkodzeniu narządy wewnętrzne. Ale teraz jego stan jest stabilny. - poczułam ulgę.

-Czy mogłabym się z nim zobaczyć? - nie byłam pewna czy tego chcę, nie byłam pewna co mam mu powiedzieć, jak zareaguje,jeśli się obudzi.

-Tak. Ale tylko chwila. - doktor wskazał palcem salę a ja ruszyłam.

Stałam przed salą bijąc się z myślami. Przed wejściem postanowiłam choć trochę doprowadzić się do porządku. Otworzyłam niepewnie drzwi. Jacob był podłączony to jakiejś maszyny. Nie wiedziałam co to, ale wyglądało przeraźliwie. Jacob był w złym stanie, jego rany... Na chwilę odwróciłam wzrok by nabrać powietrza i siły.
Podeszłam do łóżka, chwytając go za rękę. Miał zamknięte oczy. Tak wiele brakowało... Nie mogłam o tym myśleć. Znów zaczęłam płakać. Czy ja naprawdę nadal go kocham?
Wzięłam jego dłoń, całując każdy kolejny palec.

-Jacob... - wzięłam głęboki oddech. - ja chyba nadal cię kocham... - byłam pewna, że mnie nie słyszy. Byłam przerażona tym co właśnie do mnie dotarło. Ja go nadal kochałam. Być może nie tak jak kiedyś, być może w inny sposób, ale kochałam. Moje serce wypełniła miłość do Chrisa, ale to nie oznaczało, że wyłączyłam wszystkie uczucia, które żywiłam do Jacoba.
Minęło tyle czasu a ja nadal trzymałam go w sobie. Nie wierzyłam w to jak wielką siłę ma miłość. Zranił mnie, cholernie mnie zranił, a to mimo wszystko nie zniszczyło moich odczuć. Gdzie zniknęła nienawiść? Gdzie uciekła pogarda?
Zawiodłam. Ale nie potrafiłam stoczyć i zwyciężyć tej walki z własnym sercem.

Minęłam wiele osób. Candy, nauczyciele,rodzice Jacoba. Czy musiało się stać coś tak okropnego by w końcu się nim zainteresowali?
Każdy namawiał mnie do tego bym odpoczęła i pojechała do domu, ale nie mogłam.
Za chwilę miał przyjechać Chris z Arią.
Czułam jak gdyby świat stanął w miejscu.

-Rose! - Aria podbiegła do mnie szybko i mocno objęła. - jak on się czuje? Co z nim co z tobą?

-Dobrze. Jest po operacji. - nie miałam siły na rozmowę.- Mama się dowie. - ta myśl wprawiała mnie w głębokie przygnębienie.

-Już wie.

-Jak to? - spojrzałam jej w oczy.

-Poprostu powiedziałam jej od razu po twoim telefonie. Ale nie jest zła. Rozumie że nie chciałaś jej martwić. - głaskała mnie po włosach, próbując uspokoić moje zmęczone ciało. - Oddaje cię w ręce Chrisa. - Aria odeszła by porozmawiać z Candy i nauczycielami, pozostawiając nas samych.

-Chris... - nie wiedziałam co mam zrobić. Nie byłam pewna co czuje.

-Ci... Rozumiem. - byłam zaskoczona jego tonem. Był taki spokojny, opanowany, wyrozumiały. Wszczepiłam się w jego ramiona, czując słone łzy. - Nic nie mów.

-Jesteś zły prawda? - Zawiodłam go, to tak bardzo bolało.

-Nie. Poprostu, zdałem sobie sprawę, że nigdy nie przestaniesz go kochać. Że zawsze będzie jakąś częścią ciebie. - wiedziałam, jak bardzo cierpi wypowiadając te słowa. Ale nie mogłam zaprzeczyć. Nie mogłam oszukiwać siebie i innych.

-Ale to Ty jesteś najważniejszy.

-Muszę zebrać myśli Rose. Kocham cię ale potrzebuje czasu by wszystko przemyśleć. - co to oznaczało? - Wyjadę na kilka dni. Nie zostawię cie samej. Masz rodzinę, mnie też. Ale teraz większość czasu spędzisz w szpitalu , a ja nie potrafiłbym tu być. - rozumiałam jego decyzję, ale czy to oznacza że chce ze mną zerwać? Pozostawia mnie... Ale tylko na kilka dni, przecież tak twierdzi

-Wrócisz? - obawiałam się odpowiedzi.

- Nigdy cię nie opuszczę, Rose. - pocałował mnie, otarł łzy, po czym odszedł. Odwrócił się i odszedł, pozostawiając mnie samą. Nie spojrzał na mnie ani razu. Poprostu zniknął...

Byłam wykończona, pragnęłam tylko o tym by usnąć. Nie myśleć, nie czuć.
Rozmowa z mamą była naprawdę spokojna. Powiedziała mi, że muszę trzymać się serca, czyli Chrisa, to on był moim sercem. Nie była zła, bardziej zmartwiona. Bała się o mnie i moją psychikę. Czułam wsparcie ze strony mamy jak i taty. Nie powiedziałam jej o wyjeździe ukochanego.
Leżałam, rozmyślając o tym co będzie dalej. Czy znów wróciłam do punktu wyjścia? Czy zraniłam Chrisa? On nigdy mnie nie opuści. Muszę dać mu trochę czasu.
Czułam się jak wrak człowieka. Uleciała ze mnie cała energia, siła. Ale nie wiara. Wiarę dawał mi Chris a on nigdy nie odejdzie.
Czy mogłam nadać tej historii inny przebieg? Nie. To było nie możliwe.
To był kolejny z upadków. Ale ja powstanę.

Ze snu wyrwał mnie dźwięk smsa. Otarłam oczy i sięgnęłam po telefon.

Chris: Kocham cię.

Mój Aniołek. Mój cudowny Aniołek.

Ja: Ja ciebie jeszcze mocniej. Nie zostawiaj mnie.

Obraz zamazała mi kolejna z łez. Tak bardzo chciałabym aby tu był, by mocno mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze.

Co Sądzicie? 😘 dziękuję za komentarze i oddane głosy!

UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz