Rozdział 14

4.3K 276 44
                                    

Następnego ranka obudziła się sama w pokoju, a kiedy rozejrzała się z nadzieją spotkania Kota, niestety na daremno, ale po chwili przypomniała sobie wszystkie słowa jakie wczoraj od niego usłyszała. Opadła na poduszki unosząc kolana na wysokość swojej klatki piersiowej. Miała wrażenie, że ją mdli i było jej słabo, a w dodatku również strasznie zimno. Niepewnie dotknęła swego czoła i uznała, że chyba miała gorączkę. Teraz nie muszę przynajmniej udawać chorej. Pomyślała. Będę musiała tylko zejść na dół nie zauważona i sprawdzić sobie temperaturę. Nagle do jej pokoju wparował wysoki blondyn, a jego niebieskie oczy spojrzały na Marinette, prześwietlając jej duszę. Dłonią odgarnął kosmyki włosów z białej jak kredą twarzy. Dziewczyna skrzywiła się, przypominając sobie wczorajsze wydarzenie.

 Felix, jej okropny kuzyn oraz zakała rodziny, znowu wpadł w złym momencie. Zawsze to robił. Z Norą, jego siostrą, było tak samo, a że był w stosunku do niej nadzwyczaj zabory, nie mogło skończyć się to dobrze. Jako brat nie powinien czuć kazirodczych popędów, ale niestety, poczuł, kiedy zobaczył ją w łóżku ze swoim przyjacielem, podobno rozpętał w domu piekło. Dla niej. Jeszcze jak żyła, dzwoniła do Marinette i opowiadała Marinette, co jej kuzyn wyprawia. Wyzwiska i obelgi były na porządku dziennym, nawet przy rodzicach. Po ostatnich świętach u rodziny Felixa rodziny zerwały że sobą kontakty, więc nie była do końca pewna, co chłopak tu robił. Blondyn przenikliwe wpatrywał się w dziewczynę i wtedy przypomniała sobie o pewnym bardzo istotnym fakcie. Jest czerwona w czarne kropki.

- Ciekawy makijaż. Czyżby twój sponsor lubił takie rzeczy?- Spytał ironicznie, nawiązując do sytuacji z Kotem. Marinette oblała się krwistym rumieńcem.- Patrząc na jego strój... To nawet nie byłoby dziwne. - Ciemnowłosa wstała, obdarzając kuzyna zimnym wzrokiem.

- Po co tu przylazłeś?- Zapytała oschle, a Felix położył na podłodze talerz z tostami. Ostatni raz obdarzył dziewczynę chłodnym spojrzeniem, po czym wyszedł.Miała wrażenie jakby z każda chwilą było jej co raz słabiej i zimniej, ale wstała by podejść po swoje śniadanie.Zamiast tego od razu zasłabła i opadła na łóżko. Usłyszała trzask okna, a przez myśl jej przeszło, że chyba wczoraj go nie zamknęła. Jęknęła z bólu i uniosła dłoń, przekładając dłoń do rozpalonego czoła, po czym z trudem wstała, a następnie od razu upadła. Owiał ją chłodny, rześki wiatr poranka, dzięki któremu towarzyszył Czarny Kot. Marinette podniosła się ciężko, a w ostatniej chwili, tuż przed upadkiem, uratowały ją silne dłonie w lateksie. Bohater spojrzał na nią zmartwiony.

- Marinette! Nie powinnaś wstawać!- Powiedział, a dziewczyna prychnęła pod nosem, próbując się wyrwać się się z jego dłoni, ale była zbyt słaba.

- Na pewno cię to obchodzi. Chcesz mnie jedynie przelecieć, bo z moim alter ego się nie udało.- Warknęła, nieświadoma jak bardzo zraniła tymi słowami blondyna. Chłopak automatycznie się spiął. Mocniej ścisnął ramiona dziewczyny, która jęknęła. Jego dłonie były zimne i takie... Kojące. - Chociaż ja nie jestem lepsza.Wierzyłam ci. Na początku myślałam, że naprawdę mógłbyś coś do mnie poczuć, ale pewnie widziałeś we mnie tylko Biedronkę. Wiedziałeś. Przez cały ten czas byłeś świadomy, że to ja. Chciałeś mnie w sobie rozkochać, ale i tak chodziło o tamtą. A ja głupia miałam nadzieję i się w tobie jak idiotka zakochałam.- Wyszeptała. Wyrwała mu się i robiąc parę kroków w tył, upadła na łóżko. Pod palcami poczuła przyjemny materiał prześcieradła.

- Marinette...- Zaczął czule, chcąc się wtrącić.

- NIE MÓW TAK DO MNIE! - Warknęła.- Nie mi w tak czule, bo znowu zacznę wierzyć. A nie chce, bo to boli.- Chat mruknął wściekły i podszedł do niej. Pochylił się na nią, sprawiając , ze opadła na pościel. Zatopiła się w jego zielonych oczach. Oparł ręce po obu stronach jej głowy.

- Marrrrinette...- Zamruczał najczulej jak potrafił. Oczy dziewczyny zaszkliły się od emocji.

- Prze...- Zaczęła niepewnie.

- Nie! Nie przestanę nazywać miłości mego życia jej imieniem.- Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem. Zacisnęła ręce na kołdrze. 

- Nie wierzę.- Powiedziała zduszonym głosem, a z jej oczu popłynęły łzy.

- Mari, kocham cię. Was obie. Jesteś zabawna, słodka, mądra, pewna siebie i cholernie seksowna. Byłem zdziwiony, ze to ty nią jesteś. Byłaś taka nie pozorna, ale poznałem cię. Zrozumiałem, ze mimo wszystko jesteście tą sama osoba. Marinette Dupain-Chang, kocham cię. - Powiedział jej. Dziewczyna otworzyła usta. Nie wiedziała czy może mu wierzyć. Przez miesiąc ukrywał, ze wie kim ona jest. Jednak, te słowa. Oparł głowę na jej ramieniu, ale słyszał każde uderzenie serca, które napawało go nadzieją. - Co mogę zrobić, abyś mi uwierzyła.

- Pocałuj mnie.- Dziewczyna tak bardzo chciała dać mu drugą szansę. Podniósł głowę, patrząc na nią zdziwiony. Jej oczy były czerwone przez łzy, a usta półotwarte lekko drżały. Schylił się z nie podobną do niego niepewnością. Jego ruchy były wolne, zastanawiając się czy ciemnowłosa przypadkiem się nie rozmyśli, czy nie powie, że nie chce już go więcej widzieć. A nawet jeśli? Kocie, gorsze rzeczy robiłeś. Złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Włożył w ten pocałunek wszystkie swoje uczucia, aby dziewczyna mu uwierzyła. I tak się stało. Było w tym tyle miłości. Z jej oczu popłynęły kolejne łzy. - Kocie...- próbowała się odezwać, ale przeszkadzały jej te usta. Złapała jego twarz w swoje dłonie i odsunęła go od siebie.- Kotku, boje się. Strasznie się boje. Ale jednak... Kocham cię. Kocham... Do jasnej kocham niesamowicie mocno. -Złączyła swoje dłonie na jego szyi i zaczęła łkać.

 Ponownie ją pocałował, tym razem mocniej. Silniej i zachłanniej, ale nadal czule, przerywając jej wywód. Jęknęła i, pomimo gorączki trwającej jej ciało, przyległa do niego. Jego ręka złapała ją za włosy, pochylając jej głowę. Szarpnął trochę za mocno i gumka od jej włosów pękła, a z niej wyleciał czarny motyl. Dziewczyna upadła na poduszki tracąc przytomność, a wysoka temperatura zaczęła w szybkim tempie spadać. Czarny Kot podniósł głowę, patrząc na robaka, zmierzającego ku oknu. Używając swojej mocy, zniszczył go. Nadal nie pewny tego co się stało, podbiegł do dziewczyny. 

- Moja głowa.- Jęknęła z bólu, łapiąc się za skroń. Spojrzała na Kota i natychmiast przypomniała jej się sytuacja sprzed chwili. Wyznała mu miłość i to co najmniej dziesięć razy. Czyżby gorączka doprowadziła ją do takiej szczerości? Chyba tak. Taka była prawda. Chłopak natomiast stał sparaliżowany przez trzy minut i dopiero po tym czasie się rozbudził.

- Co to kurna było?


MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz