Niechętnie otworzyłam drzwi od samochodu i pozwoliłam by owiało mnie powietrze pachnące zwierzętami i trawą. Skrzywiłam się i spojrzałam na mojego wujka i ciocię.
- Och Christina! – wykrzyknął wuj, porywając w objęcia mamę. Byli rodzeństwem i pomimo silnych więzi nie mieli szans na częste spotkania. Objęłam się ramionami, kiedy otulił mnie nocny już wiatr. Było coś koło dwudziestej pierwszej. Na niebie lśniły gwiazdy, a kilka ludzi zaganiało już zwierzęta.
- Tak się cieszę, że Melissa do nas przyjechała – zaśmiała się ciocia.
- Lissa – warknęłam pod nosem, ale zostałam idealnie zignorowana.
- Na pewno jej się spodoba – dokończyła ciotka z wielkim uśmiechem.
- Jasne – mruknęłam do siebie i podeszłam na tył samochodu. Szarpnęłam za bagażnik i moim oczom ukazała się walizka. Wypchana po brzegi nie należała do najlżejszych, ale i tak złapałam za rączkę. Wyszarpnęłam ją z cichym stęknięciem i ruszyłam na ganek.
- Może pomogę? – wujek wyciągnął w moją stronę rękę, ale zgrabnie ją ominęłam.
- Nie trzeba – wycedziłam przez zęby i wciągnęłam ją po schodkach na ganek. Przed drzwiami położył się na całej długości duży pies z dość długą sierścią. Na łbie złote pasma zasłaniały jego czarne oczy. Wywiesił jęzor, kiedy mnie ujrzał i szybko podniósł się chcąc do mnie podejść. Sięgał mi prawie do bioder. Z niechęcią przeszłam obok psa i pchnęłam drzwi. Weszłam do dużego pomieszczenia. Po prawo wielki salon połączony był z jadalnią, a za ścianą z dwoma przejściami rozciągała się kuchnia. Była tu też łazienka i gdzieś w głębi spiżarnia. Weszłam po schodach z lewej strony na górę. Mały korytarzyk posiadał trzy drzwi. Jedne były na pewno sypialnią wujostwa. Drugie to łazienka, a po lewej otwarte to na stówę mój pokój. Rzuciłam na środek moją walizkę, a na łóżko z czarną pościelą moją torbę. Okno w lewej ścianie pokoju wychodziło na podjazd. Nie mogłam się tu cieszyć szerokim parapetem tylko zwykłym, na którym leżały jakieś dwie książki. Pokój był przeciętny. Kremowe ściany i tego samego koloru dywan wcale mnie nie kusiły. Meble były białe z czarnymi dodatkami. Nie było ich dużo. W kącie szafa, naprzeciwko okna pod ścianą komoda, a biurko przy parapecie, i przy drzwiach dwa regały. Do tego łóżko na samym środku naprzeciwko wejścia. Pokręciłam się po pokoju, a kiedy nuda zaczęła działać mi na nerwy postanowiłam zejść na dół. Będąc na schodach dobiegły mnie strzępki rozmowy.
- Nie wiem co mam robić – załamany głos mojej mamy przyciągnął moją uwagę. – Była taką cudną dziewczynką. Zresztą pamiętasz ją John. Istny klon Lucasa.
Drgnęłam na dźwięk imienia mojego ojca. Odkąd zginął jego imię nie padło w naszym domu. Słuchałam jednak dalej.
- Nie wiem co zrobiłam źle. Jaki popełniłam błąd? Może to ta przeprowadzka? Ale Kalifornia była domem Lucasa. To nie może być to. Zmieniła się. Zrobiła się tą typową nastolatką z miasta. Stało się to czego najbardziej się obawiałam.
- Zobaczysz. Nasze ranczo dobrze jej zrobi. Trochę jej się poprzypomina i następnym razem jak przyjedziesz znów będzie tą wiejską dziewczynką – skrzywiłam się, kiedy ostatnie słowa wypłynęły z ust cioci. Po moim trupie.
- Oby Kylee. Oby – moja mama westchnęła. W końcu wstałam z kucek i zeszłam po schodach jakby nigdy nic. We trójkę siedzieli na dużej kremowej sofie, a na stoliku do kawy przed nimi stały trzy filiżanki herbaty i ciasteczka. Przywitał mnie uśmiech na opalonej twarzy cioci. Brązowe oczy okalane krótkimi rzęsami idealnie pasowały do ciemnych blond, prawie brązowych włosów. Jasne brwi były wygięte w łuk. Musiałam przyznać, że moja ciocia należała do jednych z ładniejszych osób.
CZYTASZ
Naucz mnie żyć✔️
أدب المراهقين"Rozkapryszona, przemądrzała i czasem wręcz arogancka dziewczyna z miasta nie ma szans na przetrwanie na wsi." Znaczenie tych słów poznała siedemnastoletnia Melissa. Ma wszystko czego tylko mogłaby sobie wymarzyć. Popularna, podziwiana, rozchwytywan...