14. "Dziewczyny są serio dziwne"

3.6K 181 18
                                    

A/N: Pisałam przy piosence powyżej, więc wrzuciłam, gdyby ktoś chciał posłuchać ^.^

Odwzajemniłam uścisk i wypłakiwałam się w jej ramię. Tego było mi potrzeba. Człowieczego ciepła i osoby, która przytuli i wysłucha bez zbędnych pytań.

- To dupek – szepnęła mi we włosy. – Nie jest ciebie wart.

Odsunęłam się od niej na niewielki dystans i spojrzałam w brązowe oczy przepełnione troską i współczuciem. Uśmiechnęłam się, po czym zaniosłam śmiechem.

- Uwierzyłabyś, gdyby ktoś jakieś dwa tygodnie temu powiedział ci, że będziesz mnie pocieszać i przytulać? – załkałam ze śmiechem. Dziewczyna również się uśmiechnęła i starła mi łzę.

- Nie – zaśmiała się. – Raczej dałabym temu komuś w pysk i powiedziała, żeby się leczył.

Prychnęłam ze śmiechu, wyobrażając sobie wizję dziewczyny. Szatynka podała mi pudełko chusteczek, w które wydmuchałam nos i otarłam łzy.

- Dziękuję – zerknęłam na Carmen. – I... przepraszam.

- Nie – pokręciła głową. – To ja przepraszam. To ja wszystko zaczęłam.

- Obie jesteśmy winne.

- Gdybym wcześniej wiedziała, że wcale nie jesteś pustą blondyną z miasta, myślę, że mogłybyśmy się dogadać – upiła łyk herbaty i puściła mi oczko.

- Jeszcze nie jest za późno – wzruszyłam ramionami. Jak poparzone podskoczyłyśmy, kiedy coś z wielką siłą walnęło w okno. Spojrzałyśmy w tamtym kierunku, a Carmen wyjrzała na zewnątrz. Odwróciła się do mnie z zdezorientowaną miną.

- Nikogo tam nie – powiedziała, oplatając się ramionami. Coś znów walnęło, tym razem w drzwi. Pisnęłyśmy, a ja poderwałam się z podłogi i podbiegłam do szatynki. Dziewczyna chwyciła mnie za rękę i mocno ścisnęła.

- Co to? – spytałam szeptem. Zerknęła na mnie przerażona i pokręciła głową, ledwo wypowiadając słowa „nie wiem". Znów huk rozszedł się od uderzenia w drzwi. Chwyciłam lampkę, stojącą na biurku, wyrywając tym samym jej kabel z gniazdka. Carmen zrobiła sobie prowizoryczną broń z dużego, pustego wazonu. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja delikatnie pokiwałam głową. Szatynka nogą otworzyła drzwi, ale na korytarzu panowała cisza.

- Stacy?! – krzyknęła, wystawiając głowę poza framugę. Odpowiedziała nam głucha cisza. Dziękowałam Bogu, że nie ma środka nocy. Zeszłabym tu na zawał.

Powoli wyszłyśmy na korytarz, stąpając niczym po cienkim lodzie. Wyjrzałam za barierkę schodów, ale nie zauważyłam nic na dole.

- Schodzimy? – wyszeptałam, patrząc jak Carmen powoli wchodzi na schody. Kiwnęła głową nawet na mnie nie patrząc, a mi serce szybciej zabiło. Zeszłyśmy. Na dole panowała cisza, nie było widać żadnego nieproszonego gościa. Lekko rozluźniona stanęłam na środku salonu i rozglądałam się w koło. Wtedy jakiś garnek spadł w kuchni i potoczył się obok czarnej kanapy. Carmen wrzasnęła i doskoczyła do mnie, przytulając się i upuszczając wazon, który bezpiecznie wylądował na puchowym dywanie. Wystawiłam przed siebie lampkę, czekając na ruch włamywacza. Czułam ciepły oddech na swoi karku, kiedy Carmen bardziej się we mnie wtuliła. Zobaczyłam cień w kuchni i dołączyłam do krzyczącej szatynki. Kiedy w salonie pojawił się napastnik, nawet nie patrząc kto to, po prostu rzuciłam w niego lampką. Jęknął i złapał się za brzuch, padając na podłogę.

- O Boże Travis! – z kuchni wybiegła Honey i widząc mnie z Carmen przytulające się i patrzące z przerażeniem to na nią to na chłopaka, zaczęła się śmiać.

Naucz mnie żyć✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz