2#38.

4.4K 395 74
                                    

Ten rozdział to definicja słowa "Beznadziejny".

W momencie gdy go zobaczyłam całe moje ciało zastygło w miejscu. Nie umiałam wykonać najmniejszego ruchu, a mój wzrok zatrzymał się w jego szmaragdowych oczach, w których dostrzegałam czerń.

Właśnie stało się to czego się najbardziej bałam...on mnie znalazł. Wiedziałam, że to nie realne zostawić przeszłość daleko w tyle. Ona zawsze wraca.

-Cześć. - powiedział podnosząc się z fotela i podchodząc w moją stronę przez co odruchowo zaczełam się cofać.

-Jak mnie znalazłeś i co tutaj robisz? - zaczęłam pytać próbując grać tą odważną co nie szło mi najlepiej, ponieważ gdy tylko na niego patrzę jestem bliska płaczu. Zarówno ze strachu jak i z bólu który przebyłam będąc z nim.

-Śledziłem Cię, bo musimy chyba szczerze porozmawiać. - mówi otwarcie zatrzymując się zaledwie metr odemnie. Śledził mnie?! Czemu ja tego nie zauważyłam?!

-Nie mamy o czym. - stwierdzam zgodnie z prawą. Już nic mnie nie łączy z Harrym. Poza takim małym kimś.

-Owszem mamy. - twierdzi uparcie.

-Nie będę z tobą rozmawiać. Rozumiesz?! -krzyczę wypadając powoli z równowagi. Nie potrafią być przy nim spokojna, ponieważ wyzwala we mnie same negatywne emocje.

-Przykro mi, ale nie masz wyjścia. - mówi i z uśmiechem siada na fotelu. Widzę, że się rozgościł. Tak niech się kurwa czuje jak w domu...proszę!

-Mógłbyś łaskawie wypierdalać?! - krzyczę jeszcze głośniej i uderzam ręką w ścianę nie przejmując się czy Darcy to słyszy czy nie.

-Uspokój się. - mówi obojętnym tonem brunet.

-Nie będziesz mi mówił co mam robić. - odpowiadam i siadam na kanapie spuszczając głowę i wplątując ręce we włosy.

-Dobrze się czujesz? - pyta z podejrzewam sztuczną troską chłopak.

-Tak. Mów czego chcesz. - odpowiadam i podnoszę głowę.

-Prawdy. - mówi, a ja patrzę na niego pytającą.

-Niby jakiej prawdy? - pytam, a on wzdycha.

-Jestem ojcem Darcy prawda? - pyta, a ja zaczynam się nerwowo śmiać. Pieprzony Zayn to wszystko jego wina.

-Nie, nie jesteś. Darcy nie ma ojca. - stwierdzam patrząc w jego stronę.

-Wiesz, że mogę robić testy? - pyta mnie bardzo pewny siebie co doprowadza mnie do szału.

-Nie jesteś jej cholernym ojcem okej?! - krzyczę wściekła uderzając w róg szafki.

-Przestań bo sobie coś zrobisz...- szepcze kiedy łapie się za bolący nadgarstek.

-Ciebie najmniej to powinno obchodzić. - syczę w jego stronę.

-Dobra...Czemu nie chcesz przyznać, że Darcy jest moją córką? - pyta już najwyraźniej pewny swego.

-Bo nią nie jest! - wrzeszczę ponownie.

-Nie jestem głupi, żeby nie widzieć tego podobieństwo między nami. - stwierdza biorąc ze stolika zdjęcie Darcy i pokazując na jej twarz.

-Uroiło Ci się coś! Nie jesteście podobni. Ty nie jesteś jej ojcem. Jesteś pieprzonym kutasem, któremu zależy tylko... - zaczynam syczeć, ale niestety "Pan Idealny" postanawia mi przerwać.

-Chcę wam pomóc! To mój pieprzony obowiązek! - krzyczy w moją stronę cały nabuzowany. Obowiązek? Trochę na to za późno... Zdąrzyłam urodzić i wychować Darcy w ciągu tych ostatnich lat. Momenty w których ktoś mi był potrzebny minęły...teraz sama sobie poradzę.

-Ale ja nie potrzebuję pomocy...zwłaszcza twojej. - mówię zgodnie z prawą.

-Dobrze słyszałem, że wziełaś kredyt. Mogę Ci naprawdę pomóc. - mówi, a ja się ironicznie uśmiecham. Nasza kłótnia z Malikiem była stanowczo za głośna.

-Prędzej zostanę dziwką, niż wezmę od ciebie jakie kolwiek pieniądze. - mówię patrząc w jego oczy.

-Jak wolisz, ale chcę przynajmniej raz w tygodniu widzieć się z córką. - mówi obojętnie.

-Ile razy mam Ci powtarzać?! Darcy Nie Jest Twoją Córką! - krzyczę w dalszym ciągu zła.

-Pokaż mi akt urodzenia. - rozkazuje.

-Nie. - zaprzeczam zakładając ręce pod piersiami.

-Czemu? - pyta zaciekawiony.

-Bo nie mam ochoty. - stwierdzam i jak dziecko pokazuję mu język.

-Ally...ja już wiem. Przestań proszę. - mówi najwyraźniej już znudzony naszą kłótnią która prowadzi do nikąd.

-Pieprz się. - mówię z szerokim uśmiechem.

-Kiedy się o niej dowiedziałaś? - pyta zmieniając temat.

-Kilka tygodni po tym jak mnie zdradziłeś. - mówię po chwili zastanowienia.

-Ale ja Cię nie zdradziłem! - broni się.

-Tylko winny się nie tłumaczy! - zauważam.

-Zmieńmy temat. - mówi cicho.

-Dobry pomysł. Kiedy wychodzisz? - pytam wskazując na drzwi.

-Nigdzie się jeszcze nie wybieram. - mówi na co ja wywracam oczami i siadam na kanapie.

-A to szkoda... - mruczę cicho.

-Okej przejdę do sedna. Dasz mi się spotykać z córką czy...

-Zapomnij! Nie masz do niej cholernego prawa. - wykrzykuję odrazu.

-Jestem jej pieprzonym ojcem, więc chyba jakieś prawo mam. - warczy na mnie.

-Należysz do gangu! Chcesz ją narazić?! - pytam głośno.

-Nie chcę! Będzie bezpieczna. - zapewnia mnie na co prycham.

-A co jeśli znalazła by broń i...

-Takie coś nie miałoby miejsca. - przerywa mi.

-Nigdy nic nie wiadomo. Szczególnie z tobą ty pieprzony gnojku.- mówię zgodnie z prawą.

-Co się z tobą stało? - pyta zawiedzionym głosem lustrując mnie wzrokiem.

-Jak to co?! Umarłam razem z naszym pierwszym dzieckiem.

Heej!

Ktoś kiedyś narzekał, że jest mało dialogów. Tutaj macie pełną dyskusję. Nie mam wgl planu na te ff, ale nadal chcę je pisać, więc poprostu wymyślam na bieżąco. Niestety czasem wychodzi z tego masło maślane, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz.

Pozdrawiam xx

Real Love || H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz