4. "(...) wierzę, że to doceni"

4.9K 189 53
                                    

- Na ile przyjechałaś? – spytał chłopak, kiedy staliśmy we dwoje przy pastwisku patrząc jak Eris biega i się pasie. Zmierzyłam go wzrokiem. Był wyższy ode mnie o głowę, a jego czarne jak smoła włosy były roztrzepane na wszystkie strony. Lustrował padok swoim przeszywającym, aroganckim spojrzeniem błękitnych oczu.

- Na rok – burknęłam, marząc o wydostaniu się stąd.

- Coś ci zrobiłem, że tak burczysz? – spytał oburzony patrząc na mnie spod uniesionych brwi. Spojrzałam w jego oczy kontrastujące z bladą cerą.

- Nie – warknęłam, odwracając wzrok. Mruknął coś w stylu „miastowa dziewczyna" i również odwrócił wzrok. Staliśmy tak czując narastające w powietrzu napięcie, kiedy poczułam znajome ciepło na nodze. Spojrzałam wprost na rozkładającą się Colę na moich stopach. Westchnęłam zirytowana i zakryłam oczy rękami.

- Czemu ten pies się do mnie przyczepił? – spytałam z udawaną rozpaczą w głosie. Nie doczekałam się odpowiedzi, więc podniosłam wzrok na chłopaka. Travis stał próbując powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.

- Czego? – syknęłam, próbując zrzucić sukę z nóg. Szczeknęła przyjaźnie i tylko bardziej się o mnie otarła.

- Lubi cię, jakimś cudem – powiedział, po czym wybuchł śmiechem. Prychnęłam i przewróciłam oczami. Schyliłam się i zepchnęłam Colę z moich czarnych trampek.

- Śmieszne – rzuciłam sarkastycznie w stronę chłopaka i ruszyłam w stronę domu.

- Ej, poczekaj! – krzyknął za mną i kiedy zagrodził mi przejście spojrzałam na niego krytycznie. – Zapomniałaś psa.

- Odwal się – warknęłam i szelmowsko ruszyłam przed siebie. Szłam dość szybko, żeby jak najszybciej znaleźć się już u siebie w pokoju. Nie dane mi było jednak rozkoszować się samotnością. W kuchni słyszałam jak robiła coś ciocia i cicho chciałam wejść po schodach. Po drodze nadepnęłam niestety na kość przyniesioną przez Colę i runęłam jak długa na podłogę.

- Melissa? To ty? – dobiegł mnie głos cioci. Z frustracją wymalowana na twarzy zajrzałam do kuchni. Doleciał do mnie zapach czekolady. Poczułam jak mój żołądek żąda ciasta zrobionego przez Kylee, które teraz piekło się w piecyku.

- Mam nadzieję, że lubisz czekoladę – zagadnęła, widząc jak patrząc się na ciasto siadam na krześle.

- Uwielbiam – powiedziałam zapominając o bolącym tyłku po upadku. Śmiech blondynki przywrócił mnie do życia.

- Dopiero je wstawiłam – wytłumaczyła stając do mnie przodem i opierając się o blat. – I jak ci się podoba na ranczu?

-Dlaczego Shadow? – spytałam próbując uciec od kłamania jaka to ta wieś jest cudowna. Bo nie była. Zdecydowanie wolałam zatłoczone miasto.

- Zakładaliśmy to ranczo razem z twoimi rodzicami. Twój ojciec zaproponował tą nazwę. Jego pierwszy ogier się tak nazywał. Dzięki niemu wygrał wiele cudnych nagród – Kylee uśmiechnęła się nostalgicznie.

- Co z nim?

- Zginął w wypadku razem z twoim ojcem – spoważniała i wróciła do wycierania naczyń.

- Och – westchnęłam. Cisza, która panowała między nami zaczęła działać mi na nerwy. Bez słowa wyszłam z kuchni i poszłam do swojego pokoju. Przesiedziałam tam całe popołudnie wychodząc tylko na chwile by zjeść obiad i ciasto. Rozpakowałam już całą swoją walizkę i zaczęłam przeglądać książki poukładane na półkach. Wątpiłam, że znajdę coś wartego uwagi, ale i tak po kolei z zainteresowaniem czytałam tytuły i krótkie opisy. Przeglądałam właśnie trzecią półkę od góry na regale, kiedy trafiłam na zeszyt z grubą okładką. Wyjęłam go i okręciłam w ręce. Nie otwierał się jak większość. Z boku miał magnetyczne zapięcie, a na okładce widniał piękny koń przypominający cień. Usiadłam na łóżku i otworzyłam go na pierwszej stronie.

Naucz mnie żyć✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz