Moja Śmierć

557 56 8
                                    

Miniony weekend był wyjątkowy. W moim życiu zaszło wiele pozytywnych zmian o których zawsze marzyłam.

-Muszę się pospieszyć bo nie zdążę! - pospiesznie połykałam kolejny kęs kanapki, pakując książki.
Po skończonym śniadaniu wybiegłam z domu i truchtem dotarłam do szkoły. Nie mogę spóźnić się na matematykę, to oznacza katusze przez całe 45minut.
Stałam przed klasą, wyczekując na dzwonek. Rozglądałam się po uczniach w poszukiwaniu twarzy Jacoba. To było bezsensu.

-Proszę zapisać temat. - przy tablicy stała znienawidzona matematyczka. Bazgrała a ja bezsensownie przepisywałam.
Tłumaczyła kolejny beznadziejny temat, którego kompletnie nie pojmowałam.
Jej monolog przerwały przeraźliwe krzyki na korytarzu. Kilka osób wybiegło by sprawdzić co się stało. Panował totalny chaos. Nauczycielka starała się wszystkich uspokoić.
Wyszłam z klasy by sprawdzić co jest powodem ataku paniki. Z krzyków zdołałam wywnioskować, że przed szkołą wydarzył się wypadek, jeden z uczniów był ranny. Zrobiło mi się słabo, co jeśli...? Nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Przerażało mnie to co się działo. Musiałam odnaleźć Chrisa. Musiałam jak najszybciej. Szukałam jego twarzy wśród spanikowanych uczniów.
Na zewnątrz słyszałam sygnał pogotowia. Skierowałam się ku wyjściu.
-Rose! - odwróciłam się i ujrzałam mojego ukochanego. Całego, zdrowego.
-Chris! - z ulgą zarzuciłam się w jego objęcia. Wycałowałam każdą część jego twarzy. Był przy mnie. Dzięki Bogu.
Wyszliśmy ze szkoły by dowiedzieć się kto uległ wypadkowi.
Nagle poczułam jak ktoś ciągnie mnie za rękę w stronę karetki.
To była Candy. Nie zdążyłam zareagować. Stałam przed tłumem ludzi, nie mogąc dostrzec rannego.
Przedarłam się przez tłok uczniów. Moim oczom ukazał się jeden z najgorszych obrazów. Poczułam jak upadam na drogę, nie mogąc złapać oddechu. Ujrzałam Jacoba. Leżał tam ranny. Cały we krwi. Bez ruchu. Jego zamknięte powieki... Boże.
Musiałam być przy nim, musiałam. Podbiegłam do leżącej sylwetki Jacoba. Lekarze próbowali mnie odsunąć, zbędnie. Szarpałam się z nimi, wkładając w to całą swoją siłę.
Odeszli, pozostawiając mnie przy krwawiącym Jacobie. Nie mogłam znieść myśli, nie mogłam znieść widoku. Mój kochany tkwił w bezruchu otoczony kałużą czerwonej krwi. Nie słyszałam krzyków. Słyszałam jedynie moje serce, które kolejny raz łamało się na miliony kawałków.
On nie moze odejść, nie może odejść. Powtarzałam te słowa rytualnie. Schyliłam się by usłyszeć jego oddech. Żył. Dotykałam każdą część jego ciała. Klęczałam przy nim, nie myśląc o nikim, niczym. Co jeśli by odszedł? Szloch nie pozwalał mi uspokoić oddechu. Ciało ogarnęła fala zimnych dreszczy. Nie zostawię go, nie zostawię. Moje drżące ręce głaskały jego ciemne włosy.
Czułam jak ktoś mnie odrywa. Krzyczałam, nie pozwalając by zostawili Jacoba samego, wśród tej krwi...
-Uspokój się Rose. Muszą zabrać go do szpitala. - Głos Chrisa zawsze mnie ukajał, ale teraz to co działo się w głębi mnie powodowało jedną potężną burzę.
-Zawieź mnie do szpitala, teraz, błagam. - wyszeptałam, nie mając sił na nic.
Poczułam jak słabnę i widzę tylko ciemność. Ciemność która ogarnęła całą duszę i umysł...

Zaskoczeni? Będzie się działo bardzo wiele! 😘

UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz