31. "Dobrze, że wyjechałaś"

2.7K 116 9
                                    

- Wiem, że nie chcesz o tym mówić, ale na pewno wszystko w porządku? – Ciszę w pojeździe przerwała moja matka. Wyjechałyśmy już z Jackson i jechałyśmy długa drogą otoczoną polami. Na dworze było ciemno, więc  przypatrywałam się gwiazdą.

- Tak. – Wzruszyłam ramionami. – Cieszę się, że zobaczę Alison.

Rodzicielka pokiwała lekko głową i zamilkła. Z przyjaciółką rozmawiałam codziennie, jednak przez ostatni tydzień unikałam również i jej kontaktu ze mną. Westchnęłam, uświadomiwszy sobie, że przydałoby się wszystko jej zrelacjonować.

- Podobało ci się na ranczu? – Christina znów się odezwała. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu nad jej nieudolnymi próbami podtrzymania rozmowy.

- Tak, wujostwo było bardzo miłe. – Pokiwałam głową. – I zdobyłam nowych cudownych przyjaciół.

- Ciszę się, skarbie, że tak mówisz.

- A co się działo w Venturze podczas mojej nieobecności? – Zlitowałam się i podtrzymałam konwersację. Kobieta wzruszyła ramionami i wydęła wargi.

- W domu było strasznie cicho bez ciebie – pożaliła się. – Ale w weekendy rodzice Alison zapraszali mnie do siebie na obiady.

- To dobrze – uśmiechnęłam się. – Nie spędzałaś czasu w samotności.

- Alison pytała się mnie, czy nie zmieniłaś planów dotyczących collegu.

- Naprawdę? – Wytrzeszczyłam na nią oczy. Dlaczego mnie o to nie spytała? Czyżby bała się, po moich opowieściach, że zamierzam zostać w Wyoming?

- Tak. Powiedziałam, że nic nie wiem o tym, żebyś coś zmieniała.

- I masz rację. – Wyjrzałam ponownie przez okno. – Nadal wybieram się do Berkeley.

- To dobry wybór. – Ucieszyła się mama.

- Taa...

Reszta drogi minęła nam przyjemniej. Opowiadałam mamie przygody z mojego pobytu na ranczu. Pominęłam nieodpowiednie dla jej uszu fragmenty. Zasnęłam nim wjechałyśmy za granicę Kalifornii. Obudziłam się dopiero, gdy drzwi od mojej strony się otworzyły i owiało mnie ciepłe poranne powietrze. Przejechałyśmy całą noc. Christina uśmiechnęła się do mnie sennie.

- Zaniosłam już twoje walizki na górę. – Pomogła mi wysiąść. – Idź się prześpij.

- Ty też. – Puściłam jej oczko i weszłam do domu. Prawie się rozpłakałam widząc wielki salon z dwiema szarymi sofami i kuchnie z jadalnią po mojej lewej. Szczęśliwa z powrotu weszłam na prawo po schodach i prawie wbiegłam do swojego pokoju.

Z histerycznym śmiechem rzuciłam się na biały dywan, a moją torebkę rzuciłam na prawo na biurko. Przy szafie stały moje walizki. Zdjęłam kurtkę i buty, po czym zakopałam się w fałdy kołdry i pozwoliłam, by Morfeusz przyjął mnie w swoje objęcia.

Obudziłam się o pierwszej po południu, kiedy mój brzuch przypomniał mi, że nie został nakarmiony przed snem. Z trudem opuściłam łóżko i stanęłam po środku pokoju. Uznałam, że przydałoby się rozpakować, ale moim priorytetem było porządne śniadanie. Czytaj dwa tosty z serem i masłem, płatki na mleku, serek waniliowy i kawa.

Wczłapałam się z zapasem żywności znów po schodach i zamknęłam w pokoju. Mama wciąż spała u siebie w sypialni i nie chciałam jej budzić. Gryząc tosty zaczęłam wykładać do szafy ubranie, które miałam ze sobą na ranczu. Kiedy do zjedzenia został mi już tylko serek, cała walizka była rozpakowana. Ubrania leżały na swoim miejscu w szafie, laptop zdobił jasne biurko, a buty zostały zniesione na dół razem z kurtkami. Schowałam dużą walizkę i otworzyłam torbę sportową. Na wierzchu leżały prezenty od przyjaciół, które dostałam na osiemnastkę. Nie było już ze mną srebrnej bransoletki. Otrząsnęłam się ze smutnego transu i porozstawiałam prezenty na półkach.

Naucz mnie żyć✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz