Rozdział 4

5.4K 379 84
                                    

Widział jak Alya omija brunetkę i idzie prosto do Chloe. Ręce mulatki były napięte i ściśnięte w pięść, a twarz miała całą czerwoną od odczuwanej w tej chwili wściekłości. 

- Ty parszywa szmato! - Wysyczała wściekła mulatka przez zaciśnięte zęby i jednym ruchem, uderzyła blondynkę w twarz. Chloe cofnęła się dwa kroki do tyłu oraz złapała za brodę. Spojrzała wściekła na obie dziewczyny. Marinette nadal łkała na podłodze, trzymając się za oczy i ich nie otwierając, aby płyn przypadkiem tam nie wleciał, ale za to Nino już szedł, aby pomoc jej się pozbierać. Spojrzał na Adriena, który nadal jak zaczarowany wpatrywał się w pół-chinkę i zirytowany uderzył pięścią w blat ławki.

- Weź ogarnij te dwie dziewczyny, zanim rozniosą tą klasę.- Powiedział mulat. Blondyn po chwili się wyrwał z otępienia i zerwał z krzesła. Poszedł zdecydowanym krokiem w stronę Chloe. Złapał Mulatkę za ramię i pociągnął do siebie, bo ta była gotowa ją jeszcze zabić. Obdarzył Chloe najbardziej zimnym spojrzeniem na jakie było go stać.

- To było okrutne. Zawiodłem się na tobie, Chloe.- Powiedział. Odwrócił się i pociągnął swoją przyjaciółkę do drzwi, w których już zniknęli Nino i Mari. Nie zważał na wściekłe protesty dziewczyny.

- Puść mnie! Zamorduje sukę! Wypruje jej flaki i zrobię z nich obiad dla Kima! - Krzyczała wściekła, stale się wyrywając z jego uścisku.Martwił się o swoją drobną Marinette. I chociaż mógł zostawić tam Alyę, aby wykończyła Chloe, wiedział, że to właśnie najlepszej przyjaciółki potrzebuje ciemnowłosa. Nie go, ani Czarnego Kota. A w dodatku nie mógłby wejść do damskiej łazienki. Marinette płukała swoją twarz z żółtej mazi, ciągle wydając z siebie bolesne jęki. Alya, jak tylko ją usłyszała, wyrwała się z jego uścisku i pobiegła jej pomoc, a Adrien wraz Nino ruszyli w stronę następnej sali. Mulatka wyjęła chusteczkę z torebki i zamoczyła w ciepłej wodzie, a potem zaczęła przecierać oczy Mari, ciągle szepcząc przeprosiny, że tak późno zareagowała. Natomiast Marinette przez płacz, nie była w stanie nic swojej przyjaciółce odpowiedzieć.

Kiedy Marinette już się uspokoiła po całej nieprzyjemnej sytuacji, zrezygnowała z lekcji i wróciła do domu. Rodzice poszli zawieść wypieki na jakąś imprezę oraz przez cały wieczór będą ją obsługiwać, więc nie było ich w domu. Rzuciła torbę na łóżko i zdjęła z siebie bluzkę, która kleiła się od płynu do mycia naczyń oraz poszła do łazienki, aby się wykąpać. Po wyjściu spod prysznica ubrała dużą męską bluzkę po ojcu i krótkie spodenki. Włosy zostawiła rozpuszczone i mokre. Czuła jak pod wpływem wody koszulka na plecach przykleja się jej do ciała. Przeszedł ja dreszcz i opadła na poduszki, gdzie szybko zmorzył ja sen.

Obudziło ją pukanie. Kiedy spojrzała zaspana w okno, ujrzała w ciemności jarzące się zielone tęczówki. Podeszła i otworzyła mu wejście, a potem znów padła na łóżko. Spojrzała na Kota ze smutkiem w oczach, nawet nie wiedząc jak źle się teraz poczuł. Jego kochana księżniczka była zdołowana. Marinette po chwili patrzenia mu w oczy popłakała się niczym dziecko. Zatrzymał się w pół kroku, ponieważ tego się nie spodziewał. Po chwili odzyskał rezon.

- Hej Mari- Powiedział czule do dziewczyny i podszedł do łóżka. Opadł na nie i poklepał dziewczynę niezdarnie po ramieniu.- Nie płacz, coś się stało? -Czuł się głupio, pytając, chociaż znał cała sytuację. W końcu tam był, lecz niestety musiał udawać, że nie wie o co chodzi. Delikatnie pogłaskał ją po włosach, mając nadzieje, że dziewczyna go nie odtrąci.

- W mojej klasie jest taka dziewczyna, która ciągle mi dokucza. Dzisiaj obolała mnie płynem do mycia naczyń i zepsuła mi gumki.- Twarz miała schowaną w dłoniach, więc chłopakowi trudno było zrozumieć co mówi, ale tak naprawdę nie musiał słuchać tej historii. Niepewnie złapał ja za ramiona i przyciągnął do siebie, wkładając nos w kosmyki jej włosów. Jedną ręką głaskał ją uspokajająco po plecach, a druga obejmował w drobnej talii. Serce omal mu z piersi nie wyskoczyło, gdy poczuł, że dziewczyna przylega do niego i opłata go dłońmi na szyi. Mocniej wcisnął swój nos w jej włosy i wziął głęboki wdech. Pachniała zwykłym szamponem, a nie ciasteczkami jak zwykle, ale nie przeszkadzało mu to specjalnie.  

- Powiedziała, że jestem nic wartym, żałosnym istnieniem. - Dodała, łkając w jego pierś. - A najgorsze, że czasami mam wrażenie, że ma racje.- W tym momencie jego serce rozkruszyło się na milion kawałków na myśl jak niską samoocenę może mieć Marinette.

- Mari, jesteś na pewno tysiąc razy lepsza od niej. Jesteś odważna, silna, mądra i piękna. - Dziewczyna zachłysnęła się, słysząc jego słowa. Odsunęła się od niego i spojrzała zaskoczona w  jego oczy. Były ciepłe i patrzyły na nią z czułością. Chłopak oparł swoje czoło o jej. - Dla najbliższych będziesz zawsze najważniejsza. - Dodał z uśmiechem na twarzy. Po chwili wstał i ja też uniósł, ciągnąc ją z drobną dłoń. Złapał jej twarz w dłonie i gładząc kciukami jej policzki, co przyprawiło ją o urocze w jego mniemaniu rumieńce.

 - Koniec tego użalania się nad sobą. - Oznajmił. Złapał czapkę, która leżała na biurku i założył jej na głowę, a następnie okrył ją najbliżej leżącym kocem. Pociągnął do okna i wspólnie wyszli na balkon. Złapał ja w talii i rozszerzył swój kicikij. Oparł go o chodnik. - Trzymaj się mocno, zabiorę cię w pewne miejsce. - Powiedział i wyskoczył w powietrze. Dziewczyna pisnęła i kurczowo złapała się lateksu na klatce piersiowej chłopaka. Chat uśmiechnął się pod nosem i dotarł do wieży Eiffela. Dziewczyna puściła go dopiero, gdy poczuła pod nogami pewny grunt. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Piękny widok nocnego Paryża z jej ulubionego miejsca w całym mieście. Zdziwiło ją, że chłopak o tym pamiętał, w końcu powiedziała mu to naprawdę dawno. Spojrzała na niego z wdzięcznością w oczach, a mu serce przyspieszyło. Uniósł rękę i odgarnął zabłąkany kosmyk z jej twarzy. Zjechał po jej policzku i złapał za ramię, przyciągając ją do siebie. Złapał jej dłoń i przyłożył ją do ust.- Nie chce cię widzieć więcej zdołowana, moja księżniczko. - Powiedział i jego ciepły oddech owiał skórę jej dłoni, a Marinette zaczerwieniła się lekko.

- Dlaczego ci tak zależy? - Spytała zduszonym przez emocje głosem. - Jestem słaba, często będę się załamywać. Nie możesz przychodzić codziennie. -Chłopak uśmiechnął się i zbliżył swoją twarz do jej. To będzie dobry moment na wyznanie.

- Ponieważ się w tobie zakochałem. Będę przychodzić do ciebie za każdym razem jak będzie trzeba.

MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz