Niebo Chrisa

640 59 5
                                    

-Stresujesz się? - staliśmy przed restauracją do której zaprosił nas ojciec. Widziałam, że Chris się denerwuje, jego nerwowe ruchy właśnie na to wskazywały.
-Nie. No coś ty. - spojrzał na mnie i posłał ironiczny uśmiech.
-Haha wiedziałam. Spokojnie przecież cię nie zje. - chciałam go uspokoić. Nie wierzyłam w to co się dzieje. Odzyskałam tatę, któremu właśnie przedstawiam miłość mojego życia.
Po drugiej stronie ulicy zauważyłam ojca. Machał nam, przeszywając wzrokiem biednego Chrisa.
Po upływie kilkunastu minut siedzieliśmy przy stoliku i czekaliśmy na zamówione dania.
-Więc kończysz liceum tak? - mogłabym nazwać tą rozmowę istnym przesłuchaniem.
-Tak. Później planuje studia. - wiedziałam, że ojciec będzie zadowolony. Złapałam Chrisa za dłoń, by choć w niewielkim stopniu dodać mu otuchy.
- Chciałbym podziękować ci za to, że dzięki tobie moja córka nareszcie jest szczęśliwa. Widzę jak bardzo cię kocha. - przeżyłam szok. Nie wierzyłam w to co przed chwilą powiedział mój tata. Po rekacji Chrisa mogłam domyślić się, że przeżywał dokładnie to samo.
-Ja... Ja poprostu ją kocham. - spojrzał na mnie i pocałował w czoło.
- Zdaję sobie sprawę z tego co przeżyła, jak została zraniona ale dzięki tobie na nowo się odbudowała. - nie panując nad emocjami, pozwoliłam wydobyć z siebie łzy, łzy prawdziwego szczęścia.
Chris i tata próbowali mnie uspokoić, ale nie panowałam nad tym.
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu siedziałam w pokoju, szukając sensu mojego istnienia. Zastanawiałam się nad przyszłością. Czy zdołam spojrzeć na świat inaczej, poprzez pryzmat dobra. Nie widzieć jedynie zła, zawiści i fałszywych ludzi. Wątpiłam w to, że odnajdę siłę by pozbierać kawałki utraconej chęci do życia. Ale jednak. Pojawił się Chris, który mi w tym pomógł i dał nadzieję. Dał siłę i poczucie własnej wartości. Siedziałam teraz tu, otoczona miłością, rodziną, opieką. Wszystkim o czym marzyłam.

Trwając w cudownym uniesieniu, spowodowanym ciepłymi strumieniami wody, marzyłam o wspaniałym domku z gromadką dzieci, a u boku Chris jako mój cudowny mąż.
Z fantazji wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wyszłam z kabiny by odnaleźć urządzenie. Na wyświetlaczu pojawił się kontakt Candy. Czego mogła chcieć?
-Halo? - odparłam niepewnie owijając się ręcznikiem.
-Hej. Przepraszam, że dzwonię. Nie wiesz może co dzieje się z Jacobem? Próbujemy się z nim skontaktować niestety bez skutku. - w mojej głowie zrodziła się myśl, że być może naprawdę zniknął. Ale gdzie? Czy sobie poradzi?
-Nie... Nie ma go w domu? - zastanawiałam się czemu w ogóle interesuje mnie jego los.
-Sprawdzimy to. Martwiłam się, bo nie pojawiał się w szkole, nie odbierał. Dobrze, ale to nie ważne już, dziękuję. - nie zdążyłam odpowiedzieć, Candy rozłączyła się a ja odłożyłam telefon.
Usiadłam na łóżko, gnębiąc się w myślach. Gdzie może być Jacob? Co się z nim działo?
Byłam wściekła na siebie za to, że ponownie traciłam czas na przemyślenia związane jego cholerną osobą. Przecież on nic dla mnie nie znaczy, jest obojętny, zbędny...

Trwała ostatnia lekcja geografii. Jacoba ani śladu. Nie miałam zamiaru za krzątać nim umysłu.
Chris postanowił podwieźć mnie do domu.
-Mamo?! Jesteś?- z pokoju wyłoniła się Aria. Była cała zapłakana, roztrzęsiona a w ręku trzymała chusteczki.
-Co się stało?! - podbiegłam do niej pospiesznie, przytulając drżącą siostrę.
-Tata... Miał jakiś atak i jest w szpitalu. - poczułam jak nogi miękną pod moim ciężarem a ja tracę stabilność.
-Jak to? Boże. - chciałam znaleźć się przy nim jak najszybciej.
Zebrałam najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam w stronę drzwi.
Po 30minutach znajdowałam się w szpitalu wraz z Arią. Na korytarzu przed salą ojca odnalazłam mamę.
-Co z nim?! - krzyknęłam z drugiego końca korytarza.
-Spokojnie już wszystko dobrze. Tata zapomniał wziąć leków i męczyły go duszności. - z mojego ciała uszedł cały ciężar i lęk.
-Dzięki Bogu! Możemy tam wejść? - mama kiwnęła głową, po czym weszłam na salę.
Na łóżku leżał mój tata. Był blady i lekko osłabiony.
-Tatusiu... - usiadłam jak najbliżej, głaszcząc tatę po siwej czuprynie.
-Rose, słodziutka. Przecież wszystko dobrze. Jestem. - złapałam go za dłoń i pozwoliłam ujść moim emocjom. Po policzkach spłynęły łzy wypełnione strachem.

Minęły już trzy dni od pobytu taty w szpitalu. Czuł się o wiele lepiej.
Mama postanowiła, że przez pewien czas ojciec musi zamieszkać z nami, by mogła się nim opiekować.
Teraz nasz dom był wypełniony pełną szczęśliwą rodziną.
Po stresie jaki przeżyłam, Chris sprawił mi kolejną niespodziankę i zaprosił na wynajęty jacht, w którym spędzimy wieczorny rejs. Byłam naprawdę podekscytowana. On nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
Ubrałam przecierane dżinsy i czarną tunikę.
Spięłam włosy w koka i nałożyłam makijaż.
Usłyszałam wołanie mamy.
Zbiegłam na dół I pożegnałam się z rodzicami.
-Przed nami cudowny wieczór. - Chris zabrał torbę i otworzył przede mną drzwi od auta.
Byłam przekonana, że ten dzień zapamiętam na bardzo długo.

Wokół nas była tylko woda. W tle unosił się zapach wina, a z głośników płynęła przepiękna melodia.
Jacht był wyposażony w luksusową sypialnię, łazienkę oraz kuchnię.
Siedziałam z Chrisem na ławce, gdzie mogliśmy obserwować otaczające nas widoki.
-Jesteś cudowny. - szepnęłam, popijając kolejny łyk czerwonego wina.
-Tak jak ty. - przybliżył swoją twarz i złożył na moich ustach słodki pocałunek. Czułam się jak w bajce.
Po moim ciele rozchodziło się ciepło spowodowane ilością alkoholu.
Odstawiłam kieliszek i usiadłam na kolana Chrisa. Chwyciłam jego twarz, zaskakując go namiętnym pocałunkiem.
Chris uniósł mnie lekko i skierował się w stronę sypialni.
Oboje leżeliśmy na łóżku, nie przerywając całowania. Pieściłam jego ciało, wędrując umysłem po moim własnym niebie, które istniało tylko dla mnie i mego Anioła.


I jak oceniacie ten rozdział? Jak bohaterzy?Jak wyobrażacie sobie dalsze losy? Uprzedzam to nie koniec Jacoba. Wróci ze zdwojoną siłą! Dziękuję za miłe komentarze, opinie i rady! 😘 😘 😘

UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz