Epilog

3.8K 187 24
                                    


- Już biegnę, biegnę. – Docisnęłam walizkę i wreszcie udało mi się ją zamknąć. Spojrzałam na cichą dziewczynę, która przyglądała się moim zmaganiom. Uściskałam ją przyjacielsko.

- Do zobaczenia, Emily. – Potargałam jej włosy. – Fajnych wakacji.

- Tobie również. – Uśmiechnęła się. – Wypocznij.

Pomachałam jej i ruszyłam z walizkami na korytarz. Przy drzwiach wyjściowych czekała już Honey i Alison. Luke wyjechał wczoraj, zamierzał odwiedzić siostrę, a następnie wrócić do domu. Ja z dziewczynami miałam inne plany. Wsiadłyśmy do taksówki i pojechałyśmy na lotnisko.

Nasza droga składała się z trzydniowego pobytu w Venturze, a następnie leciałyśmy do Nowego Jorku, gdzie miałyśmy spotkać się z Richem, Bradem i Carmen. Po kilku dniach miał dojechać również Ben. Jego romans z moją przyjaciółką na nowo odżył. Alison zmusiła go i obiecała, że będą to niezapomniane wakacje. Następnym punktem był wylot po dwóch tygodniach do Jackson, gdzie mieliśmy spędzić kolejny tydzień, a na następny pojechać na biwak do Yellowstone. Brad znów zarezerwował to samo miejsce, ale nikt nie narzekał. Wszyscy chcieli tam wrócić. Później miałam wrócić do Ventury z Alison, a dwa ostanie tygodnie spędzić nad oceanem z przyjaciółmi, którzy mieli do nas dołączyć.

***

Czekałyśmy na odbiór bagażu na lotnisku w Nowym Jorku. Honey zamawiała taksówkę do mieszkania Brada, a ja z Alison złapałyśmy walizki i dołączyłyśmy do blondynki. Dziewczyna warknęła i szybko się rozłączyła.

- Idiota – fuknęła. – Nie mamy taksówki.

- Hon – jęknęłam.

Dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem i chciała się odezwać, ale przerwały nam krzyki. Jakieś osoby po kolei wykrzykiwały nasze imiona. Rozpromieniłam się. W naszą stronę na czele z Carmen zmierzali Brad i Rich. Rzuciliśmy się sobie w ramiona. Rozpoczął się gwar, kiedy każdy zaczął się przekrzykiwać.

- Landryno! Ścięłaś włosy? – Carmen chwyciła za kosmyk blond włosów sięgający zamiast do łokci to do podbródka.

- Źle? – spytałam. Posłała mi sfrustrowane spojrzenie.

- Gdybym nie bała się, że mnie zabijesz już dawno bym ci to zaproponowała.

- Carmen ma rację. Wyglądasz lepiej w krótkich, blondi. – Brad objął szatynkę, a ja zmrużyłam oczy.

- Tak, tak – szatynka westchnęła. – Uprzedzę pytania. Jesteśmy razem.

- Wreszcie! – pisnęła Honey.

- Zawsze mówiłem, że to kwestia czasu.

Wszyscy umilkli, a ja zamarłam słysząc znajomy głos. Moje serce przyśpieszyło, musiałam zacisnąć pięści i zagryźć wargę. Powstrzymałam się od krzyku i odwróciłam, by sprawdzić czy nie mam kolejnych zwidów.

Travis stał oparty bokiem o ścianę i patrzył prosto na mnie. Byłam zbyt zajęta powstrzymywaniem się przed ucieczką, że nie usłyszałam jak moi przyjaciele opuszczają mnie w potrzebie.

- Cześć – szepnął. Patrzyłam otępiała w błękit jego oczu.

- Cześć. - Mój głos drżał. Zganiłam się sama nie wiedząc za co. Czy naprawdę łudziłam się, że mi przeszło? Jestem aż tak żałosna?

- Wiem, że nie chcesz mnie widzieć...

- Więc po co przyszedłeś? – przerwałam ostro. Spuścił na chwilę wzrok i przejechał dłonią po włosach.

- Nie chcesz moich przeprosin – zaczął cicho. – A ja nie chcę znowu ci ich prawić. Ale po prostu musiałem cię zobaczyć.

Rozłożyłam bezradnie ręce. Po co on to robi? Nie wie, że samą obecnością wprawia moje serce w szaleństwo?

- I chciałem ci wytłumaczyć – kontynuował. – Że wiem, że to moja wina. Gdybym od razu, kiedy zacząłem coś do ciebie czuć, wyznał ci prawdę... Obeszłoby się bez tego cierpienia. Ale nie mogę cofnąć czasu. I nie mogę żyć bez ciebie. Próbowałem. Szukałem jakieś dziewczyny, która jakkolwiek pozwoli mi o tobie zapomnieć, ale... Nie ma takiej. Bo to ty jesteś całym moim światem.

Zadrżałam. Mimo, że był środek lata, mi było zimno. Czułam jak krew odpływa z mojego ciała. Wszystko krzyczało, że go chcę, próbowałam to uciszyć, ale tylko powiększałam pragnienie.

- Nie zamierzam wam dłużej przeszkadzać – westchnął i odwrócił się, by odejść, ale po chwili dodał. – Przepraszam cię, Lissa. Szczerze cię przepraszam.

Ruszył do wyjścia. Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego pleców. Zaraz stąd wyjdzie i już go nie ujrzę. Przecież tego chcę, prawda? To dlaczego wewnętrznie płaczę i krzyczę, żeby zawrócił? Chcę by stanął, obejrzał się i wrócił. Zamknął w swoich ramionach i pozwolił się pocałować. Co ja robię?

- Travis! – zawołałam za nim. Odwrócił się zaskoczony. Wolnym krokiem zaczęłam do niego iść, lecz nie wytrzymałam i pędem rzuciłam mu się w ramiona. Wciągnął głośno powietrze i zakleszczył mnie w objęciach.

- Nienawidzę cię – syknęłam. – Ale nie potrafię pozwolić ci odejść. Tyle cierpiałam, że kiedykolwiek do tego dopuściłam. Nie popełnię drugi raz tego błędu.

- Lissa, ja...

- Cicho – zganiłam go, patrząc mu głęboko w oczy.

Pokiwał głową i mnie puścił. Lustrował moją twarz i sięgnął ręką do moich włosów, ciągnąc je w ten znajomy sposób co zawsze.

- Obcięłaś. – Uśmiechnął się. – Wyglądasz cudownie.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć, dlatego stałam i patrzyłam się wprost w jego oczy.

- Ferajna – krzyk Carmen przywrócił mnie do rzeczywistości. – Chodźcie. Nie mamy całego dnia.

- Pojedziesz z nami? – zapytałam. Wydał się zaskoczony moim pytaniem, a ja znałam już jego odpowiedź.

- Oczywiście.

Ruszyliśmy w kierunku wyjścia, gdzie stali nasi przyjaciele. Próbowałam zignorować dłoń Travisa ocierającą się o moją

- I jak? – Honey posłała mi chytry uśmieszek. – Jednak nasze plany nie są takie złe?

- To wy go tu ściągnęłyście?!

- Aha. – Alison podała mi moje walizki. – Nie ma za co.

Wyszły na zewnątrz, a my poszliśmy za nimi. Nie wierzyłam własnym uszom. Zabroniłam im, ale co z tego? A co jeśli wyjdzie z tego coś dobrego? Miałam dość uciekania. Dlaczego nie pozwolić Travisowi na nowo wejść w moje życie? Wystarczy trzymać go na smyczy i nie pozwolić znów mu mnie skrzywdzić.

- Zapomniałbym. – Travis zatrzymał się przed samochodem Brada i wziął moją rękę.

Zapiął na niej srebrną bransoletkę. Zrobiło mi się cieplej na sercu i walczyłam ze łzami.

- Cały czas ją miałeś?

- Nie potrafiłem o tobie zapomnieć. – Spojrzał mi czule w oczy.

Patrzyłam na srebro skrzące się światłem słońca. Zatrzymał ją chociaż powiedziałam, że nie chcę go więcej widzieć. Nie znalazł żadnej innej naiwnej. Przestał sobie grać uczuciami. Bo sam przegrał. Zerknęłam na niego ukradkiem. I już wiedziałam. Nie ucieknę. I nie pozwolę mu odejść. Teraz ja rozłożę karty i rozpocznę grę. Spróbuję. Kocham go, ale potrzebuję czasu, abym na nowo mu zaufała.

Ale czas jest teraz moim sojusznikiem.

- E! Ferajna! – Carmen wychyliła głowę przez okno auta. – Ruchy!


Naucz mnie żyć✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz