Rozdział 25

1.6K 90 67
                                    

Całą drogę do szkoły Marinette zastanawiała się nad SMSem od swojego chłopaka. Była to naprawdę dziwna wiadomość, a najgorsze dla niej, że zignorował jej pytanie. W końcu natrafiła na niego pod szkołą. Pocałował ją w czoło na powitanie i razem weszli do środka. Wtedy gdy myślała, że będzie idealnie, pewne skośne oczy zburzyły wszystkie te myśli. Kagami stała przed ich klasą roztaczając wokół siebie aurę niedostępnej suki. Jak tylko oczy Adriena i japonki się spotkały, ruszyli w jej stronę, a chłopak zdaniem Marinette nawiązał w nową jakąś dziwną więź.

- Cześć Kagami, jak pierwszy dzień w szkole?- Spytał ze swoim przyjaznym uśmiechem numer 5. Marinette ze zgrozą doszła do wniosku, że Adrien uśmiecha się do niej tą samą miną co do Nino czy też niej samej zanim poznali swoje tożsamości. Tak szybko! Ile ona się napracowała na firmowy uśmiech numer 5.

- Nieźle, tylko nikt do mnie nie zagadał.- Odpowiedziała krzyżując ręce na klatce piersiowej. Adrien roześmiał się z jej słów, a Marinette z każdą mijającą sekundą popadała w coraz większy dół. Cholerna zimna suka. Pomyślała. Może dlatego, że nie jesteś jebaną królową świata i... Nie dokończyła myśli, gdy z zamyślenia wyrwały ją słowa jej chłopaka.

- Marinette, moja dziewczyna, na pewno się z tobą zaprzyjaźni.- Powiedział, kładąc jej rękę miedzy łopatkami i lekko popychając do przodu, aby stanęła tuz przed japonką. CO! KURWA NIGDY! NIE, NIE, NIE. Zaczęła krzyczeć w swojej głowie w panice. Po chwili uśmiechnęła się sztucznie i podała jej rękę. Kagami odwzajemniła uścisk.

- W końcu przyjaciół trzeba trzymać blisko.- Powiedziała z uśmiechem na drobnej twarzy i nagle pociągnęła ją do siebie tak, aby pochylić się nad jej uchem.- A wrogów jeszcze bliżej.


Jak tylko skończyły się zajęcia, Marinette wróciła w panice do domu i od dobrej godziny chodziła w kółko po swoim pokoju. Małe czerwone stworzonko latało wokół jej głowy, starając się ją uspokoić.

- Kagami wypowiedziała mi wojnę. Zmiecie mnie w pył. Umrę. Zabije mnie. Ona wbije we mnie miecz samurajski albo jeszcze okaże się, że jest jakimś pieprzonym ninja.- Mówiła do siebie. W końcu Tikki poddała się i poleciała do talerzyka z ciastkami. - Ale dlaczego? Co ja jej zrobiłam? Byłam grzeczna. - Piszczała do siebie z łzami w oczach i nagle usłyszała dźwięk SMSa. Zdziwiona poszła do telefonu i odkryła wiadomość od Juleki.

Juleka C.: Mari, Robię imprezę powitalną na statku jutro o osiemnastej. Będziesz?

Marinette zmarszczyła brwi i na chwile z głowy wypadła jej ta cholerna japonka. Impreza powitalna? Dla kogo? Pytała w myślach sama siebie, ale odpowiedziała, że z radością wpadnie i przyniesie ze sobą makaroniki oraz Adriena. Po chwili dostała odpowiedź z czarnym serduszkiem. Pogada ze swoim chłopakiem na patrolu, a teraz czas skupić się na lekcjach. Po skończeniu francuskiego, matematyki, fizyki, z trudem chemii, biologii i geografii postanowiła zebrać się na patrol. Wdrapała się na taras, z tam zmieniła się w niepokonaną Ladybug. Lateks otoczył każdy zakamarek jej ciała, a maska okryła połowę jej twarzy. Zahaczyła jojem o najbliższy stały punkt i postanowiła udać się w miejsce w jakim zwykle się widywali w trakcie patrolu. Pod Luwr.

Chat już tam na nią czekał. Adrien porwał ją w ramiona i słodko pocałował, a ona wplotła dłonie w jego miękkie włosy. Stwierdziła, że nie będzie martwic swojego chłopaka paplaniną nowej. W końcu to ją całuje w ten sposób i to z nią w jest w związku. Uśmiechnęła się do niego i przypomniała mu o obowiązkach. Poprzyglądali się Paryżowi z góry i w końcu zatrzymali się na najbardziej znanym punkcie widokowym tego miasta. Wieży Eiffela. Oboje usiedli tak, że nogi zwisały im luźno z konstrukcji, a Marinette oparła się głową o ramię chłopaka. Opowiedziała pokrótce o imprezie powitalnej na łodzi Juleki. O tym, że jutro są zaproszeni. Adrien z przyjemnością się zgodził, odgarniają z twarzy dziewczyny kosmyk włosów.

- Jeszcze pomyślałam, że zrobilibyśmy razem na tą imprezę razem makaroniki? Mogłoby być zabawnie.- Dodała z rumieńcem, a chłopak skrzywił się nieznacznie.

- Wybacz kochanie. Do szesnastej mam szermierkę, ale do Juleki na pewno się wybierzemy.- Odpowiedział i oboje wstali. Pocałował ją na pożegnanie i rozeszli się do domów. Marinette zdjęła przebranie, dała swojej kochanej Tikki ciasteczko, a potem wtuliła się w jej małe ciałko i poszły spać.

Następnego dnia obudziła się o dwunastej i spanikowała. Za późno, za późno. Krzyczała w myślach. A jej czerwone kwami śmiało się z jej zachowania. Marinette ubrała się w coś co może bez problemu ubrudzić, a na to swój nudny, różowy fartuch do pieczenia. Włosy związała w niedbałego kitka i zbiegła po schodach, chcąc iść do kuchni, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Podeszła niepewnie po schodach i zajrzała przez judasza, a w szoku odkryła, że widzi Chloe. Stała cały czas przechodząc z jednej nogi na drugą i przekładając jakiś pakunek z ręki do ręki. Oczy miała czerwone od płaczu i podkrążone, a włosy rozpuszczone. Nie była nawet pomalowana! Marinette niepewnie otworzyła drzwi, ale po drugiej stronie drzwi nikogo nie było. Na wszelki wypadek wyszła na korytarz i rozejrzała się na około, ale było pusto. Niby słyszała jakieś kroki, ale mogło się to jej również wydawać.

Wróciła ponownie do kuchni i zabrała się za robienie makaroników. Zabrało jej to sporo czasu, ale bardzo lubiła to robić, więc nie miała z tym żadnego problemu.Gdy skończyła była szesnasta. Postanowiła zadzwonić do Adriena, ale on nie odebrał. Pomyślała, że o prostu się przebiera i do niej oddzwoni, ale to nie była do końca prawda. Na szermierce pojawił się nowy zawodnik, którego chłopak zdążył poznać wcześniej - Kagami, z którym chłopakowi naprawdę dobrze się pracowało. Na tyle dobrze, że walczyli nie tylko do szesnastej, a dłużej. O wiele dłużej. Marinette czekała do siedemnastej, aż oddzwoni i jednocześnie ubrała swoją niebieską sukienkę w małe gwiazdy i do tego białe buty. Włosy zostawiła rozpuszczone, a nie wiedząc o której wróci, postanowiła wziąć ze sobą czarny sweter. Ponownie do niego zadzwoniła, ale znów nie odebrał, a wtedy zostawiła mu wiadomość.

- Pewnie jesteś zajęty czymś ważnym... Lub coś. Hehehe... Ja... - Przerwała na chwile patrząc na godzinę, ale minęły dopiero dwie minuty od siedemnastej.- Ja poczekam do wpół do... a potem pój... pójdę heh... ok? Najwyżej spotkamy się na miejscu.- Znowu zrobiła dłuższą przerwę.- A jak nie możesz być. Bo tata ci nie pozwolił... czy coś... to napisz...- Dodała i wyłączyła zostawiając wiadomość na jego telefonie i odetchnęła. Weszła na taras i usiadła na krześle, odkładając pudełko z makaronikami na stole. Półgodziny później znów zadzwoniła, ale ponownie zero odzewu. Tak jak postanowiła, ruszyła samotnie do łodzi Juleki i równo na osiemnastą trafiła pod nią. Szybko, nim ktokolwiek ją zobaczył, cofnęła się w cień, a następnie usiadła na schodach nieopodal. Wpatrywała się w gości, szukając blond czupryny. Nie było go tam. Zadzwoniła, ale nadal nie odbierał. Nie oddzwonił. Pół godziny później nadal go nie było i nadal nie odbierał. Marinette coraz bardziej zbierało się na płacz. O dziewiętnastej napisała Julece SMSa z przeprosinami, że nie da rady być. Objęła nogi rękoma i schowała twarz w w dziurę między klatką piersiową, a kolanami oraz zaczęła płakać. Poczuła jak Tikki przytula ją małymi rączkami za łydkę.

- Nie wierze, że nawet głupiego SMSa mi nie wysłał.- Wyszlochała do swojej małej przyjaciółki, ale po chwili poczuła, że jej kwami chowa się szybko do torebeczki. Poczuła dziwnie znajome ciepło obok siebie. Ktoś usiadł obok niej i objął ją, przyciągając do siebie oraz zaczął uspokajająco głaskać po ramieniu.

- Ktokolwiek cię, Mari, doprowadził do takiego stanu, zasłużył na wykastrowanie.- Usłyszała tak znajomy, ale również inny głos. Nagle ją olśniło. Na kilka sekund zapomniała o tym jak jej chłopak ją zranił i podniosła głowę, krzyżując spojrzenie ze znanymi jej niebieskimi tęczówkami.

- Luka!- Powiedziała szczęśliwa, widząc przyjaciela z dzieciństwa, na którego zawsze mogła liczyć i zawsze się nią opiekował. A po chwili napadł ją wielki dół i smutek spowodowany zranieniem przez jej chłopaka. Wtuliła się w dawno niewidzianą bliską osobę i wybuchła kolejną falą płaczu.- Och, Luka!

A Adrien oprzytomniał dopiero o dwudziestej.

MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz