Rozdział 39

1K 83 12
                                    

 - No to słucham.- Powiedział z lekkim uśmiechem, prześwietlając ją wzrokiem i przegryzajac ostatni kawałek ciasta.- Macie świetne ciasto marchewkowe, wiesz?

- Wiem.- Odpowiedziała.- Może nie koniecznie tu.

- Rozumiem.- Chłopak spojrzał na zegarek.- Mam jeszcze dwadzieścia minut do pracy. Chodźmy.- Ruszyli do wyjścia, gdzie kulturalnie przepuścił ją, przytrzymując drzwi. W oczy rzuciły się jej plaster na dłoni chłopaka i kilka zadrapań. Nieeee... Przeszło jej przez myśl. Nie zrobił tego. Może zwyczajnie naprawiał coś na statku i  był nie ostrożny? Gorączkowo myślała.

- Najpierw te ważniejsze. - Stwierdziła.- Jak możesz zachowywać się tak normalnie po tym co się wczoraj stało? Wczoraj... Dziś? Wiesz o co chodzi!

- Staram się jak mogę, skoro mamy razem wyjechać. - Stwierdził.- W mojej głowie kotłuje się wiele myśli, ale tu cały czas chodzi o ciebie. Jak już mówiłem, nieba bym ci uchylił, gdybym mógł, a na razie mogę zabrać cię do Włoch.- Słuchając tego Marinette serce biło zaskakująco szybko. 

- Czyli nadal mam zbierać pieniążki na nasz wyjazd?- Spytała, a chłopak odgarnął kosmyk jej włosów. 

- Oczywiście. Potrzebujesz przecież tego wyjazdu. - Odpowiedział, odgarniajac kosmyk jej włosów. Złapała jego nadgarstek.

- Jak dobrze, że tak mówisz. - Powiedziała, uśmiechając się łagodnie. Wtulila się w jego dłoń. - Napisze później. - Dodała. Po chwym odwróciła się i już chciała odejść, gdy przypomniała sobie o ręce. - Skąd ten plaster?

- Ten? - Mruknął, patrząc na swoją lekko poobijaną dłoń. - Zahaczyłem o jego zęby. - Powiedział z uśmiechem samozadowolenia na twarzy, a dziewczyna zbladła. - Musze lecieć. Zaraz moja zmiana.

Marinette patrzyła jak chłopak oddala sie do baru, a potem sama ruszyła do swojego domu, aby przygotować sie na nastepny dzień. Kiedy spojrzała na łóżko i kanapę, o dziwo nie pomyślała o swoim byłym, a o Luce. Zasiadła do komputera, wspominając zwyczajne rozmowy oraz wczorajsze... Pocałunki. Zaczęła przeglądać galerię zdjęć, aż w końcu znalazła swoje z Alyą i Chloe na kawie. Ustawiła je jako tapetę, a nastepnie zaczęła szukać tanich busów do Włoch na następny miesiąc. Tak na wszelki wypadek.

Adrien odkażał sobie wodą utlenioną wszystkie zadrapania jakich sie nabawił w trakcie bójki z Luką. Czy to można było nazwać bojką? To bardziej jednostronna masakra. Pomyślał, wycierajac wacikiem rozcieta wargę. Tym razem to nie było zwykłe jedno uderzenie jak ostatnio. Adrien nadal pamiętał wkurzony wzrok niebieskookiego chłopaka, który zadawał mu kolejne ciosy. Czuł te uderzenia jeszcze i miał nadzieje, że nie złamał mu zęba, gdy o niego zahaczył. Nagle przypomniały mu sie jego ostatnie słowa.

- Nie drecz jej więcej. Za miesiąc wyjeżdżamy. Wystarczająco dużo wycierpiała przez ciebie.

Wiedział, że chłopak miał racje i wiedział, że nie zasłużył na wybaczenie. Cicho westchnął.

-  Za miesiąc? - Spytał siebie w lustrze. Wyglądał okropnie. Jedno oko powoli mu puchło, usta miał w paru miejscach rozcięte oraz mnóstwo siniaków. W dodatku wszystko go bolalo, ale czuł, że na to zasłużył. - Muszę cokolwiek zrobić. Nie może wyjechać bez słowa.

Nastał okres wyników. Siedziała jak na szpilkach przed komputerem z rodzicami i Luką za plecami. Czekała na to dwa tygodnie. Dwa tygodnie kawy, stresu, niewiedzy i planowania. Co chwilę odświeżała stronę, aż w końcu pojawiły się procenty przy danych testach.

- Nie! Nie moge. - Krzyknęła, odwracając sie tyłem. Luka uśmiechnął sie lekko i podszedł bliżej.

- Zobaczmy. Humanistyczne 89%, Matematyka 76%, a z Angielskiego 83%. Bardzo dobrze Mari. - Powiedział i zszedł niżej na rozszerzenia. - Rozszerzenie z Angielskiego 78% i Rozszerzenie z biologii... - Na chwilę się zatrzymał. - 56%.

- Co... - Mruknęła, odwracając się do monitora. Potem oboje spojrzeli na rodziców.

- Podstawę i Angielski masz bardzo wysoki... - Zaczął jej ojciec i spojrzał na Sabine. Oboje kiwnęli do siebie głowami. - Z takimi ocenami dostaniesz się wszedzie.

- Nie widzę problemu. To świetne wyniki. Możesz jechać. - Powiedziała matka dziewczyny. Marinette zerwała się z krzesla i skoczyła na Luke, wtulając się w jego ciało. Chłopak przytulił ja w pasie i odkręcił wokół własnej osi.

- No to jeszcze dwa tygodnie i się pakujemy. - Stwierdziła Marinette, odsuwając głowę tak, aby spojrzeć na jego twarz. Dopiero po chwili odkryła, że jest tak blisko, że może policzyć wszystkie jego rzęsy. Oderwala sie od niego. - Trzeba zabukowac miejsca w busie. - Dodała.

- Oczywiście - Powiedział z uśmiechem. - Załatwię to. Kup wszystkie potrzebne sobie rzeczy.

- Czyli kosmetyki? - Spytała , unosząc brwi.

- Ty to powiedziałaś. - Uniósł ręce w geście obronnym. - Bede w takim razie szedł. Skoro wiem, że jedziemy, teraz dowiem się jak poszło mojej siostrze. I tak jej już wystarczająco smutno.

- Biedna Juleka. - Stwierdziła dziewczyna. - Nie sądziłam, że Rose ją odrzuci. Były tak blisko, że myślałam, że ich związek to kwestia wyznania. - Luka cicho westchnął, rozczochrał fryzurę dziewczyny i wyszedł. Sabine uśmiechnęła sie do córki.

- To jest taki miły chłopiec. Tata przyniesie ci z piwnicy różową walizkę. - Stwierdziła kobieta z uśmiechem, a Marinette podskoczyła z radości.

-O tak! Wyjeżdżam! - Krzyknęła.

Kolejne dwa tygodnie oscylowały między pracą, a planowaniem wyjazdu. Z dnia na dzień coraz mniej myślała o Adrienie i Kagami. Były noce, kiedy płakała i nie mogła zasnąć, ale wtedy dzwoniła albo do przyjaciółek, albo do Luki. Zawsze odbierali i pomagali. Kilka razy nawet Luka do niej przyszedł po pracy i ją uspokajał, aż zasneła a sam spał na wersalce. Dziewczyna trzy dni przed wyjazdem zakończyła współpracę z kawiarnią. Jej współpracownica nawet się popłakała i przytuliła na pożegnanie.

- Nie płacz. Jak wrócę to będę do was przychodzić. - Powiedziała.

- No chyba. Mamy świetne ciasto marchewkowe. - Stwierdziła, szlochając. Marinette uśmiechnęła się łagodnie.

- No właśnie. - Odpowiedziała. - Do zobaczenia.

- Do zobaczenia. - Usłyszała od kelnerki i wyszła z kawiarni. Kiedy wróciła z domu, zaczęła się pakować. Po spakowaniu połowy szafy, stwierdziła , ze resztę potrzebnych rzeczy dopakuje jutro. Przebrała sie w piżamaę i położyła się spać. Nastepnego dnia odwiedził ją Luka ze spakowaną już torbą.

- Mogę to zostawić u ciebie, prawda? - Dziewczyna kiwnęła, składając kolejną sukienkę, którą chciała schować do walizki, kiedy między bluzkami, a spodniami coś zwróciło jej uwagę. Otworzyła szeroko oczy, gdy wyjęła spomiędzy swoich ubrań czarną szkatułkę ze złotymi zdobieniami.

- Nie, nie, nie... - zaczęła mruczeć do siebie, patrząc na pudełko, wypełnione miraculami.

- W sensie, nie mogę zostawić tutaj mojej torby na te dwa dni? - Spytał zdziwiony. Marinette odwróciła sie do niego ze szkatułką w dłoniach.

- Nie o to chodzi. O TO chodzi. - Powiedziała. Luka wziął karteczkę samoprzylepną z wierzchu pudełka.

- Do biedronki, czas na moją emeryturę.

MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz