Rozdział 36

1.1K 76 3
                                    

 Adrien miał zrozumieć słowa Nathalie dopiero w szpitalu w Szhangaju. Po jedenastogodzinnym locie biznes klasą wysiadł nawet całkiem w dobrym stanie. W trakcie drogi zdążył się przespać cztery godziny, obejrzeć dwa filmy i poczytać. Tuż po zejściu ląd, wziął swój bagaż podręczny i ruszył w stronę szpitala. Nie miał zamiaru robić sobie przerwy, kupować pamiątek czy nawet zjeść coś przed odwiedzinami. Chciał zobaczyć od razu zobaczyć swoją mamę. Stanął przed kobietą w białym fartuchu w recepcji, a jej czarne włosy miała związane w długi warkocz.

- Dzień dobry. Adrien Agreste, przyszedłem do Kylie Agreste. Jestem synem.- Powiedział, a kobieta fuknęła coś po mandaryńsku i spojrzała w akta.

- Nie ma tu nikogo o tym nazwisku.- Warknęła na blondyna, a chłopiec, aż zwątpił, że na pewno ma matkę. Po chwili jednak nabrał nowych pokładów pewności siebie.

- Musi być, mój tata mi... powiedział.- Stwierdził, powoli truchlejąc pod wpływem wzroku niskiej Chinki. Adrien wziął głęboki wdech.- Leczy ją lekarz, dr Zhang.- Kobieta ku jego zdziwieniu roześmiała się.

- Wiesz młodziku ilu my mamy tu osób o tym nazwisku? Pięciu lekarzy, 26 pielęgniarzy i pielęgniarek i wiele pacjentów. Tak na oko.- Powiedziała.- Jak już chcesz w ten sposób, to podaj może imię?

-Eh, Neh.- Zaczął, próbując przypomnieć sobie tą informację. Nagle sobie przypomniał.- Paul! Miał Angielskie imię!- Kobieta kiwnęła głową, przyjmując na twarz gburowaty wyraz. Zawołała trzy razy imię i nazwisko danego lekarza, a ten po chwili się zjawił.

- Paul. No więc, ten młodzik upiera się, że leczysz jego matkę. Kylie Agreste. - Powiedziała prześmiewczo. Mężczyzna o dziwo niewiele starszy od niego, kiwnął głową i chwilę udawał, że śmieje się wraz z pielęgniarką. 

- Ja zobaczę czy nie uderzył się gdzieś w głowę.- Objął chłopaka ramieniem i zabrał go w głąb korytarza.

- Nie uderzyłem się w głowę. Słowo honoru! - Zaczął blondyn, a doktor zaśmiał się cicho.

-Wiem, wiem. Kylie jest w ostatniej sali. Po prostu jej przypadłość jest bardzo specyficzna i musimy ją odizolowywać.- Powiedział Paul.

- Czyli?- Zapytał Adrien.

- Czyli, że osłabnięcia z powodu używania zepsutego miraculum jest niespotykane.- Odpowiedział, a blondyn wpatrywał się w niego zszokowany.

- Skąd, s... s... skąd?- Nie udało mu się sklecić odpowiednio pytania, ale Paulowi i tak to jedno słowo wystarczyło.

-Twój ojciec mi wyjaśnił. - Zatrzymał się przed drzwiami.- Jesteśmy.- Otworzył je przed chłopakiem i wtedy ten zrozumiał słowa Nathalie. Ojciec zrobił błąd tak wielki, że nie byłby wstanie mu wybaczyć. Odebrał mu możliwość widywania matki. 

Kylie leżała na białym szpitalnym łóżku przykryta do połowy kołdrą. Ubrana była w szpitalną, białą koszulę nocną. Jej złote, matowe włosy, niczym siano leżało porozrzucane byle jak na poduszce. Zauważył również, że była nienaturalnie blada, a do jej ciała było poprzypinane mnóstwo rurek. Oczy miała zamknięte. Niepewnie podszedł bliżej, aby jej się przyjrzeć. Na rękach odznaczały się czerwone linie, żyły. Usta miała tak blade, że praktycznie nie było ich widać. Usiadł przy jej łóżko na krześle postawionym tuż obok i delikatnie złapał jej dłoń, a kiedy poczuł ciepło bijące od jej skóry dotarło do niego, że mimo tego, że mama jest w stanie okropnym, to żyje. Podniósł jej dłoń i przytulił do swojego policzka. 

- Mamusiu.- Szepnął.- Gdzie byłaś?- Po dłuższej chwili odłożył jej dłoń, otarł łzy, które w pewnym momencie poleciały mu z oczu i spojrzał na doktora, który u progu drzwi stał tyłem i pozwolił mu na tę chwilę samotności z matką.- Doktorze?

- Oczywiście.- Chrząknął i podszedł.- Kylie Agreste. Wszystkie funkcje życiowe w normie. Zaczęło się od nagłych osłabnięć.- Blondyn przypomniał sobie jak jego matka nagle upadała w kuchni, kiedy robiła obiad albo w trakcie zabawy w salonie.- W trakcie badań wyszło, że wszystkie jej narządy powoli umierają. Bardzo powoli. Trzymam ją tu w pewnej hibernacji, aby nie postępowała dana choroba.

- Dobrze, rozumiem.- Powiedział i znów złapał dłoń.- A teraz jeśli doktor pozwoli. Jutro z samego rana muszę wracać i chciałbym jeszcze z nią porozmawiać.

- Oczywiście. I następnym razem proszę od razu mnie wołać. W recepcji.- Odpowiedział lekarz i wyszedł i zostawiając chłopaka samego. Ten wtulił się w jej dłoń i zaczął łkać.

Pierwszy dzień Marinette był ciężki, zapamiętać tyle nazw kaw, tyle sposobów parzenia i bycia miłą dla podłych osób. Uradowała ją jedna rzecz, okazało się, że w barze niedaleko pracuje również Luka, więc przed swoją zmianą wpadł do niej na kawę. Zamówił Duże Cappuccino i babeczkę waniliową do tego. Z jakiegoś powodu jak przyglądał się jej w trakcie pracy, zawstydzało ją to. Postanowiła po tym pierwszym dniu ruszyć do baru swojego przyjaciela. Przy bramkach powołała się na jego imię i zauważyła go polerującego szklanki. Machnęła do niego ręką i ruszyła w jego stronę, ciesząc się, że jest na tyle wcześnie, że jeszcze nie ma zbyt wielu gości. Usiadła na wysokim krzesełku i oparła się o drewniany blat.

- Czy obsłuży mnie dziś może jakiś przystojny barman?- Spytała, a po chwili zaczerwieniła się.

- Czy ty próbujesz ze mną flirtować? - Uśmiechnął się, odkładając kufel i podając Marinette kartę.-Polecam ci Margaritę.- Dodał.

- No to jedną wezmę.- Stwierdziła.- No i to był żart, wybacz.-Dodała, po czym, gdy nabrała odwagi.- Ale mam nadzieje, że jednak po dłuższym czasie to nie będą tylko żarty.- Po tym stwierdzeniu Dziewczyna poczerwieniała jeszcze bardziej i spuściła wzrok, a chłopak, po postawieniu przed nią drinka, uśmiechną się rozbawiony.

- Ja też, Mari.- Odpowiedział. - A teraz pij. Zasmakuje ci.

- Już, już.- Stwierdziła. Najpierw lekko się skrzywiła, po czym delikatnie uśmiechnęła, uznając, że jest to naprawdę dobre.- Niezłe to jest.

- Ano, pewnie.- Powiedział z uśmiechem.- Jak będziesz chciała coś jeszcze to powiedz.

- A pracowałeś już jako barman?- Spytała.

- Parę razy.- Odpowiedział.- Najbardziej zapadło mi w pamięci, gdy utknąłem bez funduszy w Warszawie. Musiałem jakoś dorobić, aby wyjechać dalej. Zacząłem pracować w jakimś małym barze. Była to dziwna sytuacja. Szef pozwolił mi pomieszkać u niego, ale w zamian wypłacał mi połowę pensji, więc zebranie pieniędzy zajęło mi trochę dłużej.

- Rozumiem. Dobrze ci idzie, a drink był pyszny. Dlatego pytam.- Powiedziała, a w odpowiedzi kiwnął głową, obsługując kolejnego gościa.

- Luka, chcę jeszcze jedną tą mergatrite.- Stwierdziła.

- Margaritę.- Poprawił ją niebieskooki i zabrał się z robienie drinka. Podał dziewczynie z łagodnym uśmiechem. - Ale to ostatni.

- Jeszcze się zobaczy.- Usłyszał w odpowiedzi i westchnął ciężko w odpowiedzi, lejąc wódkę do kieliszka jakiemuś jegomościowi. Marinette wypiła jeszcze jednego drinka, którego podał jej inny barman.

MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz