7. „(...) zafunduję ci przejażdżkę ryjem po asfalcie, księżniczko"

4K 166 48
                                    

W dziwnie radosnym nastroju wparowałam do kuchni i przywitałam się z ciotką. Robiła właśnie obiad i zapach smażonego mięsa wdarł się do moich nozdrzy. Brzuch dość głośno upomniał się o pokarm i ciocia spojrzała na mnie rozbawiona.

- Działo się coś ciekawego w szkole? – spytała wracając do pilnowania kotletów. Wzruszyłam ramionami. Jedyne co dziś zrobiłam to genialnie unikałam Carmen.

- Nie – powiedziałam szukając wzrokiem czegoś do przegryzienia.

- A po szkole? – Głos Kylee zaczął ją zdradzać. Świetnie! Normalnie świetnie! Widziała jak Travis uczył mnie wsiadać na konia.

- Raczej też nie – odpowiedziałam tylko. Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Na pewno?

Kiwnęłam głową i usiadłam na stołku bawiąc się włosami. Przez chwile obydwie milczałyśmy pogrążone we własnych myślach.

- Fajny ten chłopak, nie? – Ciotka w końcu się odezwała. Zerknęłam na nią z niedowierzaniem.

- Słucham? – Zacisnęłam dłonie w pięści.

- Travis – sprostowała. – Fajny chłopak. Spędzacie ze sobą dużo czasu.

- Chodzimy razem do szkoły – wyjaśniłam przybierając moją naturalną postawę. – Nic nas nie łączy. A w ogóle jest arogancki.

- Ale i miły...

- Taa – syknęłam z sarkazmem.

Kylee pokiwała lekko głową. Wiedziałam, że niezbyt przemówiły do niej moje słowa, ale mało mnie to obchodziło. Mogła sobie myśleć co chciała, ale nie będzie mi wmawiać czegoś czego nie ma.

- Idę na górę – warknęłam i opuściłam kuchnie.

Zamknęłam się w swoim pokoju i sięgnęłam po komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz i zauważyłam, że mam trzy nieodebrane połączenia od Jamesa. Bez zastanowienia wybrałam jego numer i przystawiłam urządzenie do ucha. Po czterech sygnałach usłyszałam głos chłopaka.

- Hej kociaku – przywitał mnie radośnie.

- Hej – odpowiedziałam mniej entuzjastycznie.

- Jak się trzymasz? Mam ratować swoją damę w opresji?

Uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam na łóżko.

- Wytrzymam. Jestem silna.

- Wiem kociaku. Tęsknie za tobą.

- Ja za tobą też. Tu jest tak beznadziejnie.

- Wyobrażam sobie.

Zaśmiałam się patrząc na okno.

- Wątpię – szepnęłam.

Przez resztę czasu jaki pozostał mi do obiadu rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Jak zwykle. Nasze rozmowy nie należały do najciekawszych, ale nigdy się nie kończyły. Pierwszy raz poczułam tęsknotę za domem. Za wszystkim co tam zostawiłam. Minęło jakieś siedem dni, a ja z chęcią zasnęłabym i obudziła się w Kalifornii. Jednak cały czas zostawałam tu. W Wyoming.

W nocy nie mogłam zasnąć. Cały czas wpatrywałam się w nadal leżący na podłodze pamiętnik ojca. Biłam się z własnymi myślami. Dlaczego mama postanowiła wyjechać do Ventury? Dałybyśmy sobie przecież radę tutaj żyć. Czemu po wypadku taty nigdy tu nie przyjechałyśmy? I co takiego skłoniło ich do zaproszenia mnie tutaj?

Rano obudziłam się jakieś dziesięć minut przed budzikiem. Gotowa wyszłam z domu i skierowałam się na koniec drogi. Wyszłam za wcześnie, więc o wiele dłużej czekałam na busa. Kiedy w końcu podjechał byłam tak zmęczona, że po prostu mogłabym zawrócić.

Naucz mnie żyć✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz